REKLAMA
  1. Autoblog
  2. Felietony

Na drodze z Lublina do Warszawy naliczyłem 122 ograniczenia prędkości. Nazwę to szaleństwem

Postanowiłem sobie, że sprawdzę, ile znaków ograniczenia prędkości stoi na trasie między Lublinem a Warszawą. Droga jest w intensywnej przebudowie, przy czym niektóre odcinki wyglądają na całkowicie gotowe, ale nie są „oddane”.

03.06.2019
7:32
droga warszawa-lublin
REKLAMA
REKLAMA

Na ekspresowej obwodnicy Lublina jedzie się wspaniale. Nie mam zamiaru szaleć, bo jadę samochodem prasowym bez karty paliwowej, a pali ono sporo i ma aerodynamikę szafy. Ustawiam tempomat na 124 km/h – to jakieś 118 km/h według GPS. Jak zjeżdżam w dół, pokazuje 119 km/h. Ale obwodnica szybko się kończy i zaczyna się las. Las znaków drogowych.

droga warszawa-lublin
10 znaków na 100 metrach, w tym trzy ograniczenia prędkości.

Najwyraźniej nie ma żadnego uregulowania, które ograniczałoby liczbę znaków drogowych na kilometrze. Mniej więcej w połowie drogi między Lublinem a Rykami są miejsca, gdzie na 1 kilometr przypada 30-40 znaków drogowych. Kilometr możemy tam przejechać w niecałą minutę, a to oznacza że raz na 1,5 sekundy musimy przyswajać sobie jakiś znak drogowy. Wiele z nich nie ma żadnego sensu i niczego nie wnosi. Uważaj, wypadki – krzyczy wykrzynik z żółtej tablicy. No tak, wypadki są jeśli zamiast patrzeć na drogę wpatrujesz się w znaki drogowe. Niebezpieczny zakręt, dzikie zwierzęta, dzikie kaczki, jeże. Roboty drogowe. Uwaga, wyjazd z budowy. Uwaga! Przejście dla pieszych. Jadę, przejścia nie ma. Było, ale odkleili. Skrzyżowanie z drogą podporządkowaną z prawej. Było, ale zastawione betonowymi barierami. Szpaler znaków drogowych zdaje się nie mieć końca. Wygląda to tak, jakby ci stawiający chcieli ostrzec kierowców o każdej możliwej sytuacji na drodze, a każde z tych ostrzeżeń niosło za sobą tylko jeden komunikat: jeszcze wolniej, k….!

droga warszawa-lublin
Ograniczenie do 50 km/h obowiązuje przez ok. 15 metrów. Ciekawe dlaczego akurat na tym odcinku...

Ale najlepsze są ograniczenia prędkości

Trochę nie rozumiem konfiguracji „ograniczenie prędkości + znak ostrzegawczy”. Jeśli już ograniczyliśmy prędkość do 50 km/h to można chyba uznać, że kierowca jadący maksymalnie 50 km/h ogarnie, że zbliża się do skrzyżowania, zakrętu, robót drogowych albo coś. A jeśli chcemy go o tym ostrzec, to może uznajmy że rozumie przesłanie i sam zwolni. Ale w sumie nie o tym chciałem, a o ustawieniu znaków ograniczających prędkość. Były kilometry, że stało ich pięć z rzędu. Moja ulubiona konfiguracja wystąpiła na przebudowywanym odcinku drogi z Lublina do Ryk. Prosta szosa, jednopasmowa, po obu stronach roboty drogowe. Przez ok. 1200 m nie dzieje się nic – nie ma zakrętów, nie ma skrzyżowań, nie ma wzniesień. Kombinacja ograniczeń prędkości: 70, 50, 70, koniec ograniczenia, 40, 60, 50. Wszystko na długości 1,2 km.

droga warszawa-lublin
Każdy znak powtórzony. Po co? Każdy znak powtórzony. Po co?

Jest to prawo, którego nie da się przestrzegać

Nikt nawet nie próbuje. Wszyscy jadą w rządku równym tempem 60-80 km/h. Nawet gdybyś nie wiem jak się natężał, nie jesteś w stanie jechać zgodnie z ograniczeniem, bo odstępy między poszczególnymi znakami są tak małe, że nie zdążysz się rozpędzić i zahamować. Powiedzmy, że to dawałoby się ogarnąć, choć taka jazda byłaby niezwykle szarpana. Ale pojawia się problem z zapamiętaniem, jakie ograniczenie teraz obowiązuje. Wymaga to nieustannego skupiania uwagi tylko na tej rzeczy i ciągłego patrzenia na prędkościomierz. 70, 50, 70, 60, skrzyżowanie i… odwołanie ograniczenia do 50 km/h (okolice Kurowa) – konia z rzędem temu, kto powie dokładnie jak to rozumieć.

droga warszawa-lublin
Koniec wszelkich ograniczeń na 20 metrów. Można jechać 90 km/h, po to żeby natychmiast hamować do 60 km/h.

Do tego mamy znaki odwrócone nieco od drogi, postawione tylko po lewej, albo zamontowane tak nisko, że do połowy przykrywa je trawa. Do tego mamy niespodziewane ograniczenia do 30 km/h na fragmentach drogi, gdzie z powodu robót drogowych nitka drogi meandruje, co trudno zauważyć – zwłaszcza po zmroku. Problem w tym, że gdy meandry się skończą, nic tego znaku nie odwołuje i mamy przed sobą prostą, gładką drogę z ograniczeniem do 30 km/h. Dacie radę jechać tam zgodnie z przepisami? Wyprzedzanie w tym miejscu nie jest możliwe, a za wami zbiera się dyszący żądzą linczu motoryzacyjny tłum.

droga warszawa-lublin
Jeszcze za daleko stoją. Trzeba ścieśnić. No i po co jest znak wyprzedzania w miejscu, gdzie fizycznie nie da się wyprzedzić, bo wzdłuż drogi stoją barierki?

Myśl, przewiduj, bądź odpowiedzialny: tak powinna wyglądać edukacja kierowców

Nie widziałem takiej sytuacji w żadnym kraju poza Polską – mam na myśli znakozę drogową w postaci zasypywania pobocza dziesiątkami znaków. A także nieustannego zmieniania maksymalnej dopuszczalnej prędkości. Wzorem pod tym względem jest dla mnie Austria, gdzie panuje prosta zasada: maksymalnie 100 km/h poza obszarem zabudowanym, 50 km/h w obszarze zabudowanym. Znaki drogowe ograniczają się do ostrzeżeń w rodzaju „niebezpieczny zakręt”. Po Austrii bardzo łatwo i dobrze jeździ się zgodnie z przepisami. Tam, gdzie postawiono znak „obszar zabudowany”, faktycznie jest on zabudowany i zwolnić do 50 km/h nakazuje również zdrowy rozsądek. Poza miastem rzadko spotyka się znaki ograniczenia prędkości. Możesz jechać maksymalnie 100 km/h, ale to nie znaczy że musisz cisnąć akurat tyle. Dostosuj prędkość do warunków, myśl, przewiduj, skup się. To przerzuca odpowiedzialność na kierowcę.

droga warszawa-lublin
Wzdłuż przystanku autobusowego możesz śmiało drzeć 70 km/h. Za przystankiem znowu zwolnij do 50 km/h.
REKLAMA

Zawsze pozostanie grupa szaleńców, którzy wszelkie regulacje mają za nic i będą szli ogniem choćby nie wiem co, ale w ogólnym rozrachunku delegowanie odpowiedzialności za własne działania na kierowców działa lepiej niż traktowanie ich jak dzieci i wpajanie poczucia, że dopóki jadą na górnej granicy ograniczenia, to wszystko jest dobrze. Natomiast potworny, zahaczający o absurd nadmiar znaków drogowych powoduje u kierowców jedynie poczucie apatii i ignorowania kolejnych hord ostrzeżeń i ograniczeń. To tak, jakby cały czas krzyczeć na psa. Z czasem pies będzie miał wylane na to, czy na niego krzyczysz i będzie robił, co uważa.

droga warszawa-lublin
I na koniec zupełne kuriozum. Znak „niebezpieczne zakręty” postawiony przed skrzyżowaniem z łamanym pierwszeństwem, na którym możesz jechać prosto. Gdyby trzymać się tej logiki, to przed każdym skrzyżowaniem typu „+" trzeba byłoby ustawiać znaki „niebezpieczny zakręt w prawo/w lewo”. CO KIEROWAŁO USTAWIAJĄCYM?
REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA