REKLAMA

Hyundai Kona N to motoryzacyjny gadżeciarz. Zbyt szybki test zbyt szybkiego crossovera

Ile gadżetów powinno być w topowym modelu linii Kona? Odpowiedź prezesa z pewnością brzmiała „tak”.

hyundai kona n
REKLAMA
REKLAMA

Już sama nazwa Kona jest śmieszna, a jak do tego doda się jeszcze na końcu literę N, oznaczającą wersję sportową, to już wychodzi Kona N - barbarzyńca. Rzeczywiście, coś w tym jest. Hyundai Kona N to trochę drogowy barbarzyńca. Wygląda na umięśnionego i jest bardzo szybki w ruchach. Ale tak naprawdę wcale nie chodzi w nim o te osiągi, zwłaszcza że korzystanie z nich bywa utrudnione (do czego dojdziemy). W tym wozie chodzi o gadżety. A jest ich tyle, że książkę mógłbym z tego wydać – o borze, kolejną?

Hyundai Kona N: co to takiego?

Niezwykła jest różnorodność wersji modelu Kona – przynajmniej jak na dzisiejsze czasy. Był diesel (już go nie ma), zwykła wersja benzynowa, wariant hybrydowy, elektryczny, a teraz jeszcze do tego wszystkiego sportowy. Brakuje mi tylko odmiany towarowej albo wodorowej. W każdym razie Kona N uzupełnia linię modeli sportowych N, gdzie jest już i30 (hatchback i fastback) oraz i20 N

hyundai kona n

Zacznę od tego, o czym pisać chcę najmniej, to jest od danych technicznych i wrażeń z jazdy. Hyundai Kona N, w odróżnieniu od zwykłych wersji Kony, takich jak 1.6 T-GDI czy jeszcze do niedawna diesel, nie może mieć napędu na cztery koła. To oznacza, że o ile 1.6 T-GDI swoje 198 KM może przenosić na obie osie, o tyle 2.0 T-GDI w wersji N o mocy 280 KM napędza tylko oś przednią. Nie wiem, kto to wymyślił, ale chciałbym z nim porozmawiać o fizyce. Robienie małego, prawie 300-konnego auta z napędem na przód mija się całkowicie z celem. Według danych technicznych, Kona N przyspiesza od 0 do 100 km/h w 5,5 sekundy.

Jest to jednak czysta teoria, ponieważ w rzeczywistości Hyundai Kona N przyspiesza od 0 do 100 ŁUP ŁUP ŁUP, ojej, co się stało się? Znowu zerwało trakcję i elektroniczna kontrola zdusiła nam moc. I tak jest za każdym razem. Każda próba gwałtownego przyspieszenia przy prędkości niższej niż 50-60 km/h oznacza po pierwsze chwilę zastanowienia (aż turbo się „naturbi”), następnie rzut przodem samochodu gdy przednie koła tracą przyczepność, a wreszcie serią uderzeń odcinających moc silnika, żeby zniwelować mielenie oponami w miejscu. Świetnieście to wymyślili, koreańscy przyjaciele. I mówię to z wielkim smutkiem, ponieważ sam Hyundai Kona, zwłaszcza w wersji hybrydowej, to naprawdę rozum i godność człowieka.

Uznałem po prostu, że nie będę upalał Kony N

Wystarczy mi świadomość, że ma bardzo dużo koni, choć nie bardzo mogę je wykorzystać. Postanowiłem jeździć nim delikatnie i delektować się jego gadżeciarstwem. Powiem z obowiązku, że normalnie traktowany Hyundai Kona N zużywa poniżej 10 l/100 km. Najniższe spalanie jakie udało mi się uzyskać, to 7,5 l/100 km, ale przeważnie mieściłem się w przedziale 8-9 litrów. Zawieszenie nie jest zbyt twarde i tym samochodem mimo wybitnie niskoprofilowych opon 235/40 R19 da się jeździć normalnie. Oczywiście o ile omijamy wysokie krawężniki, które o dziwo można znaleźć w mieście nawet wtedy, kiedy nie mamy zamiaru w ogóle parkować na chodniku.

hyundai kona n

Już sam wygląd Kony N to niezły gadżet. Czarne felgi, czerwone obwódki pod zderzakiem i na progach oraz przód, w którym dzieje się więcej, niż powinno. Nie jest to auto, które pomija się wzrokiem, wręcz przeciwnie. Do tego jeszcze zamiast agresywnego błękitu z modeli i30 czy i20 – kolor typu „crayon”, kojarzący się z Porsche. A to jest dopiero początek, bo potem trzeba wsiąść do środka i tam zaczyna się już gadżeciarska orgia.

Na początek fotele

Wygodne kubełki z alcantarą i elektrycznym sterowaniem pozwalają przyjąć optymalną pozycję za kierownicą. Optymalną, czyli taką, w której będę widział i drogę i wyświetlacz przezierny, czyli HUD. Nie jest on w szybie przedniej, ale na oddzielnej szybce wysuwanej ponad wskaźnikami – to nie szkodzi, i tak się cieszę że jest. Oczywiście pozycję jego wskazań można sobie dowolnie regulować. Kiedy już skończymy bawić się fotelem, pozostaje ustawić kierownicę. I oczywiście, w tej temperaturze, włączyć jej podgrzewanie. Jeśli dobrze pamiętam, to koncern Kia/Hyundai był pierwszym, który wprowadził to rozwiązanie „pod strzechy”, czyli do aut popularnych. Byłbym zapomniał: te fotele, to są i podgrzewane, i wentylowane.

Nawet tradycyjny ręczny to w dzisiejszych czasach gadżet. Wszyscy wiemy, po co on tu jest.

Następnie ustawiamy sobie tryb jazdy. Do tego celu wykorzystujemy poniższe pokrętło, znajdujące się na tunelu między fotelami. Pokrętło to pozwala wybrać tryb ECO, NORMAL i SPORT oraz tryb specjalny N. W trzech pierwszych trybach przed kierowcą wyświetlają się wskaźniki udające analogowe, ale w pełni cyfrowe. Ich wygląd różni się w zależności od wybranego trybu.

hyundai kona n

Dodatkowo w trybie N zegary wyglądają zupełnie inaczej, tj. obrotomierz jest centralny, a prędkościomierz cyfrowy. Niestety, zgubiłem zdjęcie tego efektu. Jakby na tym nie było dość gadżetów, to jeszcze w zależności od trybu jazdy zmieniają się wskazania na wyświetlaczu HUD.

Do tego mamy jeszcze wielki ekran centralny z przekątną ponad 25 cm, na którym można wyświetlać mapę, ustawienia pojazdu, Apple CarPlay/Android Auto i te wszystkie rzeczy, które normalnie pojawiają się na ekranie. Ustawieniami można się bawić w nieskończoność.

Myślicie że to koniec gadżetów? Jakże się mylicie!

Przecież mamy jeszcze aż trzy gadżet-przyciski na kierownicy, o czym ostatnio wspomniał już Mikołaj. Dwa przyciski N – te można sobie skonfigurować, czy mają włączać tryb N, czy indywidualny, samodzielnie ustalony tryb jazdy będący miksem np. trybu N i Eco, oraz przycisk NGS - N Grin Shift, czyli fabryczne „nitro”. Kona N po naciśnięciu czerwonego przełącznika otrzymuje dodatkowe 10 KM, a skrzynia szybko redukuje do najniższego możliwego biegu. Cały efekt trwa przez 20 sekund. Bardzo przydatne, kiedy mamy już blisko do mety, a wietnamski gangster w Hondzie S2000 właśnie odpalił nitro.

To nadal nie jest koniec...

Zmiany trybów jazdy oznaczają zmianę dźwięku silnika i ustawień układu wydechowego, więc mamy kolejny gadżet – dźwiękowy. Kona N może mruczeć lub warczeć, w zależności od naszego N-astroju. Oczywiście na pokładzie jest też aktywny tempomat i system utrzymania toru jazdy, wyświetlacz pokazuje nam ciśnienie w oponach, albo co tam sobie zamarzymy, słowem można się tym bawić i bawić, i się nie znudzić, bo ciągle znajduje się coś nowego.

hyundai kona n

Rozumiem, że tu chodzi o ten przedzakupowy zachwyt podczas jazdy próbnej, o ten moment, kiedy potencjalny kupujący poczuje, że ten samochód, to jest właśnie ta zabawka, której potrzebował. Przez pierwszy miesiąc, może dwa, będzie nieustająco zmieniał tryby jazdy, dawał ognia i cieszył się jak dziecko. Potem się przyzwyczai, efekt nowości minie, ale producent będzie miał już sprzedany +1 egzemplarz. I o to w sumie chodzi, żeby sprzedawać zachwytem, a nie rozsądkiem. Bo ze zdroworozsądkowego punktu widzenia samochód tak mocny, że traci trakcję nawet przy 60-70 km/h nie ma żadnego sensu i należy kupić Konę 1.6 T-GDI z napędem na 4 koła.

hyundai kona n

Hyundai Kona N kosztuje 172 900 zł

REKLAMA

Mowa już o roczniku 2022, obecny jest o 3000 zł tańszy. W standardzie ma wszystko, ale można dokupić jeszcze dwa pakiety: Sport za 9900 zł (podgrzewane fotele, monitorowanie ruchu bocznego i martwego pola) albo Luxury za 12 900 zł, który dokłada jeszcze do tego wentylowanie foteli i okno dachowe – taki pakiet był w testowanym egzemplarzu. Wszystko fajnie, zabawa była świetna, ale jestem już za stary żeby łapać się na te marketingowe chwyty. Choć i tak dalej uważam, że Kona to świetny wóz i powinniście go kupić – w wersji Hybrid, Electric, lub po prostu 1.6 T-GDI. A wariant N to sztuka dla sztuki i gadżet dla gadżetu, chyba że ktoś wpadnie na pomysł, żeby dołożyć mu 4x4. Wtedy zjem całą swoją krytykę i zapiję wodą po kapuście kimchi.

hyundai kona n
REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA