REKLAMA

Bitwa złomów: Moskwicz 125p czy Velorex w stroju golfowym?

Jakże mógłby udać się poniedziałek bez dobrej bitwy złomów?

Bitwa złomów: Moskwicz 125p czy Velorex w stroju golfowym?
REKLAMA
REKLAMA

Bitwa złomów: opisuję dwa graty z ogłoszeń, a Wy piszecie, który budzi w Was mniejszą odrazę. Proste? Na pewno prostsze niż przeróbka Moskwicza serii 400 na Fiata 125p. Zaczynamy!

W lewym narożniku...

Tylko tylne lampy zdradzają, że ten ruski pieróg ma co najmniej niecodzienne nadzienie, choć jak przyjrzymy się bliżej, to znajdziemy i drugi detal, który o tym świadczy: to felgi. Moskwicz z serii 407 nie był nigdy przedmiotem pożądania w Polsce, ale jego niewątpliwą zaletę stanowiło to, że w ogóle był. Jednak im gorsza była kondycja gospodarki, tym trudniej było o części do tak starego i nietypowego samochodu. Coraz mniej osób interesowało się Moskwiczem, a niektóre wręcz się z niego nabijały. Właściciel powziął więc męską decyzję: tak dalsze być nie budiet! Postanowił zmodernizować Moskwicza, a przy okazji go spolszczyć. Tak jak na Kubie, gdzie wszystkie samochody (z wyjątkiem amerykańskich klunkrów) dążą do bycia Ładą, tak i w PRL wszystkie samochody dążyły do bycia czymś polskim, najczęściej Warszawą lub 125p. I cyk tylne lampy od kanta. Bęc, wjeżdża wnętrze. Fik, zakładamy felgi od Polskiego Fiata, tworząc Polskiego Moskwicza. I pacyk-pacyk, zamalowujemy chromy na czarno, tworząc Polskiego Moskwicza Shadowline 125p. Zdjęć spod maski nie ma, ale nie zdziwiłbym się, gdyby siedział tam sprawdzony, polski 1.5 OHV.

bitwa złomów
Oferta z Otomoto. Fot. Wasbud-auta

Sprzedający prosi, by nie zadawać głupich pytań czy auto do jazdy. Odpowiem więc za niego: tak, auto służy do jazdy, a jeśli nie jest opisane jako niesprawne/uszkodzone, to mam prawo uznać, że jest sprawne. Renowacja tego samochodu ma mniej więcej tyle samo sensu ile odrywanie termoizolacji z bloków z wielkiej płyty, żeby przywrócić im oryginalność.

W prawym narożniku

Jeśli chcesz mieć żonę z seksem, musisz jeździć Velorexem – mówi znane czechosłowackie przysłowie. Problem w tym, że taki Velorex w swojej oryginalnej formie to parę rurek obciągniętych brezentem czy jakimś innym, równie nietrwałym materiałem. Mieliśmy owszem, jeżdżący pojazd, ale gdzie jest nadwozie? Nie ma – trzeba zbudować samemu. Wkrętarka i przecinarka robią BRRR! Potem jeszcze trochę niebieskiej farby i oto jest, Velorex z nadwoziem hatchback, ewidentnie inspirowanym pierwszą generacją VW Golfa. Albo jakimś innym samochodem. Nie wiem w sumie jakim. Jak patrzę na niego z tyłu, bo mam takie wrażenie, jakbym widział zmniejszoną Syrenę Sport. Boczna linia tak odrobinę Volkswagen 411/Brasilia. Może i elementy zewnętrzne nadwozia leciutko falują, ale nie należy się tym przejmować. Oceany też falują i nic się im od tego nie dzieje. Nie wiadomo, czy ten Velorex nie jest przypadkiem nieco cięższy z powodu tego nadwozia, ale tym też się nie należy przejmować. Ogólnie jeżdżąc Velorexem nie należy się niczym przejmować oprócz tego, żeby tylne koło nie wpadło nam w szyny tramwajowe. Możemy wtedy skończyć na dachu.

REKLAMA
bitwa złomów
Oferta z OLX. Fot. Piotr

Ceny obu aut są podobne. Velorex 12 000 zł, Moskwicz 12 900 zł. Bitwa złomów: start. Który z nich sprawia, że głębiej chowacie skarpetę z oszczędnościami?

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA