Wszystkie samochody elektryczne w Polsce, do których dopłacił rząd osobom prywatnym, zmieściłyby się na jednym parkingu
Parking przy Chorzowskiej w Katowicach w galerii Silesia City Center ma 3500 miejsc, a dopłaty wypłacono dla 3498 pojazdów kupionych przez osoby prywatne. To oznacza, że wszystkie zmieściłyby się na jednym parkingu i wciąż jeszcze zostałyby dwa wolne miejsca.
Nie jestem przeciwnikiem aut elektrycznych. Wręcz przeciwnie, podziwiam ich kierowców, ponieważ doprowadzają do wściekłości i tzw. prawdziwych fanów motoryzacji (którzy lubią tylko wielkie, nieefektywne silniki spalinowe), jak i aktywistów, walczących z samochodami w każdej postaci, ponieważ nienawidzą własności prywatnej. Nie wiem jednak czy zgadzam się z wydatkowaniem 83 mln złotych na dopłacenie garstce kierowców do ich nowego, elektrycznego auta. Dokładnie tak się stało – beneficjentami programu Mój Elektryk stała się znikoma grupa nabywców.
W Polsce w 2024 r. sprzedało się 16,5 tys. samochodów elektrycznych
Tymczasem łączna liczba sprzedanych aut w zeszłym roku wyniosła 550 tysięcy. Oznacza to, że udział aut elektrycznych w całym rynku wyniósł trzy procent. Tymczasem rozkład dopłat z programu Mój Elektryk przedstawia się tak:
Osoby prywatne: wypłacono 3498 dopłat
Przedsiębiorcy i podmioty inne niż osoby fizyczne: 3106 dopłat, w tym 490 dla samochodów dostawczych kategorii N1
Ścieżka bankowa, czyli leasing: wypłacono 23 393 dopłaty, czyli znaczną większość z całości dofinansowań. Ostatecznie program zamknął się liczbą 28 570 dofinansowanych samochodów na prąd. W skali rocznej sprzedaży byłoby to niewiele ponad 5 procent całości.
Zastanawiające są różnice w liczbie wniosków złożonych, zatwierdzonych i wypłaconych
Osoby prywatne złożyły 5011 wniosków, a zatwierdzono – 3686. Czyli 1325 wniosków było błędnych. Ale potem z tych 3686 zatwierdzonych wniosków wypłacono 3498 dopłat, czyli 188 osób nie otrzymało pieniędzy z programu mimo zaakceptowania wniosku. Statystyki nie podają jednak dlaczego. A jeszcze ciekawsze jest to, że aż 1/3 dopłat poszła do osób z kartą dużej rodziny – takich przypadków było 1316. Czyli tyle aut elektrycznych trafiło do rodzin z minimum trójką dzieci. Gdyby tylko dało się stwierdzić, jakie to były samochody. Co ciekawe, przedsiębiorcy złożyli też całkiem sporo wniosków na czterokołowce elektryczne, takie jak opisywany na Autoblog.pl Cenntro Avantier. Było ich łącznie ponad 700 sztuk. No i na koniec najważniejsza statystyka: środki z programu udało się spożytkować w 93 procentach. Z 960 mln zł alokacji wydano ok. 910 milionów. To bardzo dobry wynik, pokazujący że pieniądze faktycznie trafiły tam, gdzie miały trafić (czy ma to sens, to już inna sprawa).
Te dopłaty nie mają żadnego znaczenia dla rynku
To wyłącznie zasłona z napisem „RZĄD COŚ ROBI”, za którą prawie nic nie ma. No i teraz mogę tylko czekać na osoby, które napiszą że może i tak, ale to był pierwszy program, pilotażowy. A teraz, jak już wjedzie NaszEauto, to liczba klientów mogących skorzystać z dopłat ma wynieść aż 40 tysięcy. Czyli w najlepszym, absolutnie idealnym razie będzie to około dziewięciu procent rocznej sprzedaży. Tymczasem w Wielkiej Brytanii czy Holandii już teraz rynek aut elektrycznych to kilkanaście do dwudziestu procent całości. Czyli za sprawą dopłat wartych 1,6 miliarda złotych polski rząd chce sprawić, aby Polska nadal miała o wiele niższy udział „elektryków” w łącznej sprzedaży niż państwa zachodnie. I chcemy dalej wierzyć w to, że dofinansowanie 70 tys. aut w kraju, po którym jeździ 20 milionów samochodów, w ogóle może cokolwiek zmienić.