Jeździłem nowym, benzynowym minivanem. Tak, w 2024 roku. Czy Chińczycy uratują auta rodzinne?
Jeśli myślicie, że segment minivanów już całkiem umarł, Forthing U-Tour was zadziwi. Możecie go kupić zamiast lekko używanego Forda S-Maxa, ale Ford nie będzie miał foteli kapitańskich.
Trudno w to dziś uwierzyć, ale nie tak dawno temu minivany były całkiem modne. Scenic, Zafira czy Corolla Verso sprzedawały się świetnie, a vanowate nadwozia inspirowały nawet projektantów aut z innych segmentów. Przecież Golf V albo Civic VII 5d wyglądały na mocno napompowane.
Dziś ten segment w Europie niemal kompletnie zniknął.
Oczywiście, wciąż ma swoje zalety - trudno o wygodniejsze nadwozie do wożenia rodziny. Klienci najwyraźniej nie oczekują już dziś aż tyle praktyczności. Wolą robić wrażenie wyglądem i wielkimi kołami - i dlatego Renault Espace i Scenic już ostatecznie wyewoluowały w SUV-y, zniknęły Sharan i Alhambra, a na rynku nie zostały już nawet świetnie jeżdżące S-Max i Galaxy.
Osoby, które mimo wszystko chcą jeździć minivanem, są skazane na sprowadzanie wielkich modeli zza Oceanu (Pacifica, Sienna, Odyssey…) albo na kupowanie aut z dostawczym rodowodem (Multivan, Vito). Nie jest ani łatwo, ani tanio. Wydaje się, że moda na minivany już nie wróci, ale czy to oznacza, że na rynku nie ma miejsca na żaden model tego typu? Chińczycy uważają, że jednak jest.
Oto Forthing U-Tour
Jeśli gubicie się już w mnogości nowych, chińskich marek, nie martwcie się. Ja też. Mam wrażenie, że mniej więcej co drugi dzień na polskim rynku debiutuje kolejny producent z Państwa Środka. Forthing należy do koncernu Dongfeng. To gigant, który odpowiada m.in. za wytwarzanie znanej u nas Dacii Spring. W Chinach produkuje nie tylko liczne swoje produkty, ale i np. wozy ze znaczkami Citroena czy Kii. W Polsce produkty Dongfenga można spotkać także w postaci aut marki Voyah, które sprowadza jeden ze znanych dealerów marek luksusowych.
Za sprowadzanie Forthingów do Polski odpowiada spółka, która sprzedaje także m.in. SsangYongi i auta BAIC. Forthing będzie miał jednak własne, niezależne salony (na początek 20 w kraju, potem więcej). Na wszystkie auta oferowana jest pięcioletnia gwarancja z limitem kilometrów na poziomie 150 000.
Forthing U-Tour to minivan mierzący 4850 mm
Jest więc dłuższy m.in. od Kii Sorento czy Skody Kodiaq, a także od Toyoty Proace City Verso albo nieoferowanego już Forda S-Maxa. Mierzy jednak mniej niż np. Skoda Superb kombi, co może mieć swoje zalety w przypadku parkowania w centrum miasta. Rozstaw osi to 2900 mm.
Wóz mieści siedem osób w układzie 2+2+3. To nietypowe, bo vany tej klasy zwykle mają trzyosobową kanapę w środkowym rzędzie i dwa małe fotele z tyłu. Tutaj drugi rząd wygląda po królewsku - mówimy więc o dwóch fotelach „kapitańskich”. Można się mocno odchylić z oparciem do tyłu, siedzenia mają podłokietniki i przesuwają się do przodu, do tyłu i…w bok.
Do dyspozycji pasażerów pozostają spore, rozkładane z oparć przednich foteli stoliki, a także gniazda USB i miejsca, w których można odłożyć telefon. Zadbano o miękkie zagłówki, a całość jest wykończona w sposób, który naprawdę robi wrażenie. Zwłaszcza jeśli mówimy o wersji z jasną kolorystyką. Ale na wycieczkę po tylnych siedzeniach Forthinga zaproszę was za chwilę. Najpierw obejdźmy auto dookoła.
Jak wygląda Forthing U-Tour?
Niektórzy powiedzą, że prezentuje się „zwyczajnie”. Inni skrytykują jego najbardziej efektowny element, czyli wielki, przedni grill. Może przywoływać na myśl Lexusa LM. Znaczek na środku się podświetla, gdy otwieramy drzwi. Fajne? Możemy się spierać.
Moim zdaniem U-Tour wygląda, jak na vana, całkiem nieźle. Wolę jego tył od przodu. Ale przód też jest ciekawy. Linię boczną ożywiają chromowane listwy. Najciekawsze czeka jednak we wnętrzu…
…ale wcześniej: dwa słowa o silniku
To jednostka pochodząca z Mitsubishi. Ma 177 KM, pojemność 1.5 i turbo. Moc na przednie koła przenosi siedmiobiegowa skrzynia dwusprzęgłowa firmy Magna (to właściciel marki Getrag). Motor ma bezpośredni wtrysk, ale importer i tak ma w planach wprowadzenie do oferty instalacji gazowej montowanej u dealera i objętej fabryczną gwarancją. Przyspieszenie od 0 do 100 km/h zajmuje Forthingowi 9,5 s.
No dobrze, przejdźmy wreszcie do wnętrza
Auto robi wrażenie wręcz luksusowego - co imponuje tym bardziej, że wy nie znacie jeszcze ceny, ale ja już tak i wiem, że jest niska. Spokojnie, zaraz ją podam. Najpierw sprawdźcie ten środek.
Z daleka środek Forthinga U-Tour wydaje się wspaniały. Z bliska widać, że to, co wygląda na obłożone skórą (np. na kokpicie) tak naprawdę jest plastikowe. Podobnie z elementami „drewnianymi”, a nawet „marmurowymi”. Ale nic nie trzeszczy. Fotele - wygodne i z miękkimi zagłówkami. Rozłożenie tylnych siedzeń (to znaczy, środkowych) to przemiła możliwość. Wentylacja foteli jest w standardzie - nie tylko z przodu, ale i w drugim rzędzie. Bezprzewodowe systemy Apple CarPlay i Android Auto działają dzięki zewnętrznemu, akcesoryjnemu elementowi. Ale działają.
Jak siedzi się z tyłu U-Toura? Dwie osoby - nawet dorosłe - usiądą tam w miarę wygodnie. Wystarczy lekko przesunąć fotele z przodu. Da się pomieścić. Ale próba usadzenia trzech dorosłych obok siebie skończy się raczej u fizjoterapeuty. Forthing to bardziej samochód sześcio- niż siedmioosobowy.
Bagażnik ma 1100 litrów, gdy jedziemy w cztery osoby i 243 litry, gdy podróż odbywa się w komplecie. Ogólne odczucia ze środka Forthinga U-Tour są następujące: wszystko wygląda bardzo dobrze, siedzi się wygodnie, można poczuć się jak w aucie wyższej klasy… ale przez chwilę, bo kilka szczegółów psuje wrażenie. Ekrany są kiepskiej jakości i działają powoli. Radio nie ma RDS-u. W słońcu nie widać wskazań ekranów przy pokrętłach klimatyzacji.
Poza tym, nie jestem bardzo wysoki (mam 1,85 m wzrostu), a nie mogłem odsunąć fotela kierowcy tak daleko, jak bym chciał. Wolałbym siedzieć dalej jeszcze o jeden „ząbek”. Dałem radę i po chwili przywykłem, ale gdyby wozem interesował się ktoś wyższy, mógłby mieć problem.
Jak jeździ chiński minivan?
Jazda próbna była krótka, mogłem więc zapisać tylko kilka pierwszych wrażeń. Silnik jest dość głośny podczas pracy na wysokich obrotach. Skrzynia działa szybko, ale auto ma tendencję do zbyt gwałtownego ruszania z miejsca. Dynamika nie pozostawia właściwie nic do życzenia, jest poprawna. Zawieszenie (belka skrętna z tyłu) ustawiono dość miękko, więc na zakrętach Forthing przechyla się tak, jak można by się tego spodziewać po minivanie. Jest komfortowy, chyba że natrafi na „ostrą”, poprzeczną nierówność. Wtedy robi się sztywno.
Z pewnością nie jest to auto dla „aktywnego” kierowcy, który interesuje się szybką jazdą i dobieraniem idealnego toru na zakrętach. Ale do przemieszczania się z całą rodziną wystarczy.
Forthing U-Tour kosztuje 149 900 zł
Wszystko - czyli m.in. wentylacja foteli w dwóch rzędach i elektryczne sterowanie tychże, kamery 360, a nawet otwierany dach panoramiczny - jest już w cenie. Klient wybiera kolor nadwozia i tapicerki (za jasną dopłaca się 1500 zł, a za niektóre lakiery 2900 zł) i tyle. Wkrótce do gamy dołączy hybryda (nie plug-in, tylko "zwykła").
To wyśmienita cena, a Forthing właściwie nie ma obecnie bezpośredniej konkurencji. I pewnie prędko się jej nie doczeka, chyba że bierzemy pod uwagę np. używanego S-Maxa. Czy Chińczycy uchronią ten segment przed całkowitym zniknięciem? U-Tour ma swoje wady - i pewnie po dłuższym teście zauważyłbym ich jeszcze więcej. Ale dobrze, że miniwany jeszcze nie umarły.