Pierwsza jazda: chiński pogromca europejskich, tanich elektryków. BYD Dolphin Surf ładnie pachnie za 82 700 zł
Nowy BYD Dolphin Surf jest wręcz niewiarygodnie tani. Przejechałem się dziś tym „elektrykiem” segmentu B, strasznie się w nim zagadałem, a potem odkryłem bardzo nietypowy element jego wyposażenia.

Przejażdżki tanimi samochodami elektrycznymi bywają prawdziwą przygodą. Czasami można napotkać w nich na wady, które w innych klasach aut raczej się już nie zdarzają - coś drży podczas przyspieszania, jakaś część zostaje w rękach, a w środku jest tak ciasno, że już po kilkunastu kilometrach trudno wytrzymać. W dodatku w tego typu modelach zazwyczaj jeździe towarzyszy zapach przypominający wizytę w odległych zakamarkach osiedlowego bazarku i przechadzkę między stoiskami z gumowym obuwiem z napisami „Sport” albo „Kobuta”.
Przynajmniej jest tanio
Z jednej strony, takie wozy (a zwłaszcza jeden model, o którym myślałem, pisząc ten wstęp) faktycznie bywają przedstawicielami czołówki najtańszych aut na rynku. Z drugiej, wciąż trzeba wydać na nie całkiem sporo pensji i albo sumiennie odkładać, albo co miesiąc robić przelew do instytucji finansującej, klikając „wyślij” z grymasem na twarzy. Nikt raczej nie kupuje takich samochodów za tygodniówkę.
Dziś jeździłem kolejnym „tanim samochodem elektrycznym”, w dodatku produkcji chińskiej, czyli ze znaczkiem BYD. Mowa o modelu o przedziwnej nazwie Dolphin Surf. Firmę BYD zawsze uważałem za coś - uwaga, z trudem przechodzi mi to przez klawiaturę - na kształt chińskiego premium. Produkty tej marki (zresztą gigantycznej, z apetytem na zostanie światowym numerem jeden, z własnymi fabrykami akumulatorów, źródłami surowców i kontenerowcami) są w kwestii ogólnego dopracowania i wykończenia jakby poziom wyżej od rywali w rodzaju MG czy BAIC. BYD nie jest jednak (jeszcze?) hitem polskiego rynku, bo sprzedaje głównie auta elektryczne. Takie jak samochód widoczny na zdjęciach.

Jazda „surfującym delfinem” nie była więc przygoda w tym samym stylu, co opisane wyżej
Wspomniałem o tym już przy okazji wpisu o cenach tego wozu - gdy jeździłem Dolphinem Surf, jeszcze nie wiedziałem, ile kosztuje. Obstawiałem, że BYD zaproponuje zapewne świetną cenę - czyli taką na poziomie 120, może 110 tysięcy złotych. „Gdyby cennik otwierała stówka, byłby hit” - pomyślałem.
Dolphin kosztuje od 82 700 zł, co stanowi absolutny, cenowy nokaut na konkurencji. BYD jest od nich (Dacia Spring, Citroen e-C3, Leapmotor T03, a także Renault 5 E-Tech) albo tańszy, albo lepiej wyposażony, albo większy, albo lepiej wykonany - ewentualnie wszystko naraz.

To nietypowo wyglądający model segmentu B
Ma 3,99 m długości i prezentuje się… dziwnie. Trochę pudełkowato, trochę jak pudełko usportowione (przynajmniej w topowej wersji, z takimi felgami i przyciemnianymi szybami), a do tego ma chyba najmniejszy tylny błotnik w dziejach motoryzacji. Trudno mi się spodziewać, że ktoś zakocha się w Dolphinie Surf za sprawą jego wyglądu. Wysokie nadwozie z małymi kołami nie jest szczególnie urodziwe, ale - z drugiej strony - za odblaskowy lakier nie trzeba dopłacać, więc można uznać, że BYD pozwala się wyróżnić.

W środku: naprawdę dobre plastiki
Głównym punktem prostego, ale estetycznego kokpitu jest ekran, który - co charakterystyczne dla marki BYD - obraca się i może być ustawiony pionowo lub poziomo (na skos zresztą też, ale po co?). Oprócz niego, w środku można zauważyć naprawdę ładną i dobrze leżącą w dłoniach kierownicę, wygodną ładowarkę indukcyjną na telefon i efektowne przyciski umieszczone na srebrnym panelu udającym pokrętła. Są też nawiewy przypominające te z Dacii - ale skoro już jesteśmy przy tej marce, to Dolphin Surf robi na tle Springa wrażenie auta pozycjonowanego trzy klasy wyżej.

Chińskiemu Delfinowi nie można zarzucić ani nieprzyjemnego zapachu w środku, ani ciasnoty. Z przodu nie brakuje miejsca na kolano kierowcy, nie ma też kłopotów z szerokością środka (dwóch rosłych mężczyzn nie zderza się barkami). Całkiem wygodnie można usiąść też z tyłu - BYD może sprawdzić się jako miejska taksówka, nie powodując cierpienia u klientów. Bagażnik ma 308 litrów - sporo. Szkoda, że z przodu nie ma jeszcze schowka na kable.
Na ekranie kryje się ciekawostka

Podczas jazdy zrobiło mi się zimno, chciałem więc na ekranie kliknąć w pole z temperaturą, by trochę ją podnieść, np. z 18 na 20 stopni. Nie znalazłem jednak takich liczb. Poklikałem trochę w wyświetlacz, aż dotarłem do menu klimatyzacji. Możliwości wyboru zadanej temperatury nadal brak. Po chwili dotarło do mnie, na co patrzę - to klimatyzacja manualna, tyle że obsługiwana z poziomu ekranu. Niezwykłe, rzadkie, no i nie do końca rozumiem, jaki jest w tym sens. Czy to naprawdę oszczędność? Ciekawostka.
BYD Dolphin Surf jeździ tak, jak należy tego oczekiwać

Nie mówię jednak o tym, że skoro mówimy o aucie z samego dołu cennika nowych wozów, trzeba obniżyć wymagania i akceptować np. niestabilne prowadzenie czy potworny hałas w środku. Dolphin Surf jeździ jak większe i droższe auto.

Podczas nieprzesadnie długich, miejskich testów (choć zorganizowanych „na bogato” - do dyspozycji dziennikarzy oddano 33 egzemplarze, czyli jakieś cztery razy więcej niż zwykle) siedziałem za kierownicą wersji topowej, o mocy 156 KM. Osiąga 100 km/h w 9,1 s, a typowa dla aut elektrycznych szybka reakcja na pedał gazu sprawia, że w mieście poruszanie się tym wozem przebiega po prostu miło.

Nie mam Dolphinowi niczego do zarzucenia w kwestii komfortu resorowania, wyciszenia przy prędkościach do 100 km/h (szybciej po prostu nie jechałem - to będę musiał jeszcze sprawdzić) albo precyzji prowadzenia. Najlepiej o tym, jak jeździ się BYD niech świadczy fakt, że po odebraniu kluczyków do auta wsiadłem do niego razem z kolegą, wstukaliśmy w nawigację adres (ciekawe - pokazuje dystans do zjazdu czy skrętu z dokładnością do metra), ruszyliśmy i zaczęliśmy rozmawiać na tematy niezwiązane z motoryzacją. Po dotarciu do celu zorientowaliśmy się, że nie mówiliśmy nic o wozie. Dlaczego? Po prostu było na tyle normalnie, nieirytująco i nieemocjonująco, że nie było czego komentować. O samochodzie sportowym świadczyłoby to źle, ale przy aucie miejskim to komplement.

Słowem - BYD Dolphin Surf pozytywnie zaskakuje
Piszę to z pewnym trudem, bo nie jestem wielkim kibicem firm z Państwa Środka na europejskim rynku - ale to po prostu dobry samochód. Kosztuje niezwykle mało, ale nie wyczuwa się w nim nadmiernych oszczędności, nie jest tandetny ani stereotypowo chiński w odczuciu.

Przypomnijmy jeszcze garść faktów
W ofercie są trzy wersje (Active, Boost, Comfort) i dwie odmiany silnikowe. Active i Boost są zestawiane z motorem o mocy 88 KM, a Comfort ma 156 KM. Pojemność akumulatora wersji Active to 30 kWh, a pozostałe odmiany mają baterie 43,2 kWh. Zasięg według WLTP: 220 km w wersji tańszej i 310-322 w droższych. Maksymalna moc ładowania DC to od 65 do 85 kW.

Za 82 700 zł dostaje się Dolphina Surf Active, m.in. z kamerą cofania, LED-ami do jazdy dziennej, klimatyzacją, tempomatem adaptacyjnym i dostępem bezkluczykowym.

Za 97 700 zł można kupić Boosta, który ma elektryczną regulację przednich foteli, wycieraczki z czujnikiem deszczu i elektrycznie składane lusterka boczne. Topowa wersja Comfort (110 500 zł) wyposażona jest w kamerę 360 stopni, reflektory LED, przyciemniane szyby z tyłu, podświetlenie lusterek bocznych, podgrzewane przednie fotele i bezprzewodowe ładowanie smartfona. Od tych cen można jeszcze odliczyć rządowe dopłaty. Jeśli BYD nie stanie na drodze wygląd - który, uczciwie mówiąc, nie spodoba się każdemu, Dolphin Surf powinien zrobić karierę. Twój sąsiad zacznie go rozważać, a potem może i tobie przejedzie przez myśl. Albo przepłynie, surfując.