Bitwa Złomów niczym Gwiezdne Wojny. Którego Mercedesa wybierzesz?
Na polskich portalach ogłoszeniowych pojawiły się ostatnio dwie nad wyraz ciekawe oferty ze zmodyfikowanymi Mercedesami z lat 80. Wobec powyższego zapraszam na kolejny odcinek Bitwy Złomów.
Na świecie istnieją materiały i przedmioty nadzwyczaj trwałe, ale ich lista jest relatywnie krótka. Znajdziemy na niej m.in. tytan, diamenty, frytki z lokali gastronomicznych o żółtych złotych łukach, Nokie 3210 i 3310, a także kilkudziesięcioletnie Mercedesy - w tym W124 i W126. A ponieważ jesteśmy na Autoblogu, a nie np. Frytkoblogu, to zajmiemy się dziś właśnie kwestią Mercedesów.
Tylko widzicie, z wymienionymi wyżej modelami jest pewien kłopot
Wyprodukowano ich tyle, że do dziś tych samochodów wszędzie jest dosłownie pełno (W124) lub całkiem sporo (W126). A to sprawia, że trudno się w nich wyróżnić. Dlatego też w dzisiejszej walce w szranki stają samochody po takich modyfikacjach, że postronnemu obserwatorowi oko zbieleje. Przystąpmy do prezentacji zawodników.
W lewym narożniku na kupca czeka Mercedes 500 SEC kabriolet
Jak opisuje w treści ogłoszenia sprzedający, pan Mariusz, samochód ma problemy z korozją, ale gdy był kupowany w 2019 r., był mechanicznie sprawny. Można więc ostrożnie szacować, że doprowadzenie pojazdu do stanu używalności nie pochłonie wagonu pieniędzy. Podkreślę raz jeszcze: stanu używalności, a nie stanu perfekcyjnego czy choćby bardzo dobrego.
A skąd w ogóle kabriolet? Wszystko zdradza dalsza lektura: Mercedes 500 SEC z 1986 r. służył do wożenia nowożeńców przez kilkanaście lat (od 2000 r.), co może też stanowić odpowiedź, dlaczego przebieg jest tak niewielki (licznik wskazuje 220 tys. km). Na uwagę zasługuje fakt, że nie ma nigdzie słowa nt. instalacji gazowej, poza tym Merc ma klimatyczne, czarne tablice BIO - pewnie ma to coś wspólnego z biodegradacją nadwozia, która tu częściowo zaszła.
Po stronie wad należy wskazać tylko jedno zdjęcie w ogłoszeniu - pan Mariusz pierwotnie auta sprzedawać nie zamierzał i nawet odstawił je do mechanika, stąd brak większej liczby fotografii. Ponadto samochód oprócz prac mechanicznych i blacharskich wymaga także wymiany poszycia miękkiego dachu. To wszystko potencjalnego nabywcę kosztować będzie 39 tys. zł, co mimo sporego zakresu prac nie wydaje się być zbyt wygórowaną kwotą - Mercedesy W126 Coupe potrafią kosztować ponad dwukrotnie więcej.
W prawym narożniku: Mercedes W124 pickup
Jeśli myślicie, że to podobny obrzyn jak stara S-klasa kabriolet, to jesteście w błędzie. Okazuje się bowiem, że takie auta oferowano normalnie w salonach Mercedesa, tyle że w Danii - pozwalało to na obejście wysokich stawek podatku. Prawdopodobnie powstało około 400-460 sztuk. Co więcej, oferowano nawet nadbudówki montowane nad skrzynią ładunkową - przykład możecie zobaczyć poniżej.
Auto oferowane na OtoMoto przez zgierskie Muzeum Pojazdów Zabytkowych Tamte Lata nadbudówki nie posiada, ma za to sterowaną z pilota klapę nad skrzynią ładunkową. Ową klapę można otwierać na dwa sposoby, a całość jest całkowicie sprawna - podobnie jak reszta auta. Podobnie jak w przypadku widocznego powyżej W126, pewien problem może natomiast stanowić stan blacharski egzemplarza - no ale nie takie rzeczy się w Polsce naprawiało.
Warto zwrócić uwagę na bardzo ładny stan wnętrza - w życiu bym nie powiedział, że ten Mercedes W124 pickup z 1988 r. ma 700 tys. km przebiegu, a tyle właśnie widnieje na liczniku. Pod maską pracuje 5-cylindrowy, 90-konny diesel. Za możliwość zapewnienia przechodniom opadu szczęki trzeba zapłacić 28,5 tys. zł (do negocjacji).
Oba auta są wspaniałe
Może i obawiałbym się codziennego jeżdżenia „sekiem” ze względu na pogorszoną sztywność nadwozia, a ponadto wolałbym mieć dodatkowe miejsca siedzące niż wielką pakę, ale nie zmienia to faktu, że obie propozycje są nad wyraz ciekawe. Może trzeba kupić oba auta i zrobić z nich jedno? Albo chociaż zamienić między nimi silniki - do wożenia ślubów nie potrzeba nic więcej od 90-konnego diesla, a 5-litrowe V8 zapewni szybszy transport towarów...