Ten najnowszy SUV to hit, ale zdarza mu się zapalić. Producent twierdzi, że to jest ok
Najnowsze cacko z Chin zapaliło się podczas testów na torze. Chodzi o Xiaomi YU7 Max, ale nie przejmujcie się - producent twierdzi, że to nie jest problem.

Całe Chiny czekały na tę premierę. Po wielkim sukcesie sedana SU7 Państwo Środka nie mogło się doczekać, kiedy oferta Xiaomi poszerzy się o SUV-a. Samochód miał premierę w zeszłym tygodniu i zebrał setki tysięcy zamówień. Jedną z imprez towarzyszących premierze był trackday. W czasie wydarzenia doszło do małych pożarów, bo klocki hamulcowe zapaliły się w temperaturze ponad 600 stopni Celsjusza.
Spokojnie, to tak ma być, proszę się rozejść
Podczas eventu medialnego zorganizowanego przez Dongchedi na torze wyścigowym V1 w Tianjin działy się rzeczy niecodzienne. Po szybkich przejazdach Xiaomi YU7 Max spod kół przedniej osi wydobywały się płomienie. Przedstawiciele Xiaomi na miejscu zdarzenia zmierzyli temperaturę i okazało się, że przekroczyła ona 619 stopni Celsjusza, co doprowadziło do wydobywania się dymu z piast oraz płomieni z przednich zacisków.
Xiaomi YU7 Max to ten najmocniejszy
Auto ma dwusilnikowy układ napędowy, który generuje moc 691 KM oraz 866 Nm momentu obrotowego. Taki SUV „robi setkę” w 3,2 sekundy i osiąga maksymalną prędkość ponad 250 km/h.
Xiaomi odniosło się do sytuacji. Zdaniem pracowników hamulce zapaliły się, ponieważ testujący nie wykonał okrążenia chłodzącego i zjechał do alei serwisowej natychmiast po zabawie na pełnym gazie. Wykonanie takiego okrążenia dałoby czas hamulcom na odpowiednie wychłodzenie się.

Zdaniem firmy winę za zdarzenie podnosi jeden ze składników stopu użytego w klockach hamulcowych. Jego właściwości sprawiają, że może się zapalić w temperaturze powyżej 600 stopni Celsjusza. Na koniec inżynierowie zapewnili potencjalnych klientów, że układ hamulcowy, pomimo płomieni wydobywających się zza kół, nadal był w pełni sprawny i wydajny. Poza tym zestaw hamulcowy użyty przez Xiaomi nie nadaje się do jazdy torowej i aby upalać na zamkniętych obiektach, trzeba zmienić hamulce. To, po co zrobili test na torze? Nie wiem.
Nie wiem, czy spałbym spokojnie wiedząc, że moje hamulce mogą się zapalić
Same hamulce to jeszcze nic groźnego, ale świadomość, że zagrożenie może przenieść się na akumulatory pobudza wyobraźnię. To mogłoby sprawić, że bałbym się używania hamulca z pełną siłą. W krytycznym momencie taka podświadoma wątpliwość mogłaby mieć kluczowe znaczenie dla uniknięcia kłopotów. To tak jak auto spalinowe, które raz nie odpali znienacka. Potem przez długi czas w głowie kłębi się myśl o utraconym zaufaniu i niepewność podczas uruchamiania.
