„Polski Pingwin” to niezwykle pożyteczny Fiat. Dzięki niemu wiedziałeś, jak masz jechać po drodze
Na bazie Malucha powstawało wiele ciekawych prototypów o równie ciekawych nazwach. Obok Brzdąca, Bombla, czy Wadery, powstał także małoseryjny Pingwin, służący do malowania pasów na drodze.

Na początku lat osiemdziesiątych pojawiały się potrzeby tworzenia nowoczesnego sprzętu do budowy i obsługi infrastruktury drogowej, w tym mobilnej malowarki do dróg. Cóż, czas leciał, technologia się rozwijała, więc warto byłoby popracować nad czymś ułatwiającym drogowcom ich pracę. Problem w tym, że jak to w czasach słusznie minionych, wiecznie brakowało środków pieniężnych.
Postanowiono zatem przystąpić do realizacji projektu na bazie istniejącego już auta. A które byłoby bardziej adekwatne, niż najtańszy z polskich aut - Polski Fiat 126p. Dlatego w Ośrodku Badawczo-Rozwojowym Samochodów Małolitrażowych Bosmal wzięto Kaszlaka, narzędzia i zabrano się do lepienia.
Malucha to już nie przypominało...
Z przedniej części nadwozia usunięto pokrywę bagażnika oraz część pasa przedniego z reflektorami. Usunięto także dach do dolnej krawędzi okien. Teraz do oświetlenia drogi służyły zamontowane nad błotnikami reflektory z ciągnika rolniczego Ursus, zaś kierunkowskazy przejęto z Żuka. Zwolnione miejsce posłużyło do zamontowania sprzętu, który miał pomóc pojazdowi w wykonywaniu jego pracy - urządzenia malującego i zbiornika na sprężone powietrze. Te zaś służyły do malowania znaków poziomych na drodze, krawężników oraz przejść dla pieszych. Tak przygotowany wynalazek otrzymał przesympatyczną nazwę Pingwin.
Znakowarka mogła malować pasy o szerokości 120 lub 240 mm z przerwą między pasami wynoszącą od 0,5 do 8 m. Co było jak na te czasy dość nowoczesne, była ona w pełni zautomatyzowana i wszystkie czynności robocze można było wykonać z kabiny kierowcy. Jedynym wyjątkiem była obsługa celownika, służącego do naprowadzania pistoletów do malowania. Choć oczywiście w razie konieczności można było przejść na obsługę ręczną.
Więcej przeczytasz o polskiej motoryzacji przeczytasz tutaj:
„Maluch jest za szybki” - nie powiedział nikt nigdy
Przeróbki wymusiły pewne zmiany w poruszaniu się autem. Choć nie wiemy, czy prędkość maksymalna i przyspieszenie pogorszyły się w porównaniu do fabrycznego Malucha, to prędkość drogową ustalono na 25 km/h. Żeby tego pilnować, na desce rozdzielczej umieszczono specjalną kontrolkę, która zapalała się w momencie przekroczenia tej wartości. Zaś prędkość robocza podczas znakowania wynosiła 7 km/h.

Po wykonaniu potrzebnej drogowcom jednej serii Pingwinów, wykonywanych przez kilka lat począwszy od 1983 r., projekt nie był dalej rozwijany. Liczba wykonanych Pingwinów nie jest dokładnie znana, lecz najprawdopodobniej było to 20 sztuk. Poszczególne egzemplarze różniły się między sobą - przykładowo, obok modeli całkowicie pozbawionych dachu, tworzono też takie z częściowo pozostawionym dachem nad miejscem operatora. Użytkowano je w latach osiemdziesiątych i na początku dziewięćdziesiątych, po czym popadły w zapomnienie. Egzemplarzy które przetrwały można oglądać głównie w muzeach m.in. w Muzeum Drogownictwa w Szczucinie.
Zdjęcia: Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad