REKLAMA

Moja matka potrafiłaby lepiej zaprojektować e-Tolla niż sztab ekspertów, a nie ma nawet prawa jazdy

Jak działa system e-Toll? Tak wyśmienicie, że gdybym poprosił o zaprojektowanie systemu poboru opłat moją matkę, to z pewnością zrobiłaby to znacznie lepiej. 

jak działa e-toll
REKLAMA
REKLAMA

Zapewne ułatwiłoby jej to, że jest bardzo wykwalifikowaną specjalistką od finansów, a do tego potrafi używać mózgu w swojej pracy, o co nie można podejrzewać licznej rzeszy ekspertów, którzy zaprojektowali system poboru opłat w takim kształcie, w jakim ruszył od pierwszego grudnia. Zobaczcie sami — od kilku dni cały polski internet analizuje różne warianty płatności, wymienia kolejne aplikacje, które mają ułatwić nam podróż. Przedsiębiorcy zastanawiają się jak dodać do aplikacji floty, a zwykli ludzie są bombardowani komunikatami. Tymczasem zastanawiam się, czemu kogokolwiek dziwi, że jak zwykle mamy dom publiczny na kółkach za publiczne pieniądze. Weźmy taki fragment z zestawienia metod płatności przygotowanego przez red. Baryckiego:

Ludzie kochani, jeżeli to nie jest definicja wydawania publicznych pieniędzy w tym kraju, to nie wiem co nią jest. Ale zostawmy papierowe rozwiązania dla zacofanych i skupmy się na nowoczesnych metodach, czyli na aplikacjach.

jak działa e-toll

To jak działa aplikacja e-Toll i cały ten system to jedna wielka porażka

Przypominam — prace nad nowym systemem prowadzone były przez wiele miesięcy. Obejmują dwa odcinki autostrad o zawrotnej łącznej długości 260 km (!). W efekcie otrzymaliśmy dwie aplikacje: jedną e-Toll do automatycznego naliczania opłat na podstawie faktycznie przejechanego dystansu oraz e-Toll PL Bilet do kupowania biletu na określone odcinki. I tak pierwsza aplikacja to kompletna porażka. Śledzi użytkownika, zawiesza się, wymaga utworzenia konta na rządowej stronie. Jest po prostu dramatem. Druga dla odmiany działa lepiej, ale nie obsługuje płatności kartami flotowymi, ani najpopularniejszego standardu płatności w polskim internecie - Blika. Jak można było to pominąć? Nie mam pojęcia. Patrząc na poziom zaawansowania aplikacji, to i tak dobrze, że nie wymagają płatności przekazem pocztowym. Do tego trzeba znać nazwy węzłów na pamięć, zamiast wybrać je z mapy. Pominę milczeniem fakt, że obie te aplikacje można było połączyć w jedną sprawną, w której użytkownik wybierałby, w jaki sposób chce zapłacić.

jak działa e-toll

To, że dało się to zrobić dobrze, pokazują przykłady innych aplikacji do płacenia, które nie powstały za państwowe pieniądze. Autopay, Spark, a teraz nawet dołączył Orlen Pay i Yanosik. Zapewne w sposobie finansowania tkwi największa różnica. Najwidoczniej jak się odpowiednio zapłaci, to aplikacja do obsługi systemu e-Toll działa bardzo dobrze.

System e-Toll powinien być prosty i opierać się na kamerach, które odczytują numery rejestracyjne

Takie rozwiązania są w użyciu na całym świecie. To nie jest żadna magia. Co więcej — my mamy już takie kamery na autostradach. Wystarczyło je podpiąć do jednego systemu, pozwolić użytkownikowi utworzyć konto w państwowym serwisie e-Toll, a następnie zautomatyzować cały proces poboru opłaty. Ale po co, skoro dzięki takiemu systemowi jak mamy obecnie można przepalić miliony złotych, wprowadzić chaos i utrudnić wszystkim życie.

e-toll a2 1.10

Idealne państwo ułatwia obywatelowi życie i wymaga jak najmniejszego zaangażowania do takich czynności jak opłacenie przejazdu autostradą. Niestety u nas się nie da. Nie rozumiem, czemu nie wrócimy do pomysłu całorocznych winiet, które jak dla mnie mogą i obejmować wszystkie drogi w kraju. Austriacy za roczną winietę płacą 90 euro, Czesi 1500 koron. Z radością zapłaciłbym państwu te 300 zł rocznie za to, żebym nie musiał niczego instalować od nich i użerać się z wybieraniem odcinków.

REKLAMA

Ale nawet nie to mnie najbardziej denerwuje

Pal licho, co sam bym proponował. Pozostańmy przy systemie zaproponowanym przez rządzących. Oczekiwałbym, że do dnia pierwszego grudnia wszystko powinno być porządnie przetestowane na wszelkie możliwe sposoby. Wyobrażam sobie, że po autostradzie jeżdżą tam i z powrotem zespoły testowe z różnymi komórkami, żeby sprawdzić poprawność działania aplikacji. Chciałbym, żeby wszystkie problemy, o których od kilku dni raportują użytkownicy, były wychwycone na etapie testów. Tymczasem wygląda to tak, że ktoś pomyślał: a kij, jakoś to będzie. I im więcej czytam o tym jak wygląda pierwszy dzień funkcjonowania systemu, tym nabieram większej pewności, że właśnie tak jest. Okazuje się, że nawet najprostszy system za grube miliony można zepsuć. To dokładnie tak, jak w tym kawale o dwóch metalowych kulkach. Tylko to my, kierowcy, dostajemy później tymi zepsutymi kulkami po głowie.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA