Prototypy z przeszłości: czas na wędkowanie, czyli Chevrolety Corvette Mako Shark i Manta Ray
Wędkarstwo to coś takiego, co w rozumieniu ogółu polega na ucięciu sobie trzygodzinnej drzemki i nazwaniu tego sportem. Jeśli jednak zamiast żuchwiaka, karanksa czy flądry złowi się przypadkiem rekina, to może się to nawet stać inspiracją do budowy auta sportowego - takiego jak Chevrolet Corvette Mako Shark i późniejszego modelu Manta Ray.
Floryda, rok 1961. Bill Mitchell, wiceprezes działu projektowego General Motors, a przy tym zapalony wędkarz, wyciąga z wody ostronosa atlantyckiego (ang. shortfin mako shark). Ostronos to nie tylko najszybszy wśród rekinów gatunek, ale i zwierzę o charakterystycznym ubarwieniu.
Brzmi jak idealny pomysł na auto!
Jak pomyślano, jak zrobiono - myliłby się jednak ten, kto myślałby, że nie istniał wcześniej żaden inny Chevrolet Corvette nawiązujący do, ujmijmy to, tematyki morskiej. Światło dzienne ujrzał bowiem dwa lata wcześniej koncepcyjny model Stingray, stylizowany - tak jak Mako Shark - przez Larry'ego Shinodę.
Chevrolet Corvette Mako Shark - znany początkowo po prostu jako Shark lub pod fabrycznym kodem XP-755 - powstał na bazie modelu XP-700 z 1958 r., co tłumaczy zniknięcie tego ostatniego.
Generalnie Rekin od strony stylistyki stanowił w dużej mierze połączenie pomysłów właśnie z XP-700 i Stingraya, ale nie przeszkadzało mu to wyglądać jak kompletny, stworzony od podstaw projekt, zapowiadający przy okazji seryjną Corvettę 2. generacji.
Chyba najbardziej charakterystycznym elementem był dach zwany „double bubble”, co do którego większość zespołu projektantów i konstruktorów upierała się, by z niego zrezygnować, ale na pozostawienie go na miejscu nalegał sam wiceprezes.
Dach został wykonany z Lexanu, czyli rodzaju poliwęglanu produkowanego od 1960 r. przez General Electric. Całość była powleczona cienką warstwą aluminium, które miało odbijać nadmiar promieni słonecznych i tym samym nie dopuszczać do zbyt dużego wzrostu temperatury w kabinie pojazdu. Do dyspozycji było też „peryskopowe” lusterko wsteczne - kolejny element bardzo lubiany przez Mitchella.
Oprócz powyższych elementów, prototyp ten wyróżniał się jeszcze co najmniej dwoma detalami. Jednym z nich był widoczny na zdjęciach charakterystyczny układ wydechowy, a drugim - tylne światła. Nie chodzi tu jednak o fakt, że zamontowano - nietypowo jak na Corvette - sześć lamp. Rzecz w tym, że zamontowano ich tak naprawdę osiem, tyle że dwie poziomo, ukryte w karoserii. Podczas hamowania podnosiły się klapy, które od spodu miały zamontowane lustra. W ten sposób całość pełniła funkcję dodatkowego światła stop i jednocześnie hamulca aerodynamicznego.
Na tle tych wszystkich smaczków wnętrze prototypu Mako Shark nie wyróżniało się jakoś szczególnie, z jednym wyjątkiem: kierownica pochodziła z... Ferrari i była prezentem od samego Enzo Ferrariego.
Malowanie rekina
Jednym z życzeń Billa Mitchella było, by kolorystyka samochodu była dokładnym odwzorowaniem barw prawdziwego rekina - który zresztą wisiał na ścianie jego gabinetu. Zespół lakierników próbował to życzenie spełnić, ale za każdym razem był odprawiany z kwitkiem.
Jeśli wierzyć krążącej od lat anegdocie, zdecydowano się wobec tego na podstęp i pod osłoną nocy „pożyczono” ostronosa. Tym razem lakiernik zajął się nie samochodem, a samą rybą, którą potem odwieszono na miejsce. Gdy zespół ponownie pojawił się przed wiceprezesem z autem, opinia była wreszcie pozytywna - bo przecież rekin i Corvette wyglądały tak samo. Podobno Mitchell nigdy nie zorientował się, że rekin z jego gabinetu zyskał nowe ubarwienie.
Auto później nieco zmodyfikowano
Dach z Lexanu ostatecznie usunięto. Poza tym kilka modyfikacji przeszło wnętrze, a maska zyskała nowe, automatycznie otwierane klapy pomagające w chłodzeniu silnika V8.
Pierwotnie Chevrolet Corvette Mako Shark dysponował jednostką 5.4 ze sprężarką mechaniczną typu Roots, ale później silnik wymieniono na 7-litrową jednostkę ZL-1 z 1969 r. o mocy ok. 430 KM. Można sobie było na to pozwolić, ponieważ dzięki szerokiemu zastosowaniu aluminium nie była ona cięższa od mniejszych silników.
Koniec historii? A gdzie tam
Przenieśmy się z powrotem o kilka lat, do roku 1965. Chevrolet zaprezentował wtedy w Nowym Jorku Corvettę Mako Shark II (XP-830) - i od tego czasu poprzedni model dla uproszczenia zaczęto nazywać Mako Shark I (tym bardziej, że nie zniszczono go w celu budowy nowego auta). Drugi rekin był tylko makietą zapowiadającą 3. generację seryjnego Chevroleta... przynajmniej na początku.
Zmieniono koncepcję samochodu. Tym razem zbudowano rasowe coupe, tyle tylko, że jego dach można było postawić do pionu, by ułatwić zajęcie miejsca we wnętrzu.
No właśnie - wnętrze
Jeśli ktoś narzekał, że w Mako Shark I było nudno, to Mako Shark II musiał go zachwycić. Całość wyglądała bardzo futurystycznie, a największą uwagę zwracał wolant i olbrzymie pedały gazu i hamulca. Ten pierwszy element zgodnie zresztą krytykowano, ale nie tyle ze względu na wygląd, a dlatego, że na wolancie umieszczono przyciski sterujące kierunkowskazami i skrzynią biegów.
Chevrolet wziął sobie uwagi do serca i gdy przybył na Salon Samochodowy w Paryżu w tym samym roku, to dysponował już drugim egzemplarzem Mako Sharka II. Tym razem była mowa nie o makiecie, a sprawnym samochodzie, tyle tylko, że ponownie ze zmienionym wnętrzem.
Wzorem poprzednich prototypów fotele nadal były jednak zamontowane na stałe - w zamian można było regulować położenie pedałów. W zagłówkach foteli umieszczono głośniki systemu grającego. Z Mako Sharka I przejęto jeszcze kilka innych rozwiązań, jak np. peryskop zamiast tradycyjnego lusterka wstecznego. Wśród nowości (obecnych też oczywiście we wcześniejszej makiecie) można było wymienić m.in. żaluzje na tylnej szybie, z powodu których widoczność do tyłu właściwie nie istniała.
Pod maską zamontowano silnik Mark IV o pojemności 427 cali sześciennych (tj. 7 l) - później tę jednostkę montowano także w seryjnych Chevroletach Corvette. Wydaje się, że to mógł być najbardziej udany element samochodu, ponieważ testy gotowego auta nie napawały zbytnim optymizmem. Prototyp prowadził się źle przy wysokich prędkościach (z powodu efektu unoszenia przodu), a na dodatek nędzna była widoczność, z powodu wysokich przednich błotników. Powrócono więc do deski kreślarskiej, by naprawić to, co popsuto.
Tak powstał Chevrolet Corvette Manta Ray
Niestety, tym razem do budowy nowego prototypu wykorzystano Mako Sharka II - podzielił on więc los modelu XP-700 i przestał istnieć. Chevrolet Corvette Manta Ray został zaprezentowany w 1969 r. i... również zawdzięczał nazwę wędkarskim wyprawom Billa Mitchella. Ten bowiem zauważył pod powierzchnią wody mantę (diabła morskiego) i zafascynowany tym widokiem przyjechał do pracy z nowym pomysłem.
Nowe auto można w zasadzie określić jako gruntowny lifting wcześniejszego modelu. Nie zmieniono bowiem głównych założeń, ale dopracowano wszystko to, co wcześniej zbierało najbardziej krytyczne oceny. Od strony wizualnej najmocniej zmienił się tył: zniknęły żaluzje, zastąpiła je tradycyjna (choć niewielka) szyba. Poza tym pas tylny powrócił do znanego do dziś układu czterech lamp, ale także i tu można było znaleźć dodatkowe oświetlenie pod otwieranymi klapami.
Z przodu zamontowano nowy zestaw reflektorów kwarcowo-halogenowych, a także nowy spoiler, który miał poprawić stabilność pojazdu przy wysokich prędkościach. Za ich osiąganie odpowiadał silnik ZL-1, taki sam jak ostatecznie trafił do Mako Sharka I.
W przeciwieństwie do starszych aut, Chevrolet Corvette Manta Ray nie zapowiadał żadnego modelu produkcyjnego - z tego prostego względu, że gdy go zaprezentowano (przypomnę - 1969 r.), to już od dwóch lat trwała produkcja 3. generacji seryjnej odmiany tego auta.
Dziś oba modele - Mako Shark I i Manta Ray - można znaleźć w oceanarium muzeum
Chodzi konkretnie o kolekcję GM Heritage Center, ale auta bywają czasem wypożyczane na inne wystawy. Dziś uważa się je za jedne z najciekawszych modeli w historii Chevroleta Corvette, a pamięć o klasycznych prototypach - czy ogólnie o zwierzętach z głębin oceanów - jest ciągle żywa w biurach projektowych General Motors. W 1992 i 2009 r. pokazano prototypy o nazwie Stingray, a ostatnie dwie generacje Corvetty noszą takie miano nawet w egzemplarzach seryjnych. A czy kiedyś doczekamy się nowego wcielenia odmiany Mako Shark? Może i tak.