REKLAMA

Te samochody musiały zniknąć z Europy. Zbierały za mało danych o kierowcy

Nie może być tak, że ktoś sobie jeździ gdzie chce, jak chce i nikt tego nie monitoruje. Przecież tu chodzi o bezpieczeństwo.

Te samochody musiały zniknąć z Europy. Zbierały za mało danych o kierowcy
REKLAMA
REKLAMA

Wyobraźcie sobie, że macie stado owieczek i te owieczki biegają zupełnie bez żadnej kontroli – dokąd tylko chcą. Nie ma nikogo, kto by ich pilnował, lub chociaż monitorował ich przemieszczanie się. Naturalnym pomysłem jest więc montaż lokalizatorów, które pozwolą stwierdzić: dokąd i kiedy chodzą owieczki, z jaką prędkością się przemieszczają i jakie są ich nawyki – np. czy chodzą razem, czy osobno i tak dalej. A co, jeśli jakaś owieczka bardzo, ale to bardzo nie chce się poddać montażowi lokalizatora? No cóż, trzeba będzie ją wybrakować ze stada.

Z oferty wypadają Porsche Cayman, Boxster, VW Transporter 6.1 i Fiat 500

Wszystkie te samochody nie spełniają nowych europejskich norm w kwestii cyberbezpieczeństwa. Ktoś mógłby pomyśleć, że samochód niepodłączony zdalnie do internetu jest całkowicie bezpieczny, ale nic z tych rzeczy. Unia wymaga, żeby każdy nowy samochód miał całość oprogramowania pochodzącego od konkretnych dostawców z unijnym certyfikatem w zakresie cyberbezpieczeństwa. Oficjalnie chodzi o zgodność z dokumentem nr 155 od Organizacji Narodów Zjednoczonych. W rzeczywistości wymienione auta nie mają możliwości instalacji pełnego systemu ADAS, czyli Advanced Driver Assistance System – zaawansowanego systemu wspomagania kierowcy, który wkrótce będzie obowiązkowy dla wszystkich nowych aut sprzedawanych w Unii Europejskiej. Co cyberbezpieczeństwo ma wspólnego z systemami wspomagania kierowcy? To, że te systemy będą za pomocą sieci internet przekazywać dane do producenta samochodu i ten strumień danych trzeba jakoś zabezpieczyć przed atakami hakerskimi.

Żeby nie wydłużać: chodzi o to, żeby samochody zbierały dane

A te, które tego nie robią, muszą zniknąć. W świecie pełnego bezpieczeństwa nie ma miejsca na owieczki, które łażą byle gdzie i robią co chcą. Ostatnia afera z samochodami General Motors, które zbierały bardzo szczegółowe dane o stylu jazdy kierowców i przekazywały je do ubezpieczycieli pokazuje, w jakim kierunku idziemy. To już nie przyszłość, tylko teraźniejszość: kupując nowe auto z salonu, odbierasz tak naprawdę skomplikowany, samobieżny system śledzenia, który zapisuje wszystko, co z nim robisz, dokąd nim pojechałeś/aś, z jaką prędkością, ile razy wykonano gwałtowne hamowanie i tak dalej. No i oczywiście dzięki zgodności z protokołami cyberbezpieczeństwa, te dane są bezpieczne i nie wpadną w niepowołane ręce. Wiedzieć o tym będzie tylko producent, ubezpieczyciel, policja, prokuratura i w sumie każdy, kto będzie mógł wynieść je z systemu na przykład nagrane na pendrive.

Ale jak to, przecież to permanentna inwigilacja!

Tak, a w czym problem? Ona już trwa, przez smartfony, więc to, że dołożymy dane z samochodów, niewiele zmieni. Poza tym wiecie, uczciwi ludzie nie mają nic do ukrycia, czy coś takiego. W końcu sami rezygnujemy ze swojej prywatności, pokazując ją w social mediach. Ale skoro już doszliśmy do tego momentu, to zadam pytanie. Postawieni przed wyborem: nie jeździcie samochodem w ogóle, albo jeździcie, ale z włączonym śledzeniem – co byście wybrali? Stawiam, że większość wolałaby jeździć z „zaawansowanym systemem monitorowania kierowcy”.

A najśmieszniejsze jest to, że może i Cayman oraz Boxster znikną, ale nie w całości

REKLAMA

Nadal będzie można kupić Caymana GT4 RS i Boxstera Spyder RS, ponieważ oba te modele są sprzedawane w tak małej liczbie, że nowe regulacje ich nie obejmują. Jest to furtka dla bardzo bogatych nabywców: bierzesz dany samochód, zmieniasz w nim cokolwiek, nazywasz go innym modelem i budujesz ręcznie w liczbie kilkuset sztuk rocznie. Nazwij to „pakiet bez śledzenia” i cyk, masz gotowy produkt dla konkretnej grupy nabywców. Na razie to teoria spisku, w przyszłości będzie to praktyka.

Porsche Cayman GT4 2019
Wezmę tego bez śledzenia.
REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA