SUV wielki jak dom, a pod maską tylko pół silnika. Amerykańskie muskuły trochę sflaczały
Eksportowa wersja Chevroleta Tahoe na rynek chiński ma tylko jedną wersję silnikową: o połowę mniejszą niż amerykańska. To nie pierwszy przypadek, gdy w Chinach sprzedaje się auto ze śmiesznie małym silnikiem.
W Stanach Zjednoczonych Chevrolet Tahoe to naprawdę popularne auto. Powiedziałbym, że widzi się ich nawet za dużo. Są ogromne, zasłaniają widok i inne samochody, strach przejść przez przejście dla pieszych gdy nadjeżdża taki Tahoe. Jest to jednak auto wielkie, ale niekoniecznie luksusowe. Napędza je silnik benzynowy 5.3 V8 i jest to najmniejsza jednostka benzynowa w tym samochodzie w USA. Rozwija 335 KM, więc jest czym jechać.
General Motors postanowiło jednak eksportować ten pojazd do Chin
Są w Chinach klienci, którzy chcą mieć największy samochód na drodze i Tahoe spełnia to założenie. Ale na największym rynku motoryzacyjnym świata obowiązują ścisłe ograniczenia co do pojemności silnika. Pierwszy stopień podatkowy to 1,5 litra, silniki większe są możliwe (choć obłożone horrendalnymi opłatami), ale maksymalna pojemność to cztery litry. To dlatego Mercedes czy Audi przestały montować gigantyczne jednostki o pojemności ponad pięciu czy nawet sześciu litrów i pozostają obecnie przy silnikach 4.0 V8 z turbodoładowaniem nawet w najmocniejszych modelach. Chevrolet musiał zakombinować inaczej: do Tahoe włożył połowę silnika 5.3 V8, czyli czterocylindrową jednostkę o pojemności 2727 ccm. W tym przypadku akurat za moc odpowiada turbodoładowanie i wspaniały 2.7 turbo generuje od 299 do 310 KM w zależności od rynku i normy emisji spalin. W połączeniu z 10-biegowym automatem ma to zapewniać płynną jazdę i dobre osiągi chińskim fanom amerykańskiej motoryzacji.
To ciekawy przypadek, że auto ma silnik mniejszy o połowę, a jeździ ponoć podobnie
Pewnie z wyjątkiem dźwięku silnika, ale co za różnica – jeździłem po USA RAM-em 1500 z 5.7 HEMI i nie było go w ogóle słychać. To tylko przypomina, że chociaż mamy 2024, to Amerykanie dalej robią zbytecznie ogromne i koszmarnie nieefektywne silniki spalinowe tylko dlatego, że mogą. Chińczycy nie mogą, więc muszą wymyślać rozwiązania efektywniejsze. Innymi słowy, amerykańska wolność i kapitalizm oznacza gigantyczny silnik, który dużo ryczy, ale mało koni daje, a okropny chiński komunizm to podobne osiągi przy dwukrotnie niższym spalaniu. Człowiek zaczyna się zastanawiać, która z tych opcji to naprawdę ta sensowna.
Nie jest to pierwszy przypadek tak radykalnego downsizingu w Chinach
Mercedes popłynął tam naprawdę daleko ze zmniejszaniem silników. Najpierw zrobili CLS-a z benzynowym 1.5 turbo, który potrzebował 8,7 sekund do setki, a potem jeszcze podbili temat z klasą G, do której wmontowali silnik 2.0 Turbo, oczywiście czterocylindrowy. I nic się nie stało, samochody te i tak się sprzedawały, a klienci patrzyli po prostu głównie na logo na masce i żeby samochód robił wrażenie na drodze. Trzeba tu więc powiedzieć wprost: różne te V6 i V8 w dzisiejszych czasach niczemu już tak naprawdę nie służą. Dzisiejsze auta czterocylindrowe w rodzaju Golfa R czy Mercedesa A45 AMG są szybsze niż 12-cylindrowe superauta sprzed lat. Może nie mają już tego naturalnego dźwięku i nie zachowują się w tak nieprzewidywalny sposób, ale osiągami potrafią jednocześnie zachwycać i przerażać. Prawda jest taka, że te duże silniki to już dziś niespecjalnie premium, chyba że dla jakiejś grupy dinozaurów, albo co gorsza, komentatorów z internetu.
W Chinach ten samochód kosztuje 356 tys. zł, jest to szokująco dużo
Ceny aut w Chinach są kilka razy niższe niż w Europie. Czterocylindrowy, gigantyczny SUV za 356 tysięcy to coś z najwyższej półki. Chińczykom nie przeszkadza, że ma silnik z pickupa, bo liczy się że jest wielki i drogo kosztował. To całe liczenie cylindrów było modne w latach 60.