Kup klasyka i pomóż muzeum. W Zgierzu mają kilka ciekawych propozycji
Szukasz klasycznego samochodu, ale masz dość kolejnych Mercedesów 190? Zajrzyj na ofertę zgierskiego Muzeum Pojazdów Zabytkowych - a nuż znajdziesz coś dla siebie. Nietypowy VW Golf Cabrio? Mikrosamochody? Klasyczne kampery? Klient nasz pan.
35. Tyle klasyków do wyboru ma aktualnie na sprzedaż Muzeum Pojazdów Zabytkowych zlokalizowane w Zgierzu przy ul. Ogrodniczej 5/7. Powód ich wystawienia na sprzedaż jest prosty - muzeum nabyło kilka nowych eksponatów i w związku z tym chce zrobić na nie miejsce. Docelowy plan jest taki, by sprzedać ok. 10 egzemplarzy ze wspomnianych 35 wystawionych. Tyle wstępu wystarczy - zapraszam na moje zupełnie subiektywne Top 6 najfajniejszych aut, które obiekt ma na sprzedaż.
Zaczynamy może niezbyt oryginalnie, ale wybaczcie. Wszystko przez to, że to dość nietypowy egzemplarz Golfa, a przy tym rzadki - według słów sprzedającego, powstało tylko 80 egzemplarzy aut z takim nadwoziem. Czym różni się ono od standardowego Golfa Cabrio? Całkiem inną formą tylnej części nadwozia, głównie za sprawą sporej klapy bagażnika - znacznie większej od seryjnej. Wygląd jest oczywiście... oryginalny, ale biorąc pod uwagę dobry stan egzemplarza (m.in. nowy dach i opony) i jego rzadkość, wydatek na poziomie 29 900 zł może być uzasadniony.
Kolejna niezbyt oryginalna propozycja? Oj tam oj tam - po prostu lubię BX-a. Mieszanka zwykłego samochodu i odrobinki synthwave'u zawsze jest fajna - a tutaj mamy na dodatek wersję kombi, więc stężenie tego drugiego składnika jest nawet większe niż w hatchbacku.
Auto jest opisane jako sprawne i w idealnym stanie, bez rdzy (co mnie akurat nie dziwi, bo Francuzi radzili sobie z zabezpieczeniem antykorozyjnym całkiem nieźle). Cena? 4300 zł. Ależ bym tym jeździł.
4. Peugeot 104
Wahałem się, czy nie zamienić tego niewielkiego hatchbacka miejscami z BX-em, ale niech już będzie na 4. miejscu. 104 to klasyczny hatchback, w tym konkretnym przypadku zachowany w oryginalnym stanie, z niskim przebiegiem i oryginalnym lakierem.
Pod maską czeka litrowy silnik o mocy 46 KM - to wystarcza, gdy masa własna w najgorszym przypadku nie przekracza 820 kg (a w tym przypadku zapewne mniej). Gorzej, że to tzw. „leżak” - oprócz charakterystycznego pochylenia bloku i głowicy, ma on także dwie mniej przyjemne cechy: coraz gorszy dostęp do części i wspólny obieg oleju ze skrzynią biegów. W tym przypadku zdecydowanie nie warto się spóźniać z wymianą środka smarnego. Zgierskie muzeum wystawiło ten samochód za 8900 zł.
3. NSU Ro80
Litr pojemności skokowej, 115 KM, przynależność do klasy wyższej - to chyba najprostszy sposób, w jaki można scharakteryzować ten samochód. Za wysoką moc jednostkową odpowiedzialny był silnik Wankla. Niestety, to właśnie z jego powodu ten mierzący 4,78 m sedan otrzymał reputację awaryjnego: szczególnie auta z pierwszych roczników psuły się na potęgę, pierwsze problemy z jednostką napędową nierzadko pojawiały się już po przejechaniu 20-25 tys. km.
Nie pomagało też spore zużycie paliwa - szczególnie po kryzysie naftowym, który rozpoczął się w 1973 r. W Wielkiej Brytanii stosunkowo popularne było wkładanie zamiast awaryjnych wankli silników V4 Forda - były to jedne z nielicznych (o ile nie jedyne) konstrukcje na rynku, które mieściły się pod maską NSU bez większych modyfikacji samochodu.
Egzemplarz wystawiony przez Muzeum Pojazdów Zabytkowych w Zgierzu jest kompletny (wraz z oryginalnym silnikiem), ale wymaga uwagi przy odrestaurowywaniu nadwozia. Cena NSU to 12 900 zł.
To auto możecie już kojarzyć z Autobloga, opisywał je bowiem nasz redakcyjny specjalista od wyrobów samochodopodobnych, Michał Koziar. Ale żarty na bok - w zasadzie chętnie bym się tym przejechał na jakieś wakacje. Może znalazłbym fajną miejscówkę w promieniu 20 kilometrów. Niestety, choć ostatnio auto było wystawione za 25 tys. zł, to obecnie jego cena wzrosła - do 34 900 zł. Zapewne ma to coś wspólnego ze zdaniem z ogłoszenia, że „wartość tego pojazdu będzie cały czas rosnąć”.
Oczywiście, że zestawienie musiał wygrać śmieszny mikrosamochodzik. Jego producent, włoskie Automirage, początkowo specjalizował się w produkcji aut typu buggy, ale potem przestawił się na mikrosamochody.
Mirage 3 jest o tyle uroczy, że wygląda jakby ktoś zapomniał dorysować tyłu nadwozia - wrażenie to wzmacniane jest przez fakt, że z tyłu koło jest tylko jedno, umieszczone centralnie - więc na pierwszy rzut oka czegoś tu brakuje, gdy popatrzymy na pojazd z boku. Przy długości nadwozia wynoszącej 2150 mm autko mieści 2 osoby i rozpędza się do mniej więcej 30 km/h, za co odpowiada silnik o pojemności 50 cm3 i mocy 3-4 KM (zależnie od źródła). Wnętrze nie wygląda zbyt zachęcająco, ale to chyba nie aż tak duży problem - ludzie jeżdżą Tavriami i późnymi Daciami 1310 i jakoś im podobne kwestie nie przeszkadzają. Cena za Mirage 3 została ustalona na poziomie 8500 zł.
Wybór jest oczywiście większy - choć wiele propozycji wymaga zastanowienia.
Sam chętnie bym pośmigał np. Lancią Betą 2000 HPE, ale nieco odrzuca mnie od jej żółtej tapicerki - raczej niemającej zbyt wiele wspólnego z seryjną. Dla fanów brzydoty oryginalnej urody jest też np. taka propozycja jak Citroen Ami 8 (też bym jeździł, a co!), a dla zwolenników karawaningu - przykładowo fajny Peugeot J7, choć do renowacji.