REKLAMA

Cofanie liczników nie jest już w modzie. Te auta przejechały po 400 000 km i nie chcą się poddać

180 000 km przebiegu w 10-letnim dieslu - w takie historie powoli przestajemy już wierzyć, szukając aut o wiarygodnym przebiegu. I rynek odpowiada na tę potrzebę, o czym może świadczyć spora liczba aut z przebiegami w okolicach 400 000 km. Czy jest wśród nich coś ciekawego? Zobaczmy.

niezawodne silniki
REKLAMA

Swoją drogą trochę to zabawne. Co i rusz czytam, że kiedyś to było i kiedyś auta robiły pół bańki bez remontu, mając jednocześnie świadomość, że to przekonanie o niechybnej śmierci po nawinięciu na koła równych 200 000 km (wszystkie koła, nie każde z osobna) pochodzi właśnie z kiedyśtobyłyczasów.

REKLAMA

O co chodzi? Nie mam pojęcia, tym bardziej, że współczesne auta, z wyjątkiem nieudanych początkowo niedopracowanych wiecznie poprawianych wybranych, wczesnych modeli TSI, nie sprawiają większych problemów. A przynajmniej nie sprawiają ich wiele więcej, niż robiły to silniki w dawnych latach. I nie - niezawodność nie wynika bezpośrednio z pojemności skokowej, co zostało już wielokrotnie udowodnione. Dobry silnik to dobry silnik. Tyle.

Ale dość filozofii. Wróćmy do tych realnych przebiegów i przyjrzyjmy się po pierwsze, jak wyglądają takie auta, a po drugie - sprawdźmy, czy to są naprawdę ciekawe oferty. Przy okazji można sobie odpowiedzieć na pytanie, czy kupilibyśmy akurat ten model/egzemplarz z takim przebiegiem?

PS. Tak, wiem, są przypadki samochodów 10- czy 20-letnich z niewielkim przebiegiem i każdy zna kogoś, kto taki samochód ma. Ale to rarytasy, które przeważnie zmieniają właściciela jeszcze zanim trafią na portale ogłoszeniowe.

Opel Insignia

Źródło: OLX

Podobno w pewnym momencie rynkowej kariery na rynku wtórnym ludzie prawie licytowali się o używane egzemplarze, ale dziś szał na ten model nieco osłabł. Nie zmienia to jednak faktu, że wybór używanych Insigni jest gigantyczny - na samym Otomoto znajdziemy 2614 sztuk, z czego kilkanaście ma przebieg powyżej 300 000 km. Kilkaset pozostałych pewnie też, ale po prostu właściciele o tym nie wiedzą.

Lider prawdomówności i przebiegu (chociaż czasem i takie przebiegi są skręcone!)? Ten egzemplarz. Przez 11 lat przejechał 407 000 km, co daje równe 37 000 km rocznie. Realne, wiarygodne, nie spierałbym się.

Sprzedający wprawdzie nie rozwodzi się przesadnie nad wyposażeniem, ale - pomijając manualną przekładnię i materiałową tapicerkę - powinno być całkiem nieźle. Wnętrze - przynajmniej na zdjęciach - nie wygląda na przesadnie zmęczone, a pod maską siedzi 2.0 CDTI. Biorąc pod uwagę dystans, jaki pokonał, prawdopodobnie została już wymieniona w nim uszczelka smoka pompy oleju - ten element jest niestety wadliwy, i jeśli nie wymienia się go co około 100 000 km, dochodzi przeważnie do zatarcia silnika. Warto jednak zapytać właściciela przy okazji ewentualnego zakupu o to, kiedy była wymieniana ostatnio - to niewielki wydatek, szczególnie w porównaniu do remontu całej jednostki.

Cena? 20 500 zł. Żeby było śmiesznie, to w tej cenie wystawionych jest ponad 200 egzemplarzy z przebiegami przeważnie... niższymi o połowę. I większość z nich jest sprowadzana. Trochę podejrzane.

O dziwo w przypadku Insigni trudno znaleźć egzemplarz z wysokim przebiegiem, który od samego początku byłby w rękach jednego właściciela. W omawianym powyżej przypadku jest tylko wzmianka o tym, że samochód pochodzi z Polski.

Jak się jednak zaraz okaże, są ludzie, którzy kupują auta po to, żeby nimi jeździć i jeździć, a nie od razu po końcu leasingu się ich pozbywać.

BMW serii 3 (E90)

Źródło: OLX
Autor: Mateusz

2291 egzemplarzy i zaskakująco sporo z przebiegami powyżej 300 000 km. Ba, są nawet i takie z przebiegiem blisko 450 000 km. Dobrze, znaczy, że powoli sytuacja zmierza do normalności.

Ponownie niestety znalezienie auta z tak wysokim przebiegiem od pierwszego właściciela graniczy z cudem. Niby w tym ogłoszeniu jest zaznaczone co trzeba, ale raz, że przebieg jest zbyt niski jak na nasze potrzeby, a dwa - właściciel nie podkreśla tego faktu dodatkowo w opisie, co przeważnie ma miejsce.

Odpuśćmy więc ten kierunek poszukiwań i przyjrzyjmy się może temu ogłoszeniu z 320d Touring, pochodzący z Niemiec. 426 000 km przebiegu, cena - 17 000 zł, w jednych rękach przez 4,5 roku, długa lista napraw - wyglada sensownie. Do tego mamy masę zdjęć, w tym i zaskakująco szczegółowych. Patrząc na to wnętrze trudno przy okazji uwierzyć w to, jak zapuszczone bywają egzemplarze z przebiegami o połowę niższymi...

Trochę tylko martwi, że auto wymaga kilku interwencji blacharskich, ale skoro nie przeszkadzało to właścicielowi w jeździe, a ogniska rdzy nie są jakieś przejmujące, to chyba i kolejnemu właścicielowi przesadnie nie będzie.

Alfa Romeo 159

Źródło: OLX
Autor: Marcin

A dlaczegóżby nie? W końcu pod maską 159 pracowały silniki, które potrafiły przeżyć naprawdę sporo - 1.9 w wersji 120 KM (chyba że trafił na mnie) i 150 KM, a także 2.0 170 KM (ten sam, co w omawianej Insigni). Ten ostatni jest jeszcze trochę za młody, żeby wykręcić przesadnie wysokie przebiegi, ale te pierwsze dożyły już wieku, kiedy na początku drogomierza pojawia się wysokie 3.

Mój wybór w tej kategorii? Ten egzemplarz. Pochodzi z polskiego salonu, ma 382 678 km przebiegu, a do tego jego właściciel pozbywa się go, bo... zmienia sedana na kombi (z 2.0 JTDM). Rozumiem, szanuję, a jednocześnie trochę boję się takich ludzi.

Pod maską oczywiście najpopularniejszy wariant - 1.9 150 KM. W tym momencie nawet w przypadku poważniejszych awarii nie jest raczej przesadnie drogi w serwisowaniu, a jeśli nie jest zamęczony, to pewnie przejedzie jeszcze - przy odpowiednim serwisie - uczciwy dystans.

Dopytałbym tylko o historię napraw blacharskich. Pas znajdujący się za scudetto powinien być czarny, a nie w kolorze reszty nadwozia. Tak samo (ależ teraz pojadę forumowym tekstem standardowym) brakuje plakietek na błotnikach, które niektórzy po prostu zdejmują, bo tak jest ładniej, a inni zdejmują do lakierowania i zapominają nałożyć ponownie.

Ewentualnie, jeśli ktoś woli 2.0, może zerknąć tutaj.

Volkswagen Passat (B7)

Źródło: OLX
Autor: P.P.H.U. MIRTRANS

Kiedyś to były Passaty, teraz to już nie ma Passatów!

A tak na serio - po potężnej wpadce z B6 i jego silnikami, B7 powrócił do dobrej formie, o czym mogą świadczyć ogłoszenia z przebiegami sporo powyżej 400 000 km.

Bez trudu znajdziemy auta z polskich salonów, i niekoniecznie będą to golasy. Wręcz przeciwnie - częstą kombinacją jest właśnie 2.0 TDI, Highline z dodatkami i napędem na obie osie. Zdarzają się oczywiście wersje 1.6, które przejadą bez problemów 500 000 i więcej kilometrów, ale 105 KM to propozycja raczej dla tych bardzo, bardzo cierpliwych.

To skoro wiemy, że 2.0 170 KM jeździ i nie chce umrzeć, to można zerknąć na coś takiego. Prawie 55 000 zł to teoretycznie sporo, zwłaszcza że auto przejechało już 300 000 km, ale czy taka wycena powinna dziwić? Szczególnie, że mowa o bogatej wersji, a autem od początku jeździła podobno tylko jedna osoba.

Chyba czas po prostu przyzwyczaić się do takich wycen i takich przebiegów.

Audi A6

Źródło: OLX
Autor: Tomasz

Wchodzimy w segment aut, które są od początku zaprojektowane do pokonywania tak wielkich dystansów. Nie powinno więc dziwić, że o ile w poprzednich przypadkach patrzyliśmy na auta trochę starsze, tak tutaj na przykład komuś udało się nakręcić na koła 438 500 km od 2011 r. Nawet przy założeniu, że daje to 9 lat jazdy, daje to średnią w okolicach 49 000 km rocznie. Doskonale, do tego te auta są stworzone.

Auto pochodzi przy tym z Niemiec, ale obecny właściciel ma je już 7 lat, więc raczej nie ma mowy o tym, że było zaniedbane. Po maską 3-litrowy diesel, połączony oczywiście z automatyczną przekładnią i napędem na obie osie. I przy odpowiednim - co oznacza przy okazji, że kosztownym - serwisie pojeździ jeszcze pewnie długo.

Cena? 50 430 zł brutto i wydaje się to całkiem niezłą okazją, szczególnie patrząc na to, że wnętrze wygląda właściwie jak nowe. Zresztą z 1519 wystawionych egzemplarzy tylko 112 kosztuje mniej niż 51 000 zł i są to raczej wersje z dwulitrowym dieslem albo uszkodzone w mniejszy lub większy sposób.

Mercedes klasy E (W212)

Źródło: OLX
Autorka: Maja

Po średnio udanym W210 i nieco lepszym W211 Mercedes postanowił się naprawdę postarać. Całkiem nieźle mu to wyszło, bo W212 znowu potrafi wykręcić takie przebiegi, jak jego legendarni poprzednicy.

Przekrój silnikowy egzemplarzy, które pokonały ponad 400 000 km będzie przy tym raczej nudny. Przytłaczająco dominuje diesel 2,1 l, czasem tylko przeplatany 3-litrowym wariantem. I tak jak nie jestem fanem 2,1 (jego dwulitrowy następca jest użytkowo dużo lepszy pod każdym względem), tak trudno mu odmówić żywotności.

Nie powinno przy tym specjalnie dziwić, że większość egzemplarzy, które mają nakręcone np. niemal 600 000 km, ma dość charakterystyczny kolor. Poszukajmy jednak czegoś, co przewiozło w swoim życiu odrobinę mniej ludzi.

Ten zapowiada się obiecująco (i o dziwo jest benzynowy), ale wymiana silnika w okolicach 200 000 km przebiegu nie napawa optymizmem. Do tego jest to kolejny przypadek silnika 1.8, który jest wymieniany przez producenta. Zostańmy przy 2.1.

Intrygująco prezentuje się to ogłoszenie, w którym od 2015 r. ktoś przejechał... 400 000 km. Nawet zaokrąglając wiek do 5 lat (tyle będzie miał w kwietniu), daje to 80 000 km rocznie. Wow. Nie wiem natomiast co myśleć o W213, które od 2017 przejechało według sprzedającego 350 000 km.

Ze świadomością, że 2.1 potrafi przejechać prawie 600 000 km, pewnie jednak najdokładniej przyjrzałbym się temu ogłoszeniu. Wprawdzie manualna skrzynia biegów niezbyt pasuje do takiego auta, ale skoro je kupujemy, to raczej do jazdy autostradami. A na nich wrzucamy szóstkę i radośnie (oraz dostojnie) prujemy przed siebie.

BMW serii 5 (E60)

Źródło: OLX
Autorka: Marta

Jak jeździ - jest super. Jak nie jeździ - cóż, głównie nie jeździ. Co jednak nie przeszkodziło niektórym przejechać 590 000 km (choć 540 000 km zrobił ktoś w Niemczech).

O dziwo ofert z przebiegami powyżej 400 000 km jest stosunkowo niewiele, co nie znaczy absolutnie, że te auta nie są w stanie tyle przejechać. Pewnie większość z nich już dawno pokonała tę barierę, kto wie, ile razy.

Udało mi się przy tym po dłuższych poszukiwaniach znaleźć egzemplarz, który od samego początku, czyli od 2008 r., jest w rękach jednego właściciela i został kupiony w polskim salonie. Bardzo szanuję - to się właśnie nazywa bycie eko! Na wszystko podobno są faktury i dokumenty, a do tego wyposażenie jest satysfakcjonujące. Szkoda tylko trochę, że po raz kolejny mamy do czynienia z autem segmentu E z manualną skrzynią biegów, ale najwyraźniej takie głównie kupowało się w Polsce do pochłaniania setek tysięcy kilometrów.

Ale jak widać - może jednak 520d tej generacji nie było takie straszne?

Dobra, zajrzałem na zdjęcia wnętrza i przypomniałem sobie, jak wyglądał kokpit w E60. To jednak było straszne.

Bonusy

Czyli auta, dla których nie było co robić osobnej kategorii, ale które imponują przebiegami.

Fabia pierwszej generacji z malutkim dieslem (1,4 l) pod maską? 422 700 km. Współczuję serdecznie każdego z nich. Rapid z nieśmiertelnym 1.6 TDI, który wyzionął ducha przy 634 000 km nie z powodu awarii, a z powodu stłuczki (pewnie naprawa przekroczyła zdecydowanie wartość auta). Superb w jangtajmerowej wersji, z prawie połową miliona kilometrów na liczniku (i niezłą ceną!).

Coś francuskiego? Proszę bardzo - 407 z udanym 2.0 HDI i przebiegiem ponad pół miliona. Albo jeszcze mniejsze HDI - 1.4, umieszczone w 207, która wykręciła 436 000 km. Ktoś wyturlał też 406 000 km Citroenem C5 ostatniej generacji.

Niemieckie limuzyny? To A8 ma 600 000 km i tak jak opisuje sprzedawca - na tyle wygląda. A raczej wygląda na auto, którym ktoś gniótł bez ustanku, nie przejmując się tym, jak auto wygląda, tylko czy jest sprawne. Trochę więcej uwagi do wyglądu przykładał natomiast ten właściciel A4, którego auto od 2008 r. pokonało prawie 500 000 km.

Wysokie przebiegi przeżywają też najwyraźniej Dustery i Logany, których absolutnie nikt nie oszczędzał przez ani jeden z przejechanych kilometrów. Lekko nie miał też pewnie Fiat Punto, który wykręcił pół miliona, a teraz można go kupić za mniej niż 4000 zł. Włoskiego honoru broni również Bravo z nieśmiertelnym (chyba że ja nim jeżdżę) 1.9 JTD i 400 000 km na liczniku. Sprzedającemu polecam tylko zmienić telefon na taki ze stabilizacją obrazu i szerokokątnym obiektywem.

Narzędzia do fotografowania nie musi z kolei zmieniać sprzedający BMW serii 5 (F10), która od 2016 r. przejechała 500 000 km. I to z prędkością do maksymalnie 140 km/h, co jest podobno udokumentowane. Starsze o rok Volvo V70 pokonało podobny dystans, niestety nie wiadomo, z jaką prędkością. Nie wysiadano też chyba z Ceeda, obecnej generacji serii 5, przedliftowego Passata B8, Peugeota 3008, albo tego Mercedesa klasy C (znów silnik 2.1)

Czyli jaki wniosek? Brać diesla i jeździć aż koła odpadną?

Nie wypada w 2019 r. udzielać takich rad, ale jak widać - takie silniki wybierają w większości osoby, które pokonują ogromne dystanse w krótkim czasie. Nie dam tylko głowy, czy te rekordowe przebiegi diesli w zestawieniu z silnikami benzynowym wynikają faktycznie z ich większej trwałości, czy po prostu z tego, że jeśli ktoś planuje dużo jeździć, to sięga po diesla z racji oszczędności na paliwie.

Tak czy inaczej - są na rynku, zarówno nowych, jak i używanych samochodów, silniki, które zniosą naprawdę dużo długich jazd. Pod warunkiem oczywiście, że odpowiednio o nie zadbamy.

Czekam przy tym z niecierpliwością na moment, kiedy malutkie silniczki zaczną zbliżać się do wysokich przebiegów i będzie można ocenić ich żywotność. Póki co prym wiedzie Yaris (np. 410 000 km), a gonią go Citigo, Corsy i Pandy. Przy czym we wszystkich tych przypadkach mowa o słabych jednostkach, pozbawionych turbosprężarki. Chociaż ktoś tutaj nakręcił Rapidem 1.2 TSI 316 000 km, więc może nie będzie tak źle.

REKLAMA

I teraz pytanie dla was - kupilibyście współczesny samochód z przebiegiem blisko 400 000 km?

Jak widać stać je na dużo więcej, wbrew temu, co mówi się o nowych samochodach.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-07-03T14:19:08+02:00
Aktualizacja: 2025-07-03T10:40:30+02:00
Aktualizacja: 2025-07-02T19:03:34+02:00
Aktualizacja: 2025-07-02T18:45:52+02:00
Aktualizacja: 2025-07-01T20:12:51+02:00
Aktualizacja: 2025-07-01T17:00:00+02:00
Aktualizacja: 2025-07-01T12:38:30+02:00
Aktualizacja: 2025-06-30T17:02:29+02:00
Aktualizacja: 2025-06-30T11:18:58+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Najtańsze SUV-y w Polsce. Płacisz 70 000 zł i wjeżdżasz w czerwiec na drabinie

Każdy chce teraz jeździć SUV-em albo czymś, co SUV-a przypomina, ale jednocześnie nie chce wydawać zbyt dużo. Jakie są więc najtańsze SUV-y, które można kupić obecnie w Polsce?

Najtańsze SUV-y w Polsce. Płacisz 70 000 zł i wjeżdżasz w czerwiec na drabinie
REKLAMA

Od razu uwaga - jako że szukamy najtańszych aut tego typu, raczej niech nikt nie zakłada, że będą tutaj duże auta, o autach z faktycznymi zdolnościami terenowymi nie wspominając. Ma być po prostu modnie, nowocześnie, może z trochę wyżej zamontowanymi fotelami - żeby było uczucie siedzenia jak na drabinie i spoglądania na wszystko z góry, a czy to ma sens - to już inna sprawa.

REKLAMA

Najtańsze SUV-y w Polsce w maju 2025 r.

Listę 5 najtańszych aut tego typu w tym miesiącu otwiera...

Citroen C3 - 69 900 zł

citroen c3 2024 pierwsza jazda

Kanciastawa sylwetka - jest. Plastiki na nadkolach - są. Próba udawania, że auto jest wyższe i ogólnie większe niż w rzeczywistości - jest. Można się oczywiście spierać, że to z SUV-em ma niewiele wspólnego, ale bez wątpienia celem Citroena było stworzenie czegoś w stylu mini-crossovera (o ile coś takiego istnieje) i jako tako się udało. Do tego udało się zrobić to "na gotowo" za mniej niż 70 000 zł.

Oczywiście auto za takie pieniądze będzie wyposażone dość - delikatnie mówiąc - podstawowo. Pod maską ciężko pracują 3 cylindry (1,2 l pojemności skokowej), a kierowca musi się pewnie trochę namachać 6-biegową przekładnią manualną, zanim - po 10,6 s - zobaczy na "zegarach" pierwszą setkę. Drugiej nigdy nie zobaczy, bo maksymalna prędkość ograniczona jest do 160 km/h.

Poza tym w podstawowej wersji wyposażenia możemy liczyć m.in. na 16-calowe felgi stalowe, materiałową tapicerkę, czujniki parkowania z tyłu, pakiet systemów wspomagających jazdę, multifunkcyjną kierownicę, kierownicę z regulacją na wysokość i głębokość, elektrycznie sterowane lusterka zewnętrzne, składaną kanapę, centralny zamek i Bluetooth. Ach, gdyby ktoś pytał, to to jest ta wersja bez radia i wyświetlacza, korzystajcie sobie ze smartfona (i tak będziecie).

Jeśli natomiast chodzi o wymiary, to C3 nie jest aż takim małym autem, jak mogłoby się wydawać. Długość nadwozia przekracza nieznacznie 4 m (4015 mm), a między osiami znajdzie się 2,54 m. Możliwe, że to właśnie w tej przestrzeni będzie trzeba czasem przewieźć dodatkowe walizki, bo w samym bagażniku zmieści się tylko 310 l gratów.

Czytaj więcej o Citroenie C3:

MG ZS Classic - 79 800 zł

"Poprzednia" wersja MG ZS, kosztująca wprawdzie wyraźnie więcej od pierwszego C3, ale też będąca zdecydowanie większym autem. 4,32 m długości spokojnie pozwala ZS wrzucić do ogólnorynkowego worka "kompaktów", a 448 l bagażnika brzmi naprawdę sensownie jak na tę kategorię.

Na co możemy liczyć poza tym, biorąc pod uwagę najtańsze egzemplarze. Na całkiem spory, bo 1,5-litrowy, wolnossący silnik benzynowy z 4 cylindrami, łączony niestety z 5-biegową przekładnią manualną. Sprint do setki, jak w przypadku wszystkich aut z tego zestawienia, raczej niestety nie poraża - startując od zera, 100 km/h zobaczymy na liczniku po 10,9 s, a drugiej setki - zgadliście - nie zobaczymy nigdy (maksymalnie 175 km/h).

MG ZS Classic może jednak kusić nie tylko rozmiarem, ale i w jakimś stopniu wyposażeniem. Bez dopłaty dostajemy tutaj m.in. wyświetlacz systemu multimedialnego, CarPlay, Android Auto, kamerę cofania i aluminiowe felgi 17".

Czytaj więcej o MG ZS (i Classic):

Fiat Grande Panda - 79 900 zł

Przypadek trochę zbliżony do Citroena C3. Tak, to nie jest SUV jako taki, a Krzysztof, który jeździł tym modelem, twierdzi, że siedzi się w nim tak 50/50 jak w SUV-ie. Ale poza tym, z zewnątrz - wygląda jak SUV/crossover i o to chodzi. Nikt nie pyta, czy to wjedzie w busz, tylko czy ma wystarczająco dużo plastiku na nadkolach i czy fajnie wygląda.

Grande Panda ma przy tym jedną dużą zaletę i jeden problem. Z jednej strony - wymiary ma zbliżone do C3 (o 1 milimetr mniej niż 4 m) i jest od niego trochę mocniejsza (110 KM) i szybsza (10 s do setki), a do tego nie trzeba ręcznie zmieniać biegów, bo miękka hybryda w tym modelu łączona jest wyłącznie z "automatem". Z drugiej strony - jest też od C3 wyraźnie droższa i to do tego stopnia, że zahacza już trochę o pewniaka z tego zestawienia.

Ale o tym za chwilę.

Czytaj więcej o Grande Panda:

Citroen C3 Aircross - 82 800 zł

Drugi Citroen w tym zestawieniu i od razu dobra informacja - tak, to auto jest całkiem spore, zbliżając się do 4,4 m (zabrakło 5 mm). Jest nawet opcja - choć nie w podstawowej wersji - żeby mieć w bagażniku 2 dodatkowe miejsca siedzące.

Co poza tym trzeba wiedzieć o C3 Aircross, poza tym, że w końcu zaczyna to jako tako przypominać SUV-a (ok, MG ZS też)? W bagażniku zmieścimy tu 460 l, do setki - korzystając z silnika 1.2 100 KM (3 cylindry) - rozpędzimy się w 12,5 s, a na liście wyposażenia standardowego znajdziemy między innymi 16-calowe felgi stalowe, stację dokującą do smartfona, tylne czujniki parkowania, manualną klimatyzację, tempomat i... przednie szyby regulowane elektrycznie. Tak, elektrycznie sterowane szyby z tyłu wymagają dopłaty.

Więcej o Citroenie C3:

Co prowadzi nas do wspomnianego pewniaka, czyli...

Dacia Duster - 82 800 zł

dacia duster wersje

Nie oszukujmy się, wszyscy weszli tutaj tylko po to, żeby upewnić się, że dobrze wybrali, decydując się na Dustera albo zostawiając go w ścisłej czołówce aut do kupienia. Oczywiście Mikołaj może was przekonywać, że Citroen ma więcej miejsca z tyłu i bardziej komfortowe zawieszenie, ale jednego nie można Dusterowi odmówić - on faktycznie wygląda jak SUV, jako właściwie jedyne auto z tej krótkiej (i taniej) listy.

Co poza tym może przemawiać na korzyść Dacii, pomijając prawdopodobnie minimalną utratę wartości? Silnik może i jest anemiczny (1 litr pojemności skokowej, 3 cylindry, 100 KM), ale przynajmniej dostaniemy go od razu z fabryczną instalacją LPG. Sprint do setki zajmuje aż 14 sekund, ale jeśli przełączymy się na gaz, to uda się to zrobić w 13,2 s, więc będzie nie tylko taniej, ale i szybciej.

Poza tym wyposażenie raczej nie imponuje. Tylne szyby i tutaj otwieramy korbkami, kierownicę obszyto skórą ekologiczną, podłokietnika brak, ale są za to czujniki parkowania z tyłu i klimatyzacja - aczkolwiek manualna. Z drugiej strony - również i tutaj dostajemy kawał wozu (4,34 m), za pieniądze, za które trudno dzisiaj kupić coś sensownego. Oczywiście do momentu, kiedy nie zaczniemy sięgać po wyższe wersje wyposażenia i inne jednostki napędowe - wtedy i tutaj zrobi się naprawdę drogo.

REKLAMA

Więcej o Dacii Duster:

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-05-26T18:04:19+02:00
Aktualizacja: 2025-05-26T17:52:38+02:00
Aktualizacja: 2025-05-26T14:07:10+02:00
Aktualizacja: 2025-05-26T12:31:46+02:00
Aktualizacja: 2025-05-26T07:54:35+02:00
Aktualizacja: 2025-05-25T11:00:16+02:00
Aktualizacja: 2025-05-24T09:06:26+02:00
Aktualizacja: 2025-05-22T18:19:23+02:00
Aktualizacja: 2025-05-22T16:37:08+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

MG HS wjechało z hybrydą. Sprawdziliśmy rywali. 130 tys. zł i możesz iść do salonu

Rodzinny SUV, ale taki, żeby był oszczędny i nie kosztował fortuny - czy da się znaleźć coś takiego? Oto najtańsze hybrydowe SUV-y, które można kupić w Polsce i nikt nie pomyli ich z przerośniętymi kompaktami.

MG HS wjechało z hybrydą. Sprawdziliśmy rywali. 130 tys. zł i możesz iść do salonu
REKLAMA

Ok, może nie są to absolutnie największe auta na rynku, ale na poniższej liście znalazły się nawet modele, które prawie-prawie dostały się do klubu "4,7 m długości". Przyjmijmy jednak, że rozsądny rodzinny SUV powinien mieć minimum 4,5 m, do tego dorzućmy obowiązkowy napęd hybrydowy - ale pełny, a nie jakieś udawane mildy - i zobaczmy, co nam z tego wyjdzie:

REKLAMA

Dacia Bigster - 124 000 zł

Nie jest to wprawdzie największy SUV w tym zestawieniu, ale jeśli za kryterium rozmiarowe przyjmiemy "Więcej niż 4,5 m", to powiększony Duster zajmuje zaszczytne pierwsze miejsce. 4,57 m długości i 2,7 m między osiami też nie jest jakiś przesadnie skromnym wynikiem, więc jak najbardziej trzeba ten model brać pod uwagę.

Co znajdziemy tutaj pod maską? 4-cylindrową jednostkę 1.8, generującą 107 KM, łączoną z silnikiem elektrycznym o mocy 50 KM. Systemowa moc takiego układu to 155 KM, a całość łączona jest oczywiście z przekładnią automatyczną. Sprint do setki zajmie niezbyt inspirujące 9,7 s, ale w zamian mamy dostać teoretyczne spalanie na poziomie 4,6 l.

Żeby móc w ogóle zamówić odmianę 155 KM, niezbędnej jest pominięcie najtańszej wersji wyposażenia i zdecydowanie się co najmniej na Expression. Jest to o tyle dobry ruch, że w standardzie dostaniemy m.in. automatyczną klimatyzację dwustreową, system multimedialny z 10-calowym ekranem, kierownicę wykończoną skórą ekologiczną, elektrycznie składane i regulowane lusterka, kamerę cofania, elektryczne szyby z przodu i z tyłu, fotel kierowcy z regulacją podparcia odcinka lędźwiowego, pakiet systemów bezpieczeństwa, tempomat i relingi dachowe. Jeśli dopłacimy do wersji Extreme (132 700 zł) dostaniemy też m.in. dach panoramiczny czy modułowe relingi dachowe.

Renault Arkana - 124 900 zł

renault arkana e-tech hybryda test

Wybór zdecydowanie mniej praktyczny niż Bigster, ale wizualnie - dużo ciekawszy. Auto też łapie się rozmiarowo do zestawienia, mając 4,57 m długości i 2,72 m między osiami.

Do napędu wykorzystano tutaj silnik spalinowy o pojemności 1,6 l, generujący ok. 94 KM i wspomagany jednostka elektryczną o mocy niecałych 50 KM. Sumarycznie dostajemy więc mniej niż w Dacii (145 KM), a i samo auto jest w sprincie do setki jeszcze wolniejsze (10,8 s).

Renault nie szalało też przesadnie z wyposażeniem, aczkolwiek warto wspomnieć o adaptacyjnym tempomacie, kamerze cofania, reflektorami full LED, automatycznej klimatyzacji czy podwójnej podłodze bagażnika. Niestety takie dodatki jak podgrzewane przednie fotele, ich elektryczna regulacja, podgrzewana kierownica czy 19-calowe felgi wymagają już dopłaty do odmiany esprit Alpine, co oznacza już wydatek na poziomie 150 tys. zł.

Z drugiej strony - to chyba jedyny SUV w tym zestawieniu, który nie wygląda jak każdy inny, więc zawsze jakiś plus.

MG HS - 128 900 zł

Najnowszy przedstawicie tego segmnetu - przynajmniej w wydaniu hybrydowym - do tego od razu startujący w cenie, która stawia go w ścisłej czołówce rankingu.

Na początek sprawdźmy, czy to jest duże auto. 4,67 m długości, 2,77 m między osiami, 1,66 m wysokości i 1,89 m szerokości. Wniosek: tak, całkiem sporawe, wątpliwości raczej brak.

Za napęd w tym przypadku służy połączenie silnika benzynowego o pojemności skokowej 1.5 (143 KM) z silnikiem elektrycznym o mocy 198 KM. Łącznie taki układ daje kierowcy 224 KM, pozwalając rozpędzi się do setki w 7,9 s i obiecując spalanie na poziomie 5,5 l - oczywiście w teorii.

Wersje wyposażenia są dwie - Excite i Exclusive (139 900 zł), przy czym już podstawowa jest całkiem dobrze wyposażona. W standardzie dostajemy m.in. reflektory LED, pakiet systemów bezpieczeństwa, adaptacyjny tempomat, jednostrefową klimatyzację automatyczną, elektrycznie sterowane szyby z przodu i z tyłu, 4 porty USB, 6 głośników, Bluetooth, Android Auto i CarPlay, kierownicę obszytą skórą, tylne czujniki parkowania, kamerę cofania, fotel kierowcy z elektryczną regulacją oraz felgi 19".

Droższa odmiana dorzuca do tego lusterka zewnętrzne z pamięcią ustawień, podgrzewae przednie fotele, tapicerkę z imitacji skóry, fotel pasażera z elektryczną regulacją i fotel kierowcy z pamięcią oraz regulacją podparcia odcinka lędźwiowego, 8 głośników, bezprzewodową ładowarkę i dwustrefową klimatyzację.

Ciekawostka: gdyby szukać rozmiarowo-hybrydowej alternatywy dla MG HS, to cenowo musielibyśmy zawędrować... w okolice 180 tys. zł.

Hyundai Tucson - 152 900 zł

Najczęściej kradzione samochody

I tak, żeby dostać się do kolejnego miejsca, musieliśmy zrobić dość duży skok cenowy. Najtańszy - cennikowo - hybrydowy Tucson kosztuje już prawie 153 tys. zł. Jednocześnie rozmiarowo zmieścił się na liście o włos - o ile ten włos miał 10 mm, bo długość nadwozia Tucsona to równe 4,51 m (i 2,68 m między osiami).

Napęd? Benzynowe 1.6 o mocy 160 KM, ale po połączeniu z silnikiem elektrycznym dostajemy tutaj 215 KM, co pozwoli nam rozpędzić się do setki w sensowne 8,2 s. Spalanie ma natomiast mieścić się w granicach 5,6 - 6,1 l.

Wyposażenie w wersji podstawowej obejmuje m.in. reflektory LED, elektrycznie sterowane i podgrzewane lusterka zewnętrzne, felgi 17", fotel kierowcy z regulacją wysokości (ale pasażera już nie), przednie fotele podgrzewane, elektrycznie sterowane szyby, kierownicę obszytą skórą, klimatyzację dwustrefową, komputer pokładowy z malutkim wyświetlaczem, tempomat, ekran 12,3" obsługujący CarPlay i Android Auto, bezkluczowykowy dostęp i czerwony lakier.

Kia Sportage - 153 900 zł

Jeszcze nie ta najnowsza, ale dalej nowa - rok modelowy 2025, rok produkcji 2025. Rozmiarowo jest oczywiście podobnie do Tucsona, niemal idealny jest też cały układ napędowy (choć koni jest 210).

REKLAMA

Ciekawostką jest natomiast fakt, że o ile za Tucsona Hybrid z napędem 4WD trzeba zapłacić co najmniej 178 900 zł, o tyle cennik Kii przewiduję wariant 1.6 T-GDI 210 KM 6 AT AWD w cenie 162 900 zł. Jednocześnie auto w wydaniu hybrydowym dostępne jest od co najmniej wersji L, co oznacza m.in. przyciemniane szyby tylne, podgrzewane fotele z przodu i kierownicę, aktywny tempomat i 19-calowe felgi.

Na plus Sportage można też jako tako zaliczyć odrobinę dłuższe nadwozie (4,52 m) - jeśli to dla kogoś zaleta - aczkolwiek rozstaw osi jest dokładnie taki sam (2,68 m). Setka na zegarach pojawi się natomiat albo po 8,4 s (FWD), albo po 8,7 s (AWD).

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-06-05T15:03:38+02:00
Aktualizacja: 2025-06-04T14:58:51+02:00
Aktualizacja: 2025-06-04T13:56:17+02:00
Aktualizacja: 2025-06-03T19:24:41+02:00
Aktualizacja: 2025-06-03T15:11:44+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Nowe auto za 100 tys. zł. Spokojnie, państwo ci pomoże

Nowe auto za mniej więcej 100 tys. zł, które dodatkowo niekoniecznie jest miejskim mikrusem? Spokojnie, da się coś takiego zrobić, a będzie jeszcze przyjemniej, bo wszyscy się zrzucą na to, żeby nam było wygodniej przy płaceniu.

Nowe auto za 100 tys. zł. Spokojnie, państwo ci pomoże
REKLAMA

Oczywiście to, czy w ogóle powinny być dopłaty do aut elektrycznych, nie podlega najmniejszym dyskusjom (nie powinny), ale skoro są - to dlaczego nie wyciągnąć swoich rąk po te pieniądze. Tym bardziej, że dzięki temu kilka całkiem ciekawych aut może się znaleźć w zasięgu naszego budżetu. O ile wynosi on magiczne "100 tys. zł i może jakieś drobniaki, ale może być też taniej, jeśli się da".

W czym możemy więc wybierać i jak się ma - o ile istnieje - wariant spalinowy do naszego wymarzonego "elektryka"?

REKLAMA

I od razu, żeby nie było niedomówień - pod uwagę bierzemy 30 tys. zł dopłaty, czyli standardową kwotę, jaką dostaniemy przy leasingu, niezależnie od tego, czy jesteśmy osobą prywatną, czy prowadzimy JDG.

Opel Frontera - niby 125 900 zł, ale z dopłatą schodzimy pod kreskę

opel-frontera-2024-67

Przywrócona niedawno do życia Frontera dostępna jest w trzech wersjach - hybrydowej (102 900 zł), mocniejszej hybrydowej (108 200 zł) i elektrycznej (125 900 zł). Interesuje nas oczywiście ta trzecia, czyli teoretycznie najdroższa, ale z dopłatami - najtańsza i to ze sporym zapasem. Co ciekawe, według aktualnego cennika Frontera "z prądem" w promocji kosztuje jeszcze mniej (120 900 zł), więc możemy zejść ostatecznie z ceną do okolic 90 tys. zł, podczas gdy wersje nie-elektryczne promocji się nie doczekały.

Haczyk w przypadku wyboru Frontery z silnikiem elektrycznym jest taki, że lepiej nie pytać o osiągi. Pierwsza setka pojawi się na zegarach po 12,1 s (najwolniej w gamie), natomiast druga setka nie pojawi się absolutnie nigdy, bo maksymalna prędkość wynosi 143 km/h. Z zasięgiem też raczej nie poszalejmy, bo nawet w teoretycznych wartościach wynosi on 305 km. Poza tym to jednak oczywiście ten sam, rozsądny rozmiarowo (4385 mm długości, 2670 mm między osiami) crossover.

Niestety cennik modelu sugeruje, że wersja elektryczna nie może liczyć na jakieś specjalne dodatkowe wyposażenie. Mamy więc czujniki parkowania z tyłu, pakiet systemów asystujących, jednostrefową klimatyzację, wielofunkcyjną kierownicę, elektrycznie sterowane lusterka zewnętrzne, stalowe felgi 16" i reflektory LED.

Z drugiej strony, nie licząc wartości końcowej, Frontera "z prądem" będzie w zakupie o wiele tańsza niż nawet podstawowa wersja spalinowa, więc wychodzi na to, że "EV" jest tutaj po prostu modelem startowym na cennikowej drabince.

Renault 5 - niby 120 900 zł, ale jednak nie

Renault 5 E-Tech Iconic_3

Nie ma chyba zbyt wiele osób, które przejechałyby się nowym Renault 5, po czym uznały, że nie jest to co najmniej "fajne" auto. Z drugiej strony trudno szukać osób, które zachwyciłyby się jego ceną - standardowo przekraczającą 120 tys. zł.

Jeśli jednak odejmiemy od tego 27 tys. zł, dostajemy ok. 90 tys. zł, a to brzmi już dużo lepiej. Oczywiście Renault 5 nie jest wielkim samochodem (3922 mm długości, 2540 mm między osiami), ale jeździ na tyle przyjemnie - i wygląda jeszcze lepiej - że można mu to darować.

Na porywające osiągi i zasięgi niestety nie ma co liczyć. Podstawowy model do setki rozpędzi się w 9 sekund, maksymalnie dokręci do 150 km/h, a na jednym ładowaniu możemy - teoretycznie - przejechać do 300 km. W standardzie na pokładzie znajdziemy natomiast m.in. system multimedialny, światła LED, czujniki parkowania z tyłu, automatyczną klimatyzację, pompę ciepła (!) i 18-calowe... stalowe felgi.

Nie jestem pewien, ile wspólnego miałby taki zakup z rozsądkiem, ale przy jakiejś potrzebie posiadania w domu dodatkowego auta na krótsze podróże - dlaczego nie.

Fiat Grande Panda, ale cena nie grande

fiat-grande-panda-pierwsza-jazda-23

Tak, to też nie jest duże auto (3999 mm długości i 2540 mm między osiami), ale wygląda chociaż trochę SUV-owato, więc może sąsiedzi się nabiorą, że udało nam się w życiu, a my się nabierzemy, że kupiliśmy "dzielny" samochód".

Cennik Grande Pandy jest przy tym skonfigurowany w dość ciekawy sposób. Wersja spalinowa startuje od 80 tys. zł, a kończy się na 97 tys. zł, podczas gdy elektryczna to minimum 110 tys. zł, a maksimum - 125 tys. zł. Tyle tylko, że odmiana elektryczna jest dostępna w "lepszych" wersjach wyposażenia, a po dopłatach kosztuje - odpowiednio - 80 i 95 tys. zł. Czyli stawiając na prąd (i dopłaty) płacimy niewiele więcej (albo mniej - "środkowa" wersja spalinowa jest droższa od elektrycznej po dopłatach i gorzej wyposażona), momentami dostając ciut więcej.

Na co możemy liczyć w kwestii wyposażenia, decydując się na najtańszą wersję elektryczną? W standardzie będą między innymi 3 tylne zagłówki (serio, nie ma ich w podstawowej Grande Pandzie), elektryczne i podgrzewane lusterka zewnętrzne, fotel pasażera z regulacją wysokości, manualną klimatyzację i kilka opcji przypominających nam o tym, że zapłaciliśmy mniej. W tym m.in. kierownicę z tworzywa i podłokietniki w drzwiach bez obicia tworzywem. Taki włoski styl.

BYD Atto 2 - dalej zmieścimy się w setce

byd-atto2-1

Wracamy powyżej 4 m długości (tutaj - 4310 mm długości i 2620 mm między osiami) i tuż poniżej progu 100 tys. zł do zapłacenia. Najtańsza wersja Atto 2, czyli Active, kosztuje bowiem 129 900 zł, więc niecałe 3 tys. ponad ustalony limit jakoś trzeba przeżyć.

Na co możemy liczyć w tym przypadku? Na całkiem sensowne 7,9 s do setki, i tak nieprzydatne w Polsce 160 km/h prędkości maksymalnej, a także na teoretyczne 312 km zasięgu (akumulator 45 kWh). Całkiem przyjemnie prezentuje się też wyposażenie - w standardzie mamy m.in. reflektory LED, 17-calowe felgi aluminiowe, elektryczne regulowane i podgrzewane lusterka, tapicerkę ze skóry wegańskiej, 6 głośników, Android Auto, CarPlay, czujniki parkowania z tyłu, kamerę cofania, pompę ciepła i ładowarkę pokładową 11 kW.

MG4 - kompakt nie musi kosztować 130 tys. zł

mg4-wybrane-16
REKLAMA

Zaskakujące, ale o dziwo całego przeglądu nie zdominowały SUV-y i mamy drugie auto zbliżone do klasycznego kompakta. Zbliżone do klasyków są nawet wymiary, bo długość auta wynosi 4287 mm, a rozstaw osi - 2705 mm. Osiągi? Właściwie najlepsze w całym zestawieniu - silnik elektryczny o maksymalnej mocy 170 KM zapewni nam sprint do setki w 7,6 s, natomiast maksymalną prędkość ograniczono do 160 km/h. Zasięg? Do 350 km - przynajmniej w teorii.

Ile za to zapłacimy? Przy cenie startowej na poziomie 130 900 zł łatwo policzyć, że przekroczymy naszą zakładaną "setkę" 900 zł. Trochę martwi przy tym pokładowa ładowarka o mocy zaledwie 6,6 kW, ale jeśli ktoś ładuje się w inny sposób - może nie ma co dramatyzować. Na pocieszenie zresztą dostaniemy całkiem niezłe wyposażenie standardowe, obejmujące m.in. adaptacyjny tempomat, światła LED, kamerę cofania, tylne czujniki parkowania, wielofunkcyjną kierownicę, CarPlay i Android Auto, bezkluczykowe otwieranie i uruchamianie auta oraz podgrzewane lusterka zewnętrzne.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-06-10T07:56:41+02:00
Aktualizacja: 2025-06-09T19:24:14+02:00
Aktualizacja: 2025-06-09T15:32:55+02:00
Aktualizacja: 2025-06-09T13:49:52+02:00
Aktualizacja: 2025-06-08T15:00:00+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Policja wzięła się za nielegalne pojazdy. Nadal można je kupić i momentalnie wpakować się w kłopoty. Przegląd ofert

Ostatnio kilka razy czytałem wiadomości o tym, że policja wzięła się za nielegalne rowery i hulajnogi elektryczne. Podobno najwięcej osób wyłapano w Krakowie, ale nie jesteście już bezpieczni na swoich pędzących dwukołowcach elektrycznych w żadnym miejscu Polski.

Policja wzięła się za nielegalne pojazdy. Nadal można je kupić i momentalnie wpakować się w kłopoty. Przegląd ofert
REKLAMA

Tak naprawdę to trochę nie rozumiem, jak ta sytuacja może trwać. Kupuje się całkiem legalnie pojazd dopuszczony do sprzedaży, którym nie można poruszać się po drodze. Sprzedawca normalnie na tym zarabia, a klient jeździ nielegalnie na własne ryzyko. Jest to motorower elektryczny, więc powinien mieć rejestrację i ubezpieczenie OC. Klient chciałby to zrobić, ale nie może, bo sprzedawca nie zapewnia wyciągu ze świadectwa homologacji. Jest więc oszukany podwójnie – przez sprzedającego i przez państwo, które z jednej strony żąda aby pojazdy rejestrować, z drugiej – nie zezwala na to z absurdalnego powodu (a wystarczyłby przegląd na stacji kontroli pojazdów).

REKLAMA

Cyk, wchodzę na Allegro i cóż widzę?

Setki pojazdów „rekreacyjnych”, do użytku „poza drogą”, zasadniczo można sobie nimi jeździć po własnej działce. Problem w tym, że kiedy wyjdę z domu, to te same pojazdy śmigają po drodze rowerowej niedaleko mojego bloku. Uznałem więc, że jeśli już łamać prawo, to z rozmachem, a nie byle jak i postanowiłem znaleźć pięć najbardziej nielegalnych pojazdów na drogach publicznych na największym polskim serwisie sprzedażowym. Wszystkie z nich łączy to, że można nimi zarówno bardzo szybko się przemieszczać, jak i bardzo szybko popaść w kłopoty. 

Rower elektryczny ORZEL K17 o mocy 2 kW

A właściwie motorower o prędkości roboczej 45 km/h – maksymalnie może rozwinąć nawet 50 km/h. Posiada dwa osobne silniki, po jednym na każdą oś, każdy czterokrotnie mocniejszy niż pozwala polskie prawo. Do tego bardzo grube opony i mamy idealny pojazd „terenowy”, którego różne wcielenia widzę wszędzie, tylko nie w terenie. Niewątpliwie jest to znakomity pojazd transportu osobistego, tyle że całkowicie nielegalny na drogach publicznych. Zwracam uwagę, że na jednym ze zdjęć ten pojazd ma kierunkowskazy, co wskazywałoby na to, że producent wie – to motorower. Ale czy ktoś przebije te 2 kW? 

Oczywiście.

Ridstar Q20 – rower o mocy 3 kilowatów

Może jechać nawet 60 km/h. Ma dwie baterie i przejedzie do 180 km. Nie bardzo wiem czym to się różni od skutera elektrycznego poza obecnością pedałów i słabym poziomem udawania, że tak naprawdę jest to rower. Jeździłem takim lub bardzo podobnym pojazdem przy okazji targów rowerowych na stadionie w Warszawie i z całą pewnością nie da się na tym jechać jak na normalnym rowerze, ponieważ odległość między siodłem a pedałami nie pozwala normalnie zginać i prostować nogi. Należy wsiąść, odkręcić manetkę i pruć przed siebie z wizgiem elektrycznego silnika, oczywiście do pierwszego spotkania z odpowiednio złośliwym patrolem – lub do wypadku spowodowanego jazdą 60 km/h po drodze rowerowej. 

Elektryczny motocykl EKX bez homologacji o mocy 3 kW i prędkości nawet 80 km/h

Ależ oczywiście. W dodatku udaje rower, ponieważ posiada układ napędowy z pedałami i łańcuchem, chyba trochę dla picu albo do dojechania „w teren” po drodze rowerowej. To miło że sprzedający nazywa ten pojazd „elektrycznym motocyklem dla dorosłych”, ale w opisie nie znajdziemy zupełnie nic na temat tego, że tego elektrycznego motocykla nie da się zarejestrować i jeździć nim po drogach. No taki nieistotny drobiazg, któż mógłby się tym przejmować? W końcu liczy się, żeby upłynnić towar, a co potem klient z nim zrobi, to żadna odpowiedzialność sprzedawcy. Inna rzecz, że z opisu ten elektryczny motocykl wygląda jak całkiem normalny, legalny pojazd z oświetleniem, hamulcami itd. Nie bardzo rozumiem dlaczego nie można pojechać tym motocyklem na badanie techniczne i z tym wynikiem badania otrzymać tablice rejestracyjne. W każdym razie sprzęt prezentuje się znakomicie i zapewne pozwala na rakietowe przyspieszenia. Co więcej, w ogłoszeniach potrafi przewijać się też wersja o mocy 6 kW. 

Nadal nie osiągnęliśmy jeszcze szczytu absurdu, więc proszę, oto on – nie znalazłem nic mocniejszego:

Ten pojazd rozpędzi się do 85 km/h. To już prędkość, przy której nie potrzeba wiele, żeby zginąć lub samemu kogoś zabić. Tym razem jednak trzeba przyznać, że sprzedający zawarł w opisie informację o tym, że motocykl nie ma dokumentu COC (certificate of conformity - certyfikat zgodności), więc trzeba "zapoznać się z lokalnymi przepisami w celu potwierdzenia dopuszczenia do ruchu na drogach publicznych”. Innymi słowy oznacza to zakaz użycia w przestrzeni publicznej. I teraz: czy w związku z tym wolno jeździć na tym po lesie albo po polu? Jeśli to teren prywatny, to tak – za zgodą właściciela. Jeśli to teren publiczny, teoretycznie tak, ale nadal nie można robić co się chce, pędzić jak szaleniec i powodować zagrożenia – mówi o tym art. 98 kodeksu wykroczeń.

Ale jednak jest pojazd, który musi wygrać to zestawienie. Oto on: hulajnoga, która jedzie 70 km/h

Jeszcze rozumiem te elektryczne motocykle na dużych kołach, gdzie jednak się siedzi we względnie stabilnej pozycji. Ale już hulajnogi elektrycznej o mocy 2,4 kW rozpędzającej się do 70 km/h to trochę pojąć nie umiem. Wydaje mi się, że przeciętnie rozsądny człowiek nie chciałby w ogóle poruszać się takim pojazdem. Wysoki środek ciężkości i bardzo małe koła, stojąca pozycja kierującego i ogromna prędkość – trzy i pół raza wyższa niż dopuszczalna dla UTO (urządzeń transportu osobistego). Zapewne ten pojazd ma tryb „miejski”, w którym moc silnika jest zmniejszona i da się jechać 20 km/h, ale wciąż możliwość jego odblokowania jednym przyciśnięciem guzika czyni go zupełnie nielegalnym na drodze publicznej. 

REKLAMA

W najmniejszym stopniu nie przeszkadza to sprzedającemu czerpać korzyści finansowych z jego sprzedaży.

zdjęcie główne: Pixabay u_d7hddm5o

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

To będzie twój nowy mały SUV premium. Masz do wyboru trzy modele

Nowe Audi Q3, BMW X1 czy Mercedes GLA? Przed takim wyborem stanie pewnie - patrząc na nasze drogi - masa osób, więc po debiucie nowego wcielenia SUV-a Audi, można się przyjrzeć temu, kto z tej trójki wypada najlepiej.

To będzie twój nowy mały SUV premium. Masz do wyboru trzy modele
REKLAMA

Oczywiście na razie tylko teoretycznie i papierowo. Na wrażenia z jazd i wyroki dopiero przyjdzie czas. Ach, i przy okazji - ograniczmy się na razie tylko do "niemieckiej trójki".

REKLAMA

Audi Q3 vs BMW X1 vs Mercedes GLA - wymiary

SUV-y premium kojarzą nam się raczej z potężnymi rozmiarami, ale... nie w tym przypadku. Tutaj, przynajmniej jeśli chodzi o istotną trójkę, rozmiary aut są przeważnie mniejsze od rozmiarów kompaktowych kombi. I tak:

Wychodzi więc na to, że jeśli chodzi o wymiary zewnętrzne, Audi Q3 o kilka centymetrów wyprzedza BMW X1, natomiast od GLA jest o prawie 10 cm dłuższe. Trochę inaczej wygląda natomiast sytuacja z rozstawem osi, bo w tej kategorii Mercedes GLA z kolei wygrywa o kilka centymetrów, natomiast BMW X1 jest właściwie na tym samym poziomie co nowa propozycja od Audi.

Zobaczmy, czy przekłada się to na pojemność bagażnika.

Audi Q3 vs BMW X1 vs Mercedes GLA - pojemność bagażnika

Jeśli chodzi o suche dane, to wygląda to tak:

Zakładając, że absolutnie wszyscy producenci liczyli dokładnie tak samo, między Q3 i X1 a GLA, w wersji z postawionym oparciem kanapy, różnica jest naprawdę spora. Natomiast w przypadku złożonej tylnej kanapy GLA - co ciekawe - wygrywa z Q3, ale bezdyskusyjnym zwycięzcą w tej kategorii pozostaje X1.

Audi Q3 vs BMW X1 vs Mercedes GLA - napęd i silniki

BMW X1 M35i xDrive

Jeśli chodzi o liczbę wariantów napędowych, to bezkonkurencyjnym zwycięzcą zestawienia jest Mercedes GLA, którego możemy kupić w - uwaga - 11 wersjach. Znajdziemy tu niemal wszystko - od anemicznego benzynowego 1,3, przez 2-litrowe "cywilne" benzyny, hybrydy plug-in, 2-litrowe benzyny w wersjach AMG, 2-litrowe diesle o różnej mocy i prawie wszystko to jeszcze w opcji z napędem na jedną albo drugą oś.

Na tym tle BMW X1 też wygląda przytłaczająco, bo mamy - pomijając warianty elektryczne - dwie hybrydy plug in, 4 jednostki benzynowe i 4 diesle, wliczając w to zarówno warianty mocniejszo-usportowione i takie z napędem na jedną oś i dwie. W przypadku X1 trzeba niestety wspomnieć o tym, że podstawowa wersja benzynowa, czyli sDrive18i, oferuje tylko 3 cylindry.

Nowe Audi Q3 wjechało natomiast do Polski w zaledwie - na początek - trzech wersjach. Wszystkie silniki mają 2 litry pojemności skokowej, wszystkie są łączone z przekładniami automatycznymi (jak zresztą u wszystkich aut w tym zestawieniu) i wszystkie mają 4 cylindry. Podstawowe TFSI i TDI mają przy tym po 150 KM i napęd na jedną oś, natomiast trzecia jednostka, benzynowa, ma już 262 KM i napęd na obie osie. W przyszłości do oferty mają dołączyć jeszcze odmiany hybrydowe, które trochę załatają lukę w ofercie.

Jeśli więc chodzi o samą dostępność wyboru, to BMW i Mercedes zdecydowanie wygrywają. Z drugiej strony - podstawowa wersja Mercedesa to aż 10 s do setki (9,1 w Audi, 9,2 w BMW), a w BMW mamy do czynienia z trzema cylindrami. Na szczycie gamy natomiast między BMW i Audi jest prawie remis, jeśli chodzi o 0-100 km/h (5,4 s w BMW X1, 5,7 s w Audi Q3), ale na to wszystko wjeżdża Mercedes ze swoim GLA 45 S i nie bierze jeńców (4,3 s). Tyle tylko, że GLA 45 S kosztuje minimum 341 000 zł, podczas gdy BMW X1 M35i - 274 000 zł, a Audi Q3 TFSI quattro - 260 900 zł.

Co oznacza, że możemy spokojnie przejść do cen.

Audi Q3 vs BMW X1 vs Mercedes GLA - cena

Na start ceny wydają się być zbliżone i wygląda to tak:

Tyle tylko, że można tutaj doliczyć wspomniane już wcześniej różnice. BMW w tej cenie oferuje 3 cylindry, natomiast Mercedes dobija do 10 sekund w kwestii przyspieszenia od 0 do 100 km/h. Jeśli chcemy, żeby Mercedesowi było bliżej do 9 s (8,9), musimy wydać minimum 196 600 zł. Cztery benzynowe cylindry w BMW niestety nie występują ani w sDrive18i, ani w sDrive20i - znajdziemy je dopiero w xDrive23i, które kosztuje 220 000 zł. Wątpię przy tym, żeby komuś to bardzo przeszkadzało, tym bardziej, że X1 sDrive20i - wycenione na 195 000 zł - ma już bardzo rozsądne przyspieszenie na poziomie 8,3 s i dopłata ponad 20 tys. zł za jeden cylinder więcej i jedną sekundę mniej nie będzie aż tak bardzo kusiła zainteresowanych.

Jeśli natomiast chodzi o odmiany wysokoprężne, to BMW X1 sDrive18d i Audi Q3 TDI S tronic idą właściwie łeb w łeb. Za Audi trzeba zapłacić 205 900 zł i dostaniemy za to 2-litrową, 150-konną jednostkę, natomiast BMW kosztuje 205 000 zł i dostaniemy... 2 litry i 150 KM. Na tym tle minimalnie wygrywa Mercedes - jeśli chodzi o cenę - bo GLA 180 d kosztuje 198 600 zł, aczkolwiek dostajemy wtedy wariant 116-konny, który do setki rozpędzi się w mało prestiżowe 11 s. Dopiero GLA 200 d za 207 100 zł dobija do reszty stawki i tutaj różnica - i w cenie, i w osiągach - jest pomijalna (choć Mercedes jest odrobinę szybszy od reszty stawki).

Nowe Audi Q3 wygrywa natomiast, jeśli chcemy mieć wersję szybką - ale bez szaleństw - a jednocześnie wydać jak najmniej. Za 260 900 zł dostaniemy 5,7 s do setki, podczas gdy Mercedes za 5,2 s chce już 283 600 zł, a BMW za 5,4 - 274 000 zł.

Aspektem, w którym Q3 radzi sobie natomiast średnio, jest kwestia dostępności napędu na obie osie. Jest on oferowany na razie tylko w najdroższej wersji, podczas gdy GLA z systemem 4Matic można kupić już w odmianie 220 (211 600 zł) lub 200 d (216 600 zł), a X1 z xDrive można mieć w wariancie 23i (220 000 zł) lub 20d (ta sama kwota).

Audi Q3 vs BMW X1 vs Mercedes GLA - cena

Skomplikowane, bo wszystkie te auta oferują w standardzie zbliżone wyposażenie i jednocześnie w bazowych odmianach niespecjalnie przypominają auta, które widzieliśmy na zdjęciach reklamowych. Jednocześnie opcje konfiguracyjne są na tyle rozbudowane, że każdy pewnie stworzyłby odrobinę inną konfigurację.

Zakładając jednak konfigurację domyślną, czyli podstawowa jednostka napędowa (i tak wszystkie mają "automat"), zewnętrzny pakiet wizualny (żeby nie było biedy) i jakiś pakiet wyposażenia wewnętrznego, wychodzi mniej więcej tak:

Co dalej chcemy dokładać do tej listy - tu już mamy wolną rękę. Na ile mocno potrzebujemy adaptacyjnych LED-ów czy skórzanej tapicerki - tu już trudno jest uniwersalnie roztrząsać. Do tego dochodzą też różne opcje finansowania i mniej lub bardziej związane z tym opcje rabatowania. Można się też zastanowić, czy wolimy mieć nowy-nowy model, czy jednak stawiamy na coś, bo może już się opatrzyło, ale przynajmniej wiadomo, z czym to się je.

REKLAMA

No i zawsze po takich wyliczeniach można też sobie zadać pytanie, czy na pewno chcemy mieć SUV-a, czy może chcemy mieć jednak o co najmniej rozmiar większe kombi. Za 211 tys. zł bez problemu możemy w końcu myśleć o klasie C, nowym Audi A5 Avant czy BMW 3 Touring.

I tak pewnie na końcu wybierzecie SUV-a.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-06-17T19:00:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-17T13:53:06+02:00
Aktualizacja: 2025-06-16T21:07:03+02:00
Aktualizacja: 2025-06-16T17:18:55+02:00
Aktualizacja: 2025-06-15T16:00:39+02:00
Aktualizacja: 2025-06-15T14:26:29+02:00
Aktualizacja: 2025-06-15T11:01:21+02:00
Aktualizacja: 2025-06-14T15:00:00+02:00
REKLAMA
REKLAMA