Zacznijcie kupować Hyundaie, bo spowodujecie bezrobocie w Korei
Gdybym miał trochę więcej empatii, to właśnie biegłbym do najbliższego salonu Hyundaia i podpisywał umowę na korzystne finansowanie Ioniq 5 N, albo chociaż na dwa Instery. Nie kupujecie elektrycznych aut od firmy Hyundai i zaczyna być to problemem.

Na pewno znacie teorię efektu motyla. Zgodnie z nią trzepot skrzydeł motyla w Ameryce Południowej, wywoła za jakiś czas tsunami w Japonii. Ta teoria pięknie tłumaczy coś, co nazywamy chaosem determistycznym. To układ, w którym zmiany zachodzą tak dynamicznie i są tak skomplikowane, że wydają się kompletnie przypadkowe. Wszystko, co się w nim dzieje wynika z innych działań. Nawet najmniejsza zmiana jednego z parametrów z czasem powoduje coraz większą zmianę w całym układzie. Tym samym z pozoru nieznaczące zdarzenia z czasem wywołują poważne konsekwencje.
Życie
I tak jest w życiu. Wyobraźmy sobie hipotetyczną sytuację - szukacie nowego samochodu przeglądacie różne oferty i w końcu decydujecie się na wybór marki Hyundai. Idziecie do środka, sprzedawca proponuje wam elektryczną Konę, ale ostatecznie bierzecie jej klasyczną wersję. Z pozoru nic się nie stało, kupiliście przecież samochód producenta. Tymczasem w wyniku waszego działania na drugim końcu globu, jakiś nieznany wam Koreańczyk jest zagrożony utratą pracy, bo fabryka, w której pracował, zawiesiła pracę. I tak wygląda efekt motyla w praktyce.
Fabryka Hyundaia wstrzymuje produkcję. Wszystko przez brak zamówień
Fabryka w Ulsan produkuje elektryczną Konę i Ioniq 5. A raczej produkowała, bo z powodu niskiej liczby zamówień musi wstrzymać pracę na co najmniej tydzień. I nic nie zapowiada, że ma się to zmienić. Według danych sprzedażowych na liście najlepiej sprzedających się aut elektrycznych w 2024 r. Kona zajęła 14. miejsce, a Ioniq 5 w ogóle się na niej nie znalazł.
W USA jest tylko trochę lepiej. Mówi się, że to głównie zasługa wyjątkowo atrakcyjnego finansowania, ale ten rok zapowiada się gorzej za sprawą Donalda Trumpa. A to już druga pauza w fabryce w Ulsan. Poprzednia trwała kilka dni i wydarzyła się ledwo miesiąc temu. Miała być elektryczna ewolucja, a jest nerwowa atmosfera i wizja utraty pracy. Dlatego zastanówcie się następnym razem i kupcie samochód elektryczny, a nie spalinowy. Powiecie, ale przecież wtedy pracę mogą stracić ludzie budujący klasyczne samochody. Otóż nie, bo zapotrzebowanie na spalinówki jest tak duże, że pracownicy mogą spać spokojnie.
Więcej o Hyundaiu przeczytasz w: