REKLAMA

Europejscy dealerzy Forda oddychają z ulgą. Wreszcie będą mieli co postawić w salonie

Dobry ruch ze strony Forda, choć trochę za późno: planują przedstawić nowe, osobowe modele dla klientów europejskich. Podobno istniała znaczna presja ze strony dealerów.

Europejscy dealerzy Forda oddychają z ulgą. Wreszcie będą mieli co postawić w salonie
REKLAMA

Ostatnio odwiedziłem dwa salony Forda. W obydwu widziałem głównie samochody dostawcze. Na pryncypialnym miejscu stał Ranger, za nim Transity i Tourneo w różnych wersjach, a w jednym jeszcze hybrydowa Kuga. Ktoś powie, że to polska specyfika, bo w Polsce samochody elektryczne przyjmują się bardzo powoli, więc salon wystawia to, co klienci chcą kupić, a nie to, z czym im nie po drodze. Można zrozumieć to postępowanie, ale...

REKLAMA

Osobowa gama Forda składa się z dwóch modeli spalinowych

Kugi i Pumy. Focus zaraz zniknie z oferty, a oprócz tego mamy modele elektryczne, to jest:

Plus elektryczne dostawczaki. To bardzo ładna zelektryfikowana gama, wręcz idealna by utrzymać się w założonym celu emisyjnym dwutlenku węgla dla Europy. Niestety, nie jest idealna aby osiągać wysokie wyniki sprzedaży. Na przykład Capri w okresie styczeń-maj w Europie sprzedało się w liczbie 5068 egzemplarzy. W tym czasie klientów znalazło 64 tysiące spalinowych Pum.

Trudno się dziwić dealerom, że wywierali nacisk na centralę

Chciałbym być na takim spotkaniu, gdzie dealerzy pokazują wyniki i mówią, że może – tak tylko hipotetycznie, bez presji – byłoby lepiej, gdyby jednak oferować europejskim klientom takie auta, jakie oni faktycznie chcą kupować. Ford od dziesiątek lat słynął na starym kontynencie z prostych i dobrych aut miejsko-uniwersalnych z różnych segmentów. Focus, Fiesta, Mondeo, nawet te rozmaite minivany jak C-Max czy S-Max – to wszystko znajdowało naprawdę szerokie rzesze klientów, miało swoje wyróżniające cechy (na przykład to, że nawet minivany Forda świetnie się prowadziły), a potem wszystko wycofano, twierdząc, że to dla redukcji kosztów i maksymalizacji zysków. Bardzo możliwe, że zyski faktycznie zostały zmaksymalizowane, a koszty zredukowane, jednak trudno pominąć, że przy okazji nastąpił też istotny spadek sprzedaży. O tym już jednak pisałem.

Niewątpliwie Ford to potęga w lekkich autach dostawczych, ale dealerzy woleliby coś więcej

Rozumiem, że może być trudno utrzymać salon, sprzedając głównie Transity. Podobno jednak prezes Forda, Jim Farley, w spotkaniu z europejskim dyrektorem sprzedaży dla krajów niemieckojęzycznych potwierdził, że nowe modele dla Europy są w opracowaniu. To duża ulga dla dealerów, ale zarazem konieczność przetrwania obecnego trudnego okresu i próba łatania tematu sprzedażą elektrycznych crossoverów bazujących na Volkswagenach. Niestety, nie wiadomo jednej rzeczy: czy te nowe modele dla Europy to będą spalinowe lub chociaż hybrydowe?

Bo jeśli będą elektryczne, to może wyjść inaczej, niż planowano. Stawiam pięć złotych, że prezes Forda, uspokajając dealerów, że „coś jest w planach”, miał na myśli na przykład elektrycznego następcę Fiesty pod jakąś zapomnianą nazwą. Jest ich cała masa do wykorzystania: np. e-Ka, albo PrEfect, albo E-scort, albo Pinto EV. Postawię dziesięć złotych, że to się skończy na małym elektrycznym Fordzie (mniejszym niż Puma) i średnim elektrycznym Fordzie, który nie będzie SUV-em, tylko czymś w rodzaju smuklejszego hatchbacka. Przecież nikt o zdrowych zmysłach nie wprowadzi do Europy nowych aut spalinowych w roku 2026 czy później, mając na uwadze całkowity zakaz sprzedaży takich samochodów w perspektywie 9 lat. To by oznaczało konieczność utrzymywania serwisu i części do nich już po dacie granicznej, czyli roku 2035.

REKLAMA

Nie chcę mówić, że radość dealerów jest przedwczesna

Chcę powiedzieć, że Ford nie ma wyjścia. Elektryfikację należało opóźniać, ile się da, tak jak robi to Toyota czy Hyundai, a nawet Stellantis z nowymi modelami napędzanymi silnikiem 1.2 T. Jeśli ktoś wszedł w nią za szybko bez jakiegoś uderzenia (tak jak z uderzeniem weszła Tesla czy teraz Chińczycy), to jest w bardzo trudnej sytuacji. Do żadnego spalinowego świata powrotu już nie ma, natomiast jest ten fatalny moment, kiedy klienci patrzą na gamę VW, Kii czy Peugeota i widzą tam auta spalinowe lub hybrydowe, a patrzą na gamę Forda i mówią „eee, same elektryki”. Za kilka lat u VW czy Peugeota też będą same elektryki, ale teraz jeszcze tej sytuacji nie mamy, więc w bezpośrednim porównaniu z punktu widzenia klienta – Ford przegrywa. W pełni rozumiem, że chcieli wyprzedzić innych, wbijając po całości w elektryfikację szybciej niż konkurencja, zamiast tego zjechali złym zjazdem z autostrady i nie mają na nią już jak wrócić – a reszta pędzi do przodu.

Ale może tylko tak narzekam i wkrótce zobaczymy Fiestę z wolnossącym silnikiem benzynowym oraz manualną skrzynią biegów. 93-letni dziadek mojego kolegi pobiegnie do salonu!

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-07-15T18:50:49+02:00
Aktualizacja: 2025-07-15T18:47:15+02:00
Aktualizacja: 2025-07-15T15:47:15+02:00
Aktualizacja: 2025-07-15T14:33:55+02:00
Aktualizacja: 2025-07-15T07:55:18+02:00
Aktualizacja: 2025-07-14T19:28:08+02:00
Aktualizacja: 2025-07-14T18:32:16+02:00
Aktualizacja: 2025-07-14T17:53:04+02:00
Aktualizacja: 2025-07-14T17:43:52+02:00
Aktualizacja: 2025-07-14T16:00:36+02:00
Aktualizacja: 2025-07-14T14:49:40+02:00
Aktualizacja: 2025-07-13T18:10:45+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA