Clean Cites: straszenie zakazami jest nieuzasadnione. 200 miejskich kamer w Warszawie ma pomóc
Organizacje społeczne i straż miejska podsumowały rok funkcjonowania strefy czystego transportu w stolicy Polski. Widzę pewne niespójności.

Wielki wpływ na władze miasta muszą mieć organizacje społeczne w stolicy, skoro udało im się na wspólną konferencję ściągnąć straż miejską. Niełatwo jest się publicznie przyznać, że coś kompletnie nie działa.
Deklaracja na wstępie
Pisząc o sprawach klimatu, albo chociaż o ograniczeniach emisji spalin, trzeba robić wstęp i wygłaszać deklarację światopoglądową. Jasno wyrazić, po której stronie sporu się stoi. Jest wtedy szansa na prawidłowe zaszufladkowanie do grupy świr-oszołom, albo do grupy ludzie nowoczesnych i postępowych. Inaczej odbiorca może się zagubić, jak nie wie, czy ma się denerwować, czy klaskać z uznaniem.
To wygłaszam. Wierzę, że tlenki azotu są szkodliwe. Wierzę, że samochody z silnikami Diesla emitują ich najwięcej, choć jest to pewne uproszczenie. Wierzę również, że bez spalin mniej byśmy chorowali. To nawet nie jest kwestia wiary. I jeszcze wierzę, że miasta powinny być zorganizowane tak, żeby dało się większość codziennych spraw załatwiać bez samochodu. Ale nie są, dlatego prościej jest ustanowić strefę i udawać, że coś się robi.

Ale nie wierzę, że dzięki funkcjonowaniu stref czystego transportu ubędzie dzieci na oddziałach alergologicznych i pneumonologicznych. Może ubędzie, ale raczej za sprawą niżu demograficznego, bo nikt już nie chce mieć dzieci. Nie wierzę też, że odwołanie się do norm emisji spalin jest jedynym skutecznym sposobem na ograniczanie emisji spalin z transportu w mieście. A już na pewno nie wierzę, że każda strefa czystego transportu poprawia jakość naszego życia. Większość nie robi kompletnie nic, stare samochody wymierają same i nie ma chętnych do rzeczywistego sprawdzania skuteczności takich stref i ich wpływu na publiczne zdrowie. To tak w skrócie. Koniec deklaracji.
Przez rok ani jednego mandatu
Organizacje społeczne, ale najwyraźniej animowane przez Clean Cities Campaign, oraz straż miejska, podsumowały rok funkcjonowania strefy czystego transportu w Warszawie. Nie bardzo było właściwie co podsumowywać, bo ta strefa w praktyce nie działa.
Najlepszym dowodem na to jest to, że przez ten rok nie wystawiono ani jednego mandatu za nieuprawniony wjazd do strefy. Wkleję tu fragment informacji prasowej, żeby było sprawiedliwie, nie że sama krytyka.
Nie powinniśmy pozwolić na to, by SCT była demonizowana. Długofalowo, dzięki wdrożeniom kolejnych etapów strefy, tysiące osób uniknie astmy, chorób serca, hospitalizacji, a nawet przedwczesnych zgonów. Warszawa jest dopiero na początku tej drogi, ale nie traćmy z oczu ogromnych korzyści, do których dążymy. Często narzekamy na problemy z dostępem do służby zdrowia, a jednocześnie ignorujemy sprawdzone narzędzia zapobiegania chorobom. SCT to profilaktyka. – komentuje Nina Bąk dyrektorka Clean Cities Campaign w Polsce.
Clean Cities uważa, że straszenie zakazami jest nieuzasadnione.
W pierwszym roku funkcjonowania strefy, ograniczenia objęły zaledwie ułamek samochodów, i to spoza Warszawy. Co więcej, przez cały rok nie wystawiono ani jednego mandatu”– podkreśla Nina Bąk.
Faktycznie, na razie przepisy nie są szalenie restrykcyjne, ale widzę tu pewną niespójność, albo niedopowiedzenie.
Nie da się wystawić mandatu za nieuprawniony wjazd do SCT w Warszawie
Mandatów nie wystawiano, bo nie da się ich wystawić, a nie dlatego, że strefa jest taka przyjazna i łagodna. Nie stworzono efektywnego mechanizmu kontroli i nie da się udowodnić kierowcy, że naruszył przepisy. Pisaliśmy o już o tym, brak kontroli to główny problem tej strefy, przez co jest kompletnie bezsensowna i istnieje wyłącznie na papierze. Clean Cities w sumie to przyznają, ale niekoniecznie to wybrzmiewa jako główny punkt ich komunikatu.

Bartłomiej Zieliński, zastępca komendanta Straży Miejskiej m. st. Warszawy mówi, że Ani w 2024 roku, ani w tym roku nie zarejestrowaliśmy pojazdu niedopuszczonego do wjazdu na teren SCT, który przekroczyłby dopuszczalny limit 4 dni wjazdu. Stało się tak nie dlatego, że tak mało jest pojazdów, które nie mogą wjechać do strefy, tylko dlatego, że patrz wyżej. Nie ma mechanizmu kontroli.
SCT w Warszawie nie działa:
200 kamer w Warszawie
Miasto patrolują cztery pojazdy z kamerami. To za mało, zdaniem Niny Bąk. Dlatego proponuje, żeby 200 miejskich kamer zostało wykorzystanych do monitorowania wjazdu do SCT. Nie wiem, czy jest taka techniczna możliwość, ale ważniejsze jest stworzenie bazy wjeżdżających pojazdów, bo bez tego nie da się wystawić mandatu. Jest tu też pewna następna niespójność. Skoro strefa nie zasługuje na demonizowanie, a katalog wykluczonych aut jest minimalny, to po co nam 200 kamer?
Niby rozumiem ciąg logiczny. Od 2026 r. kryteria wjazdu się zaostrzą, więcej aut nie będzie mogło wjechać do strefy. Trzeba będzie je powstrzymać dwiema setkami kamer. Tylko, czy to już będzie ten moment, gdy będziemy mogli demonizować strefę i nią straszyć? Skoro więcej aut zostanie wykluczonych (wyliczono, iż 2,5 proc. nie spełni wymogów), a system kar w końcu mógłby działać, to strefa ciągle będzie przyjazna dla kierowców?
Uczestnicy tej kilkuosobowej konferencji (tak wynika ze zdjęć) trzymali transparenty z napisami "SCT to nasza szansa na zdrowie". Rok czasu SCT działa już w Warszawie. Czy już jesteśmy zdrowsi? To oczywiście bałamutne pytanie, przecież to dopiero początek drogi i będzie lepiej. Problem jest taki, że nikt tego nigdy nie zmierzy i nikogo nie rozliczy z rezultatów. Da się zmierzyć poziom tlenków azotu, ale nie da się zmierzyć jego wpływu na liczbę dzieci w szpitalu. Wszystko jest tylko symulacją, na bazie przyjętych założeń. Ale oczywiście możemy wierzyć, że obraz z 200 kamer nas uzdrowi.
Nieśmiało chciałbym prosić o nieklasyfikowanie mnie jako oszołoma. Ja tylko chciałbym, żeby działania podejmowanie przez władze miały jakiś sens.