Oto jedno z najbrzydszych Ferrari w historii. Powstało na życzenie właściciela klubu nocnego
Na liście wspaniałości wyjeżdżających z Modeny znajdziemy wiele wspaniałych samochodów. Niestety, później ich żywoty mogły potoczyć się różnie, czego przykładem jest Ferrari 330 GT 2+2 Navarro Speciale z nadwoziem autorstwa Carrozeria Sports Cars z Modeny.
Ach, Ferrari. Mimo że to jedno z najpopularniejszych nazwisk we Włoszech, to sam dźwięk słowa użytego w kontekście marki samochodu potrafi powodować gęsią skórkę. Od razu przed oczami pojawia się stajnia cudów inżynierii, pokryta ognistą czerwienią Rosso Scuderia, z potworami o wielu cylindrach w układzie widlastym pod maską. Czasem jednak zdarzają się bękarty takie jak Ferrari 330 GT 2+2 Navarro Speciale - pojazd powstały na bazie pięknego Ferrari 330 GT 2+2, przerobiony w Carrozeria Sports Cars pod okiem kierowcy wyścigowego Pietro Drogo.
Osobliwość na życzenie
W połowie lat 60., Norbert Navarro - właściciel klubu nocnego był posiadaczem Ferrari 330 GT 2+2. Choć był zachwycony właściwościami jezdnymi swojej maszyny, uważał, że warto byłoby się trochę bardziej w nim wyróżnić. Postanowił zatem zwrócić się do artysty w dziedzinie tworzeniu nadwozi - Piero Drogo - o skonstruowanie czegoś bardziej unikatowego, w czym pan Navarro będzie mógł się wyróżnić jeszcze bardziej.
I tak powstał Navarro Speciale - najbardziej wyjątkowe Ferrari tamtych czasów. Stworzył go pracujący u Drogo w Carrozeria Sport Cars Adolfo Melchionda, który nadał mu zyskujące wówczas na popularności mocno kanciaste kształty. Do tego bardzo nowocześnie wyglądający, wąski, jednolity pas przedni o równie kanciastych kształtach. Oryginalny, szary lakier Grigio Fumo ustąpił miejsca przaśnemu złotemu kolorowi, przez który zyskał przydomek „Golden Car”.
To tak z pozytywów. Ogólny efekt, szczególnie gdy patrzymy na auto z daleka wygląda dużo gorzej. Projektowi Melchiondy nie można odmówić odwagi, z szeroką linią boków, wielkimi, tylnymi „płetwami” biegnącymi aż do dachu i dopiero zyskującymi popularność kanciastymi kształtami, ale wygląda to po prostu nie za dobrze - nie zapominajmy, że mówimy o Ferrari, które samym swoim wyglądem ma powalać na kolana. Natomiast gargantuicznie przerośnięty tył, jeśli powala kogoś na kolana, to po to żeby ten mógł odmówić modlitwę „Ojcze nasz”.
Samochód został zbudowany na podwoziu oznaczonym numerem 7979. Silnik pozostał ten sam co w oryginale - to czterolitrowe V12 Tipo 209 o pojemności 4 litrów i mocy 300 KM.
Więcej projektów włoskich twórców nadwozi znajdziesz tutaj:
Nikt nie chciał go kupić
Navarro posiadał to Ferrari jedynie przez kilka lat. Następnie kupił je Luigi Chinetti z firmy która je stworzyła, czyli Carrozzeria Sports Cars Drogo, a następnie sprowadził do USA, gdzie pozostał do dziś. W pewnym momencie jeden z właścicieli zdecydował się przemalować go na klasyczną czerwień Ferrari, ale między 2008 a 2013 r. samochód zyskał z powrotem swój pierwotny kolor i w ogóle powrócił do dawnej świetności pod opieką warsztatu Goodman Racing w Seattle w stanie Waszyngton.
W 2014 r. samochód został wystawiony na aukcji w Pebble Beach w stanie Kalifornia, organizowanej przez dom aukcyjny Gooding And Company. Wystawiono go na sprzedaż z dość niską jak na unikatowe Ferrari szacowaną ceną 400 - 600 tys. dol., ale mimo to nie został sprzedany - cena minimalna nie została osiągnięta. O jego dalszych losach wiadomo tyle, że samochód nadal znajduje się w Stanach Zjednoczonych.
Jest to bez wątpienia samochód przyciągający spojrzenia - zgodnie z zamiarami zamawiającego Norberta Navarro. Pytanie, czy każde z tych spojrzeń będzie połączone z zachwytem, czy raczej niesmakiem - to już należy pozostawić obserwatorom ich własnym gustom.