Ubezpieczyciel wie wszystko o twoim stylu jazdy. Wykorzysta to, aby podnieść ci składkę
Kierowca ze Seattle w Stanach Zjednoczonych dostał podwyżkę składki OC o 21 proc., choć nigdy nie spowodował wypadku. Jednak dane zebrane przez jego samochód posłużyły ubezpieczycielowi do stworzenia raportu, z którego wynika, że zdarzało mu się jeździć niebezpiecznie.
Niedawno przeczytałem artykuł o mężczyźnie nazwiskiem Kenn Dahl, któremu składka OC wzrosła o 21 proc. rok do roku, mimo że zawsze jeździł zgodnie z przepisami. Gdy zaczął drążyć, dotarł do 258-stronicowego raportu, który z najdrobniejszymi szczegółami opisywał jego styl jazdy, dzień po dniu, ze wszystkimi manewrami, w tym gwałtownymi hamowaniami lub przyspieszeniami.
Wyszło na jaw, że zbieranie danych przez producenta auta jest elementem pakietu OnStar Smart Driver
Niektórzy podczas zakupu samochodu wybrali tę opcję, uznając że producentowi przyda się informacja na temat tego, jak są użytkowane ich samochody. Pewnie w swojej naiwności sądzili, że dane te są zanonimizowane. Otóż nie, a także jeszcze dodatkowo nie – ponieważ nie tylko nie były one anonimowe, a przypisane do konkretnej osoby, ale również producent sprzedał je firmie ubezpieczeniowej.
W dodatku wielu użytkowników twierdziło, że nigdy nie aktywowało pakietu OnStar Smart Driver i na nic nie wyrażało zgody. Nie wiedzieli nawet, że śledzenie jest włączone, a dane przekazywane do ubezpieczyciela. Internet trochę się zagotował, gdy producent powiedział że owszem, zbiera dane, a w czym problem? Przedstawiciele firmy ubezpieczeniowej stwierdzili natomiast, że oni te wszystkie dane kupili legalnie i będą ich używać ile chcą.
Myślimy sobie teraz, że to przecież daleko stąd, w Stanach Zjednoczonych
Prawda jest jednak taka, że nowe samochody są generatorami ton danych dla ubezpieczycieli. I teraz powstaje takie pytanie: skoro ubezpieczyciel odpowiada za nas w razie wypadku, który spowodujemy, czy nie powinien mieć całkowitego i permanentnego wglądu w nasz styl jazdy? Bo ja nie mam z tym problemu, do momentu aż nie zacznie to być interpretowane na moją niekorzyść.
Klucz problemu leży w tym, że wszystkie te dane są zapewne przepuszczane przez jakiś automat, który uznaje, że skoro hamowałem gwałtownie, to na pewno jeżdżę niebezpiecznie, a nie dlatego że ktoś wymusił na mnie pierwszeństwo i próbowałem uniknąć kolizji. Podobnie jest z przyspieszaniem lub jazdą powyżej limitu prędkości. W szczególności w Polsce to ostatnie może być punktem zapalnym, ponieważ ograniczeń jest tak wiele i są umieszczone niezwykle losowo, że nie da się po prostu jechać zgodnie z limitem. Jednym z przykładów była sytuacja, którą opisywałem przy okazji próby jazdy z asystentem prędkości ISA. Trzymałem się ograniczeń, póki nie wjechałem na drogę ekspresową, gdzie ktoś pozostawił niechcący znaki z ograniczeniem do 70 km/h. Gdybym faktycznie tak jechał, zostałbym staranowany przez ciężarówki. Musiałem przyspieszyć do prędkości ruchu ogólnego – i za to pewnie zostałbym ukarany przez algorytm.
I tak przez używanie smartfonów jesteśmy stale śledzeni
A jeśli dodatkowo jeszcze podłączamy je w samochodzie do Android Auto albo CarPlay, to już w ogóle karmimy producenta danymi w ilościach hurtowych. Nie ma co oczekiwać, że nie przekaże ich on ubezpieczycielowi. Niestety, o ile rozumiem chęć firm ubezpieczeniowych do permanentnego monitorowania kierowców, o tyle jestem w najwyższym stopniu zaniepokojony w jaki sposób może to zostać wykorzystane przeciwko nam. A może być właściwie w każdy.
Jeździmy rzadko: wyższa stawka, bo tracimy wprawę w ruchu. Jeździmy dużo: wyższa stawka, bo każdy kilometr to dodatkowe ryzyko. Jeździmy wolno: wyższa stawka, bo pewnie brak nam koncentracji z powodu zaawansowanego wieku, albo przeciwnie – braku doświadczenia. Jeździmy szybko – wiadomo. I tak dalej. Firmy ubezpieczeniowe nie cofną się przecież przed niczym, żeby podnieść swoje dochody. Ostatnio nawet pisałem, że od dłuższego czasu ubezpieczenia OC przynoszą im straty.
Jest tylko jedna rada: jeździć gratem. Co i Wam polecam.