Ktoś przyjechał elektrycznym Zeekrem z Kazachstanu do Polski, jak gdyby nigdy nic
Mieszkasz w Kazachstanie, w Ałmaty – największym mieście tego kraju. Wsiadasz rano w swojego Zeekra i drzesz do Polski, to tylko 5160 km przez pustkowia. Na tymczasowych tablicach rejestracyjnych.
Widziałem już różne dziwne pojazdy w Polsce i opisywaliśmy je na Autoblogu, w tym Hiphi, XEV Yoyo i inne wynalazki. Jednak wspólnym ich mianownikiem było to, że przyjechały z krajów ościennych, zwykle z Ukrainy lub Białorusi. Nie spodziewałem się jednak zobaczyć elektrycznego samochodu z Kazachstanu, który jakoś musiał pokonać ponad 5000 km dzielące te dwa kraje, i to przez Rosję.
Zeekr: co to takiego?
Jak słusznie się spodziewacie, to samochód równie chiński, co elektryczny. Marka Zeekr powstała w ramach koncernu Geely Cars w roku 2021. Geely ma długą tradycję wydzielania dziwnych marek, które czasem istnieją tylko 2-3 lata i mają 1 lub 2 modele, a potem wymierają, jak Englon. Tymczasem misją Zeekra jest produkowanie skrajnie futurystycznych samochodów elektrycznych napchanych ekranami i technologią, mających przekonać odbiorców, że chińskie nie oznacza tanie i bylejakie. Zeekr ma już cztery modele w ofercie: dwa osobowe, czyli mały 007 i duży 001, crossover X i ogromny minivan 009.
I właśnie model Zeekr 001 zawitał do Polski z Kazachstanu
Jest to pojazd niezwykły pod każdym względem. Pominę już jego stylizację będącą połączeniem Lynk & Co z Porsche Taycanem czy nawet jego potężny silnik o mocy 536 KM, umożliwiający przyspieszenie do 100 km/h w 3,8 sekundy. Zeekr, zwłaszcza w wersji WE, ma coś, czego nie ma nikt inny: elektryczny zasięg do 1000 km z superakumulatorem 140 kWh. Sto czterdzieści kilowatogodzin to tak jakby wziąć prawie sześć Nissanów Leaf pierwszej generacji i upchać w jeden akumulator. Chińczycy wiedzą, że trochę przesadzili, dlatego Zeekr 001 dostępny jest jeszcze z dwiema mniejszymi wersjami akumulatora: 86 i 100 kWh. Ciekawe, którą ma ten kazachski.
Przypuśćmy, że to Zeekr 001 typu 86 kWh
To by oznaczało, że przy obecnych warunkach pogodowych musiałby ładować się co 400 km, czyli dziennie przejeżdżać właśnie tyle między ładowarkami i potem spędzać noc na ładowarce. Problem w tym, że niektóre odcinki trasy to kompletne pustkowie, zwłaszcza w Kazachstanie. Nawet jeśli udałoby się znaleźć gniazdko typu domowego, to przez noc naładuje się z niego może 16-20 kWh, co starczy na 100 km. Oczywiście tak też da się jechać, tyle że trzeba mieć sporo czasu. A może w Kazachstanie jest wspaniała infrastruktura szybkich ładowarek, o czym nie wiem – co nadal nie zmienia faktu, że spory odcinek trzeba przejechać przez Rosję, a tam pewnie do stacji ładowania trzeba wsypywać węgiel, albo pedałować.
W dodatku ktoś pojechał Zeekrem 001 na tymczasowych tablicach rejestracyjnych
Żółte tablice w Kazachstanie to odpowiednik naszej czerwonej czcionki, czyli rejestracja tymczasowa, zapewne dla nowego wozu zanim nie zostanie wydany twardy dowód. Ktoś się nie przejął i po prostu tak pojechał, w dodatku kod 02 na końcu tablicy oznacza Ałmaty, czyli miasto dość mocno oddalone od zachodniej granicy Kazachstanu. Ogólnie można tylko powiedzieć „ale świr, szanuję go”. Trochę przypomina to eskapady pojazdami spalinowymi przed pierwszą wojną światową, gdy nie było za bardzo dróg, stacji benzynowych ani warsztatów, więc jechało się po tym co było, naprawiając tym co było. To musiała być bardzo dobra wyprawa takim Zeekrem, ale nie wiem czy odważyłbym się wziąć w niej udział. Teraz trzeba tylko jeszcze wrócić. Chyba, że dopiero zaczął tę wyprawę i następnym przystankiem będzie Berlin.
Zdjęcia z grupy Chińskie marki EV - fanclub - Sławomir Osiński (publicznie dostępne)