Koniec Lexusa GS w Europie. Następca będzie miał przedni napęd
Wiele wskazuje na to, że dni tylnonapędowych sedanów klasy wyższej Lexusa są w Europie policzone. Dlaczego Lexus GS nie odniósł sukcesu?
W ostatnich dniach dużo mówi się o koncernie Toyoty. Niedawno powitaliśmy nowe RAV4, a chwilę wcześniej dowiedzieliśmy się, że produkcja Avensisa dobiega końca. Teraz znowu pora na pożegnania – tym razem Lexusa GS, który konkurował z BMW 5 czy Mercedesem klasy E.
Dealerzy nie zbierają już zamówień na GS-y.
Przedstawiciel jednego z warszawskich salonów upewnił mnie przez telefon, że GS-a owszem, nadal można kupić, ale jedynie jeśli chodzi o już wyprodukowane egzemplarze.
Czy to oznacza, że Lexus zupełnie odpuszcza sobie ten segment w Europie?
Pod koniec roku do salonów trafi model ES.
ES również jest modelem klasy wyższej. Na wielu rynkach, w tym w Stanach Zjednoczonych, ES i GS są sprzedawane jednocześnie.
Różnica polega na tym, że nieco droższy GS to tylnonapędowy sedan zbudowany przez Lexusa od podstaw, natomiast ES to samochód z napędem na przód. W Europie GS-a zastąpi zupełnie nowa generacja ES-a.
W Europie nie ma sensu sprzedawanie dwóch modeli tej samej klasy.
Dlatego klienci na Starym Kontynencie dostaną jedynie ES-a. Mowa o jego nowym wcieleniu, które jeszcze nie ujrzało światła dziennego.
Dlaczego Lexus GS się nie sprawdził?
Wiadomo, że sprzedaż Lexusa w Europie stanowi jedynie ułamek tego, co sprzedają takie marki jak BMW czy Audi. W dodatku za większość wyników odpowiadają SUV-y NX i RX, a do gamy wkrótce dołączy też UX. Poczciwy GS nie był często wybierany, choć nie można mu zarzucić, że był złym samochodem. Co zadecydowało o tym, że klienci w Europie go nie polubili?
1. Brak prestiżu
W Stanach Zjednoczonych Lexus jest bardzo szanowany, ale po tej stronie oceanu pozycja niemieckich marek jest o wiele silniejsza. Wiadomo, że klienci z ogromnego, niemieckiego rynku będą woleli wybrać Mercedesa czy BMW, a nie Lexusa – zwłaszcza jeśli mówimy o segmencie sedanów klasy wyższej, przyciągającym dość konserwatywnych klientów. Ale to nie wszystko.
2. Brak wersji kombi
Spora część aut tej klasy wyjeżdża z salonów w wersji kombi. Wszyscy znaczący konkurenci – czyli Audi, BMW, Mercedes i Volvo, a nawet Jaguar – mają w gamie także bardziej praktyczne odmiany swoich sedanów.
Japończycy nie zdecydowali się na wprowadzenie GS-a kombi, więc spora część klientów szukająca takiego nadwozia nawet nie wchodziła do salonu Lexusa.
3. Brak napędu na cztery koła
Można długo dyskutować, czy klienci kupujący auta z napędem na cztery koła faktycznie potrzebują takiego rozwiązania, ale to fakt: wiele osób boi się napędu na tył. GS tej generacji nie był dostępny z napędem na obie osie. Lexus „skazywał” każdego, kto chciał bardziej praktycznego nadwozia i napędu na obie osie na RX-a.
A jeszcze nie wszyscy chcą mieć SUV-a.
4. Brak diesla
Ten argument już traci na znaczeniu, ale w dalszym ciągu spora część aut w tym segmencie ma pod maską mocne silniki diesla. Lexus ich nie oferował, proponując w zamian hybrydy.
Nie każdy jest do nich przekonany.
5. Wygląd
Lexus GS nie jest brzydki, ale przy nowym LS-ie wygląda jak ubogi krewny. A gdyby tak stworzyć następcę, który jest podobnie stylizowany? Mogliby go kupić ci, których nie stać na LS-a, ale są fanami jego stylistyki. Może wtedy Lexus zdobyłby więcej klientów, dla których niemieckie limuzyny są nieciekawe?
GS nie był idealny, ale wprowadzenie w jego miejsce modelu ES też nie wydaje się świetnym rozwiązaniem. Jego sprzedaż będzie pewnie kanibalizowana przez Camry. Obawiam się, że to już ostatnia próba Lexusa na zdobycie klientów w tej klasie. Później zostaną tylko SUV-y.