Ferrari 250 GTO za 44 mln dolarów i spór o skrzynię biegów, czyli problemy pierwszego świata
Kiedy kupuje się najdroższe na świecie Ferrari 250 GTO za 44 bańki dolców, można by oczekiwać że wóz będzie idealny. Gorzej, gdy czegoś brakuje. Spór między sprzedawcą a kupującym właśnie trafił do sądu.
Sprawa jest niebywale zagmatwana. Niejaki Gregor Fisken, handlarz supersamochodami, kupił w 2017 r. Ferrari 250 GTO. Niezwykle cenny, drugi wyprodukowany egzemplarz z serii 39 aut, ma bogatą historię wyścigową. Prowadził go m.in. mistrz świata Formuły 1 Phil Hill, zajmując drugie miejsce w wyścigu na Florydzie w 1962 r. Zresztą 250 GTO nie trzeba nikomu reklamować, wiadomo że jest to najdroższy samochód na świecie i już. Żadne Bugatti nie są w stanie dorównać cenom, jakie płaci się za to kultowe Ferrari. Pan Gregor Fisken nabywając 250 GTO w 2017 r. też położył niemało szmalu: 44 miliony dolarów. Nie jest to rekord, te auta sprzedawano drożej – najwyższa cena zarejestrowana na aukcji wynosi 48,4 mln dolarów i też należy do 250 GTO. I także w tle pojawia się Phil Hill.
Nabywca wiedział o wadzie pojazdu
Fisken był świadom, że samochód nie ma skrzyni biegów, ponieważ została zeskładowana w jakimś warsztacie w Stanach w celu rzekomego remontu. Sprzedającym Ferrari był prawnik z Waszyngtonu, pan Carl. Niestety, kupowanie czegoś od prawnika nie brzmi jak dobry pomysł, ponieważ specjalista od paragrafów tak skonstruuje umowę, żeby kupujący był pokrzywdzony, ale bezsilny w świetle prawa. Tu było dokładnie tak samo: pan Fisken sądził, że skrzynię biegów dostanie razem z autem i że sprzedający po prostu zorganizuje jej dostarczenie. A Boże uchowaj. Prawnik natychmiast umył ręce i powiedział, że po pierwsze on nie ma żadnej skrzyni, a po drugie to za 25 000 dolarów może powiedzieć, gdzie ona jest. A tak w ogóle, to on by chciał jeszcze 500 tys. dolarów, bo oferta opiewała na 44,5 mln dolców za samochód + skrzynię do samodzielnego montażu. To dlaczego on ma być stratny pół bańki i wydać tę skrzynię tak o? No tak to się bawić nie będziemy, powiedział prawnik i zaczął pisać pismo procesowe.
W odpowiedzi prawnik Fiskena też pozwał sprzedającego
Twierdzi on, że sprzedający, czyli pan Carl, obiecał dostarczyć skrzynię biegów samodzielnie, czego nie zrobił i jeszcze domaga się szmalu, tak jakby te 44 miliony mu nie wystarczyły. Carl odpiera zarzuty, mówiąc że nic z tych rzeczy, i te 25 tys. dolarów to nie miały być dla niego, tylko dla warsztatu, który tę skrzynię posiada. Miała to być jedynie opłata za wydanie skrzyni, i że on zrobił wszystko najlepiej jak mógł, bo skrzynię zlokalizował i wie jak ją pozyskać. Jedynie odmawia zajmowania się tym i wysyłania jej z USA do Wielkiej Brytanii (gdzie rezyduje pan Fisken), chyba że dostanie pół bańki dolców, to wtedy ewentualnie się zastanowi.
Zapowiada się fascynujący proces sądowy
Myślę, że z tego można byłoby nakręcić nawet ciekawszy film niż Ford v Ferrari. Roboczy tytuł mógłby brzmieć „Law v Ferrari”, albo „Gears of Law”, albo coś w tym guście. Nie powiem, trochę mnie bawi jak ludzie, którzy wydają ponad 40 milionów dolarów na samochód muszą się potem boksować o skrzynię biegów, tak jak ja kupując graty za 2000 zł muszę się dopominać o opłacone OC albo sprawny akumulator. A tymczasem warte 44 mln dolarów Ferrari stoi i nie jeździ, stając się zapewne najdroższym niesprawnym i niekompletnym samochodem na świecie. Widzę tylko jedno wyjście – podpowiedział mi je pewien znany Youtuber: na czas walki o skrzynię biegów należy pozbawić 250 GTO oryginalnego silnika i wsadzić tam jednostkę S-21 z Żuka razem ze skrzynią. Wtedy, po pomnożeniu przez współczynnik „jedyny taki legenda PRL” wartość 250 GTO jeszcze wzrośnie.