Volkswagen chce zrobić SUV-a, którego sam naprawisz
Co za powiew świeżości, aż z wrażenia usiadłem. Przyzwyczaiłem się, że nowoczesnego samochodu nie da się tanio naprawić, a Volkswagen zapowiedział, że chce to zmienić. Klaszczę na stojąco.
Od wielu lat mówi się, że nowoczesny samochód ma olbrzymie koszty napraw pogwarancyjnych. Nawet tak prozaiczne czynności jak wymiana klocków hamulcowych wymaga podpięcia komputera serwisowego, który do swojego działania potrzebuje licencjonowanego oprogramowania. Nie muszę dodawać, że licencja kosztuje krocie, więc w praktyce jesteśmy skazani wyłącznie na drogie punkty serwisowe. Trudno jest wykonać podstawowe naprawy samemu, a i mechanicy zaczynają mieć problem. Mówię tu o tych rozsądnych, którzy nie wołają sobie 350 zł za godzinę pracy plus części.
Problem narasta, Unia Europejska walczy z tymi absurdami, producenci są zawsze krok przed prawem, ale i tak cieszę się, że nie mieszkam w USA, bo tam samodzielne naprawy są utrudnione do absurdu. Mówi się, że problem będzie narastał wraz z upowszechnianiem się samochodów elektrycznych, bo może mają mniej części, ale za to procedury są bardziej skomplikowane, bo obejmują radzenie sobie z prądem. I wtedy na scenę wchodzi Volkswagen, cały na serwisowo.
Volkswagen chce zrobić SUV-a, którego sam naprawisz
Mowa tutaj o nowej marce niemieckiego koncernu na rynek amerykański, czyli Scout. To wskrzeszenie legendarnego pojazdu, na który Amerykanie czekali latami. Prezentacja samochodów przyjęła się świetnie, podobno zainteresowanie znacznie przekracza szacunki Volkswagena, a po najnowszym komunikacie marki może wystrzelić w kosmos. Otóż podczas targów CES w Las Vegas, z których relacje możecie przeczytać na łamach Spider's Web, szefostwo marki podzieliło się swoimi spostrzeżeniami.
Według nich ponad 80 proc. napraw da się przeprowadzić w terenie, a jeżeli konstrukcja zostanie delikatnie poprawiona, to ta liczba może wzrosnąć. Najlepszym przykładem są połączenia - mogą być klejone, co praktycznie uniemożliwia naprawę, a mogą być na śruby, co znacznie ułatwia wymianę uszkodzonego elementu. Wyobraźmy to sobie na przykładzie zderzaka - jeżeli jest duży, połączony z grillem i klejony do reszty elementów, to jego wymiana kosztuje krocie. Przykręcany i złożony z kilku elementów nie dość, że umożliwia samodzielną naprawę, to dodatkowo znacznie obniża jej koszt.
Inspiracją ma być sprzęt rolniczy, który służy długo, jest naprawialny, a sama przeszłość marki implikuje pochodzenie ze sprzętu używanego przez gospodarstwa rolne. Nowe SUV-y Scouta mają być łatwo naprawialne, elementy nie mają być klejone, a priorytetem jest użyteczność, a nie wygląd. A że przy okazji nowe Scouty wyglądają świetnie, to już inna sprawa.
Mówi się również, że klienci mają otrzymać broszury z instrukcjami napraw, tak żeby mogli wykonywać je samodzielnie.
To jest właściwe podejście
Może czas najwyższy je zastosować w przypadku spalinowych samochodów Volkswagena? Wtedy byłby to prawdziwy gamechanger. Oczywiście otwarte pozostaje pytanie, ile w tym jest marketingu, a ile realnych potrzeb użytkowników. W końcu już teraz część rzeczy da się zrobić samodzielnie, a mechanicy wcale nie upadają, wręcz przeciwnie, bo czasem samodzielna naprawa kosztuje zdecydowanie więcej czasu. Duża część użytkowników samochodów woli zapłacić, żeby mieć święty spokój. I obawiam się, że podobnie może być ze Scoutem. Klienci na tego SUv-a będą należeć do grona bardzo dobrze zarabiających, więc ich godzina pracy może kosztować dużo więcej niż godzina pracy mechanika.
Więcej o legendarnej marce VW przeczytacie w: