Postawiliśmy fabrykę kapeluszy, więc powinno być prawo zmuszające do ich noszenia, mówi prezes Volkswagena
Wprawdzie zamiast kapeluszy powiedział „samochodów elektrycznych”, ale cała reszta się zgadza. Skoro zainwestowali i na tym oparli swój model biznesowy, to oczekują, że prawodawstwo się do tego dostosuje. I co więcej, tak właśnie będzie.
Ja też bym tak chciał: projektuję lub zlecam zaprojektowanie jakiejś naklejki na samochód i rząd wprowadza rozporządzenie, które nakazuje, aby każdy kierowca musiał ją nakleić, uprzednio nabywszy ją ode mnie (jestem nawet gotów zaakceptować jakiś konkurencyjny sklep). Stałbym się z dnia na dzień niesłychanie bogatym człowiekiem. Prezes Volkswagena Oliver Blume udzielił wywiadu niemieckiemu czasopismu Welt am Sonntag, w którym padły pewne interesujące stwierdzenia, wiele mówiące na temat naszych przyszłych wyborów motoryzacyjnych.
Po pierwsze, nie ma co liczyć na paliwa syntetyczne
Tu się zgadzam z prezesem Oliverem. Paliwa syntetyczne pozostaną w przyszłości opcją dla miłośników aut zabytkowych. Będzie można kupić sobie bańkę benzyny po 25 zł za litr i raz na parę tygodni wyprowadzić klasyka na weekendowy spacer. Natomiast z całą pewnością nie uda się ich produkować na skalę przemysłową do normalnej jazdy, jest to zupełnie nierealne. To dlatego, że trzeba zainwestować więcej energii w produkcję takiego paliwa, niż ono potem oddaje, więc jakikolwiek użytek poza rekreacyjnym odpada. Porsche coś knuje w tym temacie, ale także zapewne dla garstki fanatyków modelu 911, który elektryfikacji podda się jako ostatni.
Po drugie, prezes VW twierdzi, że samochody elektryczne „skutecznie chronią klimat”
Ja bym powiedział, że jeszcze skuteczniej chroniłoby klimat nieprodukowanie samochodów w ogóle. Volkswagen twierdził, że wytwarzanie modelu ID.3 jest neutralne klimatycznie, ale sprawdziłem kiedyś o co w tym chodzi i okazało się, że po prostu zakupiono jakiś kawałek lasu deszczowego w Indonezji i obiecano, że się go nie wytnie. I tak jak wcześniej ten las pochłaniał sobie CO2 zupełnie organicznie, tak od momentu zakupu go przez Volkswagena stał się częścią korporacji i jego pochłanianie CO2 zostało elementem procesu produkcyjnego samochodu. Przy takim pojmowaniu spraw to w sumie każdy samochód można produkować neutralnie, wystarczy kupić kawałek lasu i on skompensuje emitowane w procesie produkcji szkodliwe substancje. Mamy tu do czynienia z typowym przykładem „greenwashingu”, czyli twierdzenia że robi się coś dobrego dla planety, podczas gdy chodzi wyłącznie o zysk.
Po trzecie, prezes VW jest zmartwiony kondycją poddostawców, których wciągnięto w elektryfikację
Volkswagen zainwestował miliardy w elektryfikację, a sprzedaje dalej głównie auta spalinowe. Jego poddostawcy, tacy jak Bosch, ZF czy Continental, też musieli się w związku z tym przebranżowić. I teraz, przy spadku popytu na samochody elektryczne, również mają problemy z długami wynikającymi z trudności ze spłaty kredytów zaciągniętych na elektro-inwestycje. Gdyby – zdaniem Olivera – istniało bardziej zdecydowane prawodawstwo wspierające przechodzenie na elektromobilność, to wszyscy by zyskali, tzn. przez wszyscy rozumiemy „wszystkie zaangażowane w ten biznes firmy”. Czyli gdyby po prostu wprowadzić zakaz kupowania samochodów spalinowych od dziś, to cudem sprzedaż aut elektrycznych wystrzeliłaby w górę. To myślenie typowe dla osoby korporacyjnej, która nie ma żadnej styczności z rzeczywistością i wszelkie trudności życia codziennego są jej obce, a klienci to nie osoby z krwi i kości, tylko elementy słupków w Excelu.
Dlatego Volkswagen jeszcze mocniej pójdzie w elektryfikację, nie ma już żadnego odwrotu
Może i pojawią się jeszcze jakieś nowe, spalinowe Volkswageny, ale to pewnie w Ameryce Północnej lub Południowej, albo w Chinach. W Europie bym na to nie liczył. Prezes Blume twierdzi, że w roku 2025 będzie jeszcze trudno, ale w 2026 to już pójdzie z górki, bo będzie masa nowych modeli. Tyle że tych elektrycznych modeli to już teraz jest bardzo dużo, a klienci złośliwie kupują wozy spalinowe. I na koniec prezes dodał, że jego główna strategia to uważne wysłuchiwanie czego chcą klienci, a potem oferowanie całkiem czegoś innego. Żartuję. Oczywiście, że powiedział o wsłuchiwaniu się w potrzeby klientów i odpowiadaniu na nie.
Z tym wszystkim jest jeden problem
Samochody elektryczne nie są ratunkiem ani dla klimatu, ani dla problemu korków, ani nie zatrzymają rozlewania się miast. Ogólnie poza nieemitowaniem hałasu i lokalnej emisji CO2 nie są lepsze niż spalinowe. W równym stopniu powodują ścieranie opon i hamulców, unoszenie pyłów, nadal można nimi spowodować groźny wypadek i tak dalej. Dodajmy do tego, że są cięższe niż spalinowe i mocniej niszczą drogi. W szerokiej perspektywie nie ma wielkiej różnicy między samochodami spalinowymi i elektrycznymi. Jednak najbardziej istotną informacją płynącą z wywiadu z prezesem Blume jest to, że koncerny motoryzacyjne skutecznie wpływają na prawodawców na poziomie unijnym, żeby wymóc na klientach przejście na prąd, ponieważ doskonale już obliczyły, że jest to dla nich niezwykle opłacalne. I teraz, gdy po pierwszym zachwycie autami elektrycznymi zainteresowanie nimi spadło, producenci są w panice, bo można zaprowadzić konia do wodopoju, można wepchnąć mu głowę do wody, ale nie zmusisz go do picia. I nie zdziwię się, jak po całkowitym zakazie sprzedaży aut spalinowych ogólna sprzedaż samochodów w Europie spadnie na przykład o 70 procent.