Ładowanie hybrydy plug-in powinno być obowiązkowe. Takie auta jeżdżące na pustych akumulatorach to patologia. Nakładałbym karną opłatę.
Jeżdżę teraz Mercedesem klasy E w wersji 300de. Ładnie go nazwali, tak po niemiecku. To wersja 2.0 diesel + hybryda plug-in, która umożliwia przejechanie do 50 km na prądzie. Kiedy go odebrałem, prądu już nie było i musiałem jeździć normalnie na paliwie, ale zdenerwowało mnie to, bo nie po to mam dużo mniejszy bagażnik i wożę ogromną paczkę akumulatorów za tylną kanapą, żeby jeździć na soku z dinozaurów jak Lublin z Andorią. Wieczorem postanowiłem, że pojadę naładować Mercedesa.
Powiedziałem do niego: hej Mercedes, znajdź ładowarkę
Rzeczywiście, głosowa asystentka zrozumiała polecenie i wyświetliła listę ładowarek w okolicy. Wybrałem jedną z nich i rozpocząłem nawigację, korzystając z systemu rozszerzonej rzeczywistości na ekranie. Widzimy na nim obraz z kamery przedniej z nałożonymi strzałkami lub nazwami ulic, pokazującymi dokąd mamy jechać. Bardzo ładne, szkoda że nawigacja próbowała 3-krotnie wepchnąć nas we wjazdy na prywatne osiedla zamknięte szlabanami. Dobra robota – zignorowałem ją i już po 5 km byłem przy ładowarce znanej firmy na G.
Mercedes 300de ma gniazdko w tylnym zderzaku
Dość nietypowe miejsce, zanim je znalazłem, to chwilę mi zeszło. Potem wystarczyło tylko podłączyć przewód Type 2, zeskanować kod QR, potwierdzić to aplikacją mobilną (niby mam kartę do ładowania, ale nie wiem gdzie) i ładowanie się rozpoczęło. Moc ładowania – 7,4 kW, czyli całkiem znośnie. Po 20 minutach miałem już 25% akumulatora, a ponieważ było już późno, to uznałem że wystarczy i można jechać do domu. Miernik zasięgu pokazywał mi 13 km.
Ile kosztowało ładowanie hybrydy plug-in?
20 minut przy ładowarce i 13 km elektrycznego zasięgu kosztowało mnie 3,50 zł. Gdybym chciał naładować się do pełna, zapłaciłbym jakieś 14 zł. Czternaście zeta za 50 km jazdy przy obecnych cenach benzyny to dobra stawka, bo wychodzi 28 zł za 100, czyli tak jakby auto paliło 5 litrów benzyny lub diesla. Klasa E 300de, gdy nie ładujemy jej wcale, spala od 6 do 7 litrów oleju napędowego na 100 km, czyli ładowanie ma ekonomiczny sens.
Jednak ten ekonomiczny sens najwyraźniej ludzi nie przekonuje
Raz jeden udało mi się dostać dane na temat tego, ile kilometrów na prądzie przejeżdżają przeciętnie hybrydy plug-in i były to dane udostępnione przez jedną markę. Wartość wynosiła 42%. To mniej więcej tyle da się przejechać na elektryczności jeżdżąc plug-inem jak normalną hybrydą, gdy silnik gaśnie przy odpuszczaniu gazu, nie pracuje na postoju itp. To oznacza, że większość użytkowników hybryd plug-in w Polsce w ogóle ich nie ładuje lub robi to rzadko. Jest znakomite badanie naukowe od ICCT, które bardzo Wam polecam, a które opisuje, jak i co ile ładują swoje hybrydy plug-in Niemcy, Norwegowie, Amerykanie, Chińczycy i Holendrzy. Wynika z niego, że Niemcy ładują je co drugi dzień, Norwegowie realnie codziennie, a Chińczycy – prawie w ogóle. Rozrzut między oficjalnym zużyciem paliwa a danymi z przeprowadzonych testów w warunkach normalnej jazdy sięga 400% (i to nawet dla Holandii), w Niemczech to ok. 250%.
I teraz uwaga, bo będzie clou programu
Mercedes 300de według danych fabrycznych pali 1,4-1,7 l/100 km. Jeśli przyjmiemy „niemiecki” rozrzut między spalaniem laboratoryjnym a realnym, to będzie palił 3,5 l/100 km – nadal nieźle. W wariancie „polskim”, czyli przy braku ładowania w ogóle, to różnica w spalaniu będzie wynosić 500% na niekorzyść wersji WLTP. Jeśli kupiliście samochód typu plug-in po to, żeby z tej funkcji w ogóle nie korzystać, to za takie marnotrawstwo należy się kara – najlepiej, gdyby sprawdzano to podczas badania technicznego (mało realne, ale nie mam lepszego pomysłu). Nie naładowaliście auta przez rok ani razu? Wozicie puste akumulatory i auto pali 5 razy więcej niż powinno? No to opłata ekologiczna. W końcu producent sprzedał ten samochód z wielkim „zyskiem” dla swojego limitu emisji CO2, bo taki Mercedes 300de emituje tylko 38 g CO2 na km – w teorii. Jeśli w praktyce wypluwa go pięć razy więcej, to znaczy że nie umiesz z niego korzystać.
Oczywiście to wszystko nie ma sensu, bo z klimatycznego punktu widzenia jest już dawno za późno, ale zawsze warto dowalić jakieś dodatkowe opłaty bogaczom kupującym nowe plug-iny, a potem udającym, że są „eko”, choć nigdy ich nie ładują.
Inna rzecz, że jak wróciłem od tej ładowarki do domu, to zostało mi 5 km elektrycznego zasięgu i teraz nie wiem co robić. Zasadniczo powinno się tym autem jeździć tylko do ładowarki.