REKLAMA

Amsterdam ma podwodny parking na 7 tys. rowerów. To znaczy, że oni są tacy sami jak my

Powstał podwodny parking dla rowerów w Holandii i jest potężny, a będzie jeszcze większy. Może Holendrzy potrafią budować pod wodą, ale ludzkich przyzwyczajeń to raczej nie potrafią zmieniać.

parking dla rowerów
REKLAMA
REKLAMA

Dobrze, przyznaję, podwodny parking dla rowerów wygląda nawet trochę szałowo. Zjeżdżasz rowerem rampą na dół i wybierasz jedno z tysięcy dostępnych (lub nie) miejsc. Jest nowocześnie do maksimum, od tej nowoczesności aż z radości miejskim aktywistom robią się zajady. Tylko po co (po co parking, nie po co zajady)?

Podwodny parking dla rowerów pod dworcem

W Holandii ludzie poruszają się rowerami. Pewnie nie stać ich na samochody, taka bieda jest <śmiech z taśmy>. Nawet na pociąg jadą rowerem, dlatego podwodny parking dla rowerów powstał w pobliżu dworca. To miejsce już wcześniej stało się swoistą atrakcją turystyczną, bo zasłynęło z olbrzymiej liczby składowanych tam rowerów.

Obecnie podwodny parking dla rowerów ma 7 tys. miejsc, ale to nie jest jego ostatnie słowo, bo po oddaniu kolejnego garażu w lutym pojemność wzrośnie do 11 tys. rowerów. Na pewno będzie schludniej, ale czy oni na pewno się od nas różnią?

Coś chyba poszło w Amsterdamie nie do końca idealnie, bo tysiące osób wolą przybywać na dworzec samodzielnie. Nie słyszałem o problemach z komunikacją publiczną w Amsterdamie, ale jak widać wciąż nie przekonała do siebie ludzi ostatecznie. Zamiast skorzystać ze zbiorowego transportu wciąż pchają się rowerem, tam gdzie jest ewidentnie za dużo rowerów.

Mentalność pozostaje ta sama niezależnie od środka transportu. Tak jak ludzie pchają się wszędzie samochodami, tak ten zwyczaj przenoszą na rower. I tak samo potrafią porzucić swój pojazd byle gdzie, jeśli ich zdaniem nie zapewniono im godnego punktu parkowania albo musieliby za dużo iść od miejsca, gdzie da się go leganie zostawić. Nie po to czymś przyjechali, żeby teraz łazić na piechotę. Nawet światły człowiek holenderski woli sprawę załatwić indywidualnym transportem niż zbiorkomem, może ta możliwość daje poczucie wolności, do którego nie da się ludzi zniechęcić nawet najpunktualniej kursującym autobusem?

Nie da się też niezauważyć, że parking docelowo na 11 tys. rowerów musi być duży. To znaczy, że sporo osób będzie miało pecha i będzie musiało pozostawić swój rower w odległej części parkingu i do swojego czasu podróży doliczyć czas potrzebny na zaparkowanie pojazdu i wydostanie się z parkingu. Jest to sprawa, która w ogóle nie zniechęca kierowców samochodów. Potrafią jechać gdzieś 10 minut, by potem kolejne 10 szukać miejsca, na którym mogą zaparkować. W ogóle nie widzą w tym kłopotu i nie będą widzieć go też rowerzyści.

Nazwa pojazdu się nie liczy

7 tys. osób przywiozłoby w tę okolicę 140 autobusów załadowanych po 50 osób. Po dwa autobusy na minutę i już mamy tych wszystkich ludzi dostarczonych na dworzec w ciągu jednej godziny. Koło tego dworca powinna przepływać nieprzerwana rzeka elektrycznych autobusów, które wysadzałyby i zabierały ludzi. Tymczasem przez cztery lata wydano 65 milionów dolarów, żeby ludzie mogli zaspokoić swoja potrzebę jeżdżenia wszędzie swoim pojazdem. To czy nazywa się on samochód, czy też rower, nie ma żadnego znaczenia, bo ludzi trudno jest zmienić. Holendrzy są tacy sami, jak my.

REKLAMA

Czytaj dalej:

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA