REKLAMA

Jeździłem chińskim, nowym SUV-em za 130 tys. zł. Wiem, co łączy go z Toyotą MR2

Forthing T-Five to SUV mierzący mniej więcej tyle, co Volkswagen Tiguan. Nie jest jednak propozycją dla wysokich kierowców. Ma za to naprawdę niską cenę.

forthing t-five
REKLAMA

Forthing - oto marka, o której dwa tygodnie temu mogliście jeszcze nie słyszeć. Teraz się to zmieniło - mam nadzieję, że za sprawą mojego artykułu o minivanie U-Tour, który na pewno już czytaliście. Tak, tak - Forthing zdecydował, by w 2024 roku wypuścić nowego, spalinowego minivana. Co więcej, może mu się to opłacić, bo nabywcy aut tego segmentu raczej nie gonią za prestiżem i markami premium.

REKLAMA

Klientów na vana może nie być tak wielu, by uzasadnić tym modelem obecność marki na rynku. Forthing - wchodzący w skład chińskiego giganta pod nazwą Dongfeng - musi mieć też w ofercie wóz, który można nazwać wolumenowym. Czyli takim, który sprzeda się w dużych liczbach.

Pozwólcie, że przypomnę wam, o co w ogóle chodzi z tą firmą: za sprowadzanie Forthingów do Polski odpowiada spółka, która sprzedaje także m.in. SsangYongi i auta BAIC. Forthing będzie miał jednak własne, niezależne salony (na początek 20 w kraju, potem więcej). Na wszystkie auta oferowana jest pięcioletnia gwarancja z limitem kilometrów na poziomie 150 000. W ofercie na początek znajdzie się właśnie wspomniany minivan - czyli U-Tour - oraz SUV T-Five, który jest bohaterem tego artykułu.

forthing t-five

Forthing T-Five wygląda trochę jak Lamborghini Urus

Jak podpatrywać, to od najlepszych - taka dewiza zapewne przyświeca stylistom z Chin. T-Five wygląda podobnie do superSUV-a za grubo ponad milion złotych. Właściwie nawet znaczek może kojarzyć się z włoskim producentem traktorów i aut sportowych.

forthing t-five

Oczywiście, T-Five nie jest kopią Urusa. Nie da się pomylić tych aut, chyba że ktoś naprawdę kompletnie się nie zna albo wypił dużo trunków zaburzających percepcję. Tak czy inaczej, inspiracja jest dość ewidentna. A efekt wypada nieźle. Warto zwrócić uwagę jeszcze na „wyścigowe” trzecie światło stopu. Ogólnie - Forthing może zwrócić na siebie uwagę i może się podobać.

Forthing T-Five ma 4565 mm długości

To trochę mniej niż w przypadku BAIC-a Beijing 5 i MG HS-a, niemal tyle samo, co w przypadku Toyoty RAV4 i więcej niż przy Hyundaiu Tucsonie, Kii Sportage i Omodzie 5. Spore wymiary i spora przestronność - oto, co producent wskazuje jako duże zalety T-Five’a. Wóz ma oferować dużo miejsca za rozsądne pieniądze. Bagażnik ma 480 litrów pojemności.

forthing t-five

Przygodę z tym wozem zacząłem od wejścia na tylną kanapę. Rzeczywiście, miejsca jest tam naprawdę dużo. Nawet przy maksymalnie odsuniętym fotelu kierowcy, pasażer z tyłu ma przestrzeń na nogi, kolana, a także - co wcale nie jest oczywiste w innych autach - na stopy.

Problem leży właśnie w „maksymalnie odsuniętym fotelu kierowcy”

forthing t-five

Podobnie jak opisywany wcześniej minivan, T-Five nie jest samochodem dla wysokich kierowców. Trochę jak roadster w rodzaju Toyoty MR2. Z moimi 1,85 m wzrostu wcale nie jestem koszykarzem, ale chciałbym móc odsunąć się jeszcze „o ząbek” do tyłu. Wyżsi ode mnie pewnie będą narzekać jeszcze mocniej. Fotel ma po prostu niewielki zakres regulacji. Nie rozumiem, skąd to wynika. Część kierowców w ogóle nie zwróci na to uwagi, ale kto akurat mocniej wyrósł, będzie rozczarowany.

forthing t-five

Oprócz tego, we wnętrzu wcale nie jest nieprzyjemnie. Kokpit wygląda przyzwoicie. Okrągłe nawiewy prezentują się ciekawie. Dobrze, że klimatyzacja ma osobny panel. Gorzej, że w słońcu nie widać, co się na nim wyświetla. Radio nie ma RDS-u, a kamery, które samoczynnie włączają się na ekranie centralnym podczas skręcania na skrzyżowaniu, raczej wiele nie pomagają. Auto obsługuje Apple CarPlay i Android Auto, ale dzięki zewnętrznemu urządzeniu zapewnianemu przez importera. To oznacza, że nie można w prosty sposób wrócić z ekranu Google Maps do menu auta.

Jak jeździ Forthing T-Five?

Jazda próbna była krótka i odbywała się na drogach, na których nie można rozpędzić się szybciej niż do 90 km/h. To oznacza, że nie miałem okazji sprawdzić ani spalania ani Forthinga w warunkach, w których wiele chińskich aut pokazuje słabe strony - czyli na autostradzie. Przykładowo, BAIC Beijing 5 jest przy szybszej jeździe wręcz skandalicznie głośny. Czy T-Five też ma ten problem? Jeszcze tego nie wiem.

Przejażdżka pokazała mi, że to żwawe auto. Zamontowano tu silnik 1.5 T-GDI zapewniany przez Mitsubishi. Ma 177 KM, a wóz osiąga 100 km/h w 9 s. Moc na koła przenosi dwusprzęgłówka 7DCT firmy Magna. Nie jest królem w kategorii „precyzja prowadzenia”, jeździ mało angażująco, ale poprawnie. Komfort również jest poprawny. Ot, zwykły samochód do przemieszczania się. Może ciut za miękki, za mocno przechylający się i piszczący chińskimi oponami firmy Atlas. Ale typowy klient na taki wóz nie będzie na to narzekać.

forthing t-five

Ucieszy go za to cena i wyposażenie

Wóz kosztuje 129 900 zł. Skrzynia automatyczna, kamery 360, klimatyzacja automatyczna, dach panoramiczny, elektrycznie regulowane i podgrzewane przednie fotele, LED-owe reflektory, elektrycznie sterowana klapa bagażnika, system bezkluczykowy, 19-calowe alufelgi, a nawet rejestrator jazdy w obudowie lusterka - to wszystko jest już w standardzie, co jak na dzisiejsze czasy stanowi okazję. Jak przystało na auto z Chin. Wkrótce do gamy dołączy hybryda.

REKLAMA
forthing t-five

Mamy więc przestronnego i atrakcyjnie wyglądającego, modnego SUV-a w dobrej cenie i z bogatym wyposażeniem. Jeździ tak, by zadowolić mniej wymagającego klienta. Marka Forthing wskazuje, że bierze na celownik ludzi, którzy dotychczas kupowali auta używane. Teraz mogą zobaczyć, że stać ich na coś nowego. Nie jest to taktyka pozbawiona szans na sukces. Ale ktoś, kto przesiądzie się z samochodu „utytułowanej” marki, może czuć niedosyt. Zwłaszcza gdy jest wysoki.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA