REKLAMA

Koniec marzeń, panowie. Izera idzie do kosza

Zastanawiałem się ostatnio co słychać w sprawie polskiego samochodu elektrycznego, który miał sprawić, że nasz kraj stanie się motoryzacyjnym graczem. Okazuje się, że najnowsze wieści są druzgoczące dla wszystkich tych, którzy liczyli na to, że już w przyszłym roku będą mogli zamówić sobie Izerę. 

izera
REKLAMA

Izera nie ma lekko. Pierwszy prototyp pokazano w 2020 r., a według pierwotnego harmonogramu już teraz prace nad budową fabryki miałyby być na ukończeniu, a w 2026 r. z taśmy montażowej miały zjechać pierwsze seryjne modele. Państwo wpompowało w ElectroMobility Poland, spółkę odpowiedzialną za produkcję samochodu setki milionów złotych, a samochodu jak nie było, tak nie ma. W międzyczasie projekt przeszedł lifting, co było na swój sposób urocze, bo lifting modelu, który nie trafił do produkcji jest czymś świeżym.

REKLAMA

Projekt wiecznie spóźniony.

Spółka miała kłopoty z dotrzymaniem harmonogramu prac, ale dopóki trwał poprzedni rząd, to projekt był niezagrożony, mimo krytycznych uwag ze strony Najwyższej Izby Kontroli, która przeprowadziła audyt działalności spółki. Nie nastrajał on optymizmem, ale władze mówiły, że nawet jeżeli trochę się spóźnią, to nic, bo polski samochód elektryczny i tak powstanie. W międzyczasie udało się znaleźć dostawcę platformy - chińskiego giganta Geely, co było naprawdę dobrym ruchem ze względów technologicznych. Przez chwilę pojawił się cień szansy, że coś uda się zrobić, że nasz kraj znów będzie produkował samochody. Wprawdzie o mocno chińskim rodowodzie, ale nie można mieć wszystkiego. 

izera

Jednak nad projektem pojawiły się czarne chmury w postaci problemów z zakupem działki pod budowę fabryki oraz zmianą opcji politycznej u władzy. Sparaliżowało to inwestycję. Po polu gdzie miał stanąć zakład produkcyjny ganiają się myszy, spółka dwukrotnie zmieniła prezesa, apeluje o wsparcie, a rząd nie ma pomysłu co dalej. Najchętniej zakończyłby inwestycję jak najszybciej, co wbrew pozorom nie byłoby takie głupie, ale wtedy spotkaliby się z zarzutami, że zwijają polskie inwestycje i że pewnie robią to na życzenie Berlina. 

Impas trwał prawie rok. Robiono dobrą minę do złej gry, mówiono, że trwają prace nad zmianą koncepcji. W międzyczasie pojawiła się dosyć ciekawa okazja. Unia Europejska wprowadziła zwiększone cła na import chińskich samochodów elektrycznych, co skutkowało tym, że chińskie firmy postanowiły szukać miejsc, gdzie można uruchomić produkcję swoich modeli, tak żeby uniknąć ceł. Na razie Polska podobno przegrywa z Hiszpanią, ale może się to zmienić, bo właśnie pojawił się nowy wywiad, który rzuca nowe światło na Izerę.

To koniec Izery, tylko nazwany inaczej.

Minister Aktywów Państwowych, Jakub Jaworowski udzielił wywiadu Dziennikowi Gazeta Prawna, w którym wypowiada się krytycznie o Izerze.

Nastąpiła zmiana koncepcji całego projektu. Teraz mówimy już nie o Izerze, to była jakaś fantasmagoria, lecz o polskim klastrze elektromobilności.

A co to znaczy? Nie powstanie żaden polski samochód elektryczny, tylko Polska zaoferuje Chińczykom miejsce pod budowę fabryki, bo bardziej opłaca się ściągnąć inwestora z grubym portfelem, niż dalej finansować spółkę, która nie stworzy własnego samochodu, bo nie ma na to pieniędzy ani kompetencji. Tym komunikatem minister potwierdził, że Polska wraca do gry o fabrykę dużych chińskich producentów i czuję w kościach, że Geely to nadal najbardziej łakomy kąsek.

REKLAMA

Więcej o Izerze przeczytasz w:

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA