Stellantis próbuje sprzedać swój nowy samochód. Muszą mu fałszować przebieg w ogłoszeniu
Nowy Dodge Charger sprzedaje się mniej więcej tak, jak wygląda - czyli średnio. Teraz producent szuka jakichkolwiek rozwiązań na napędzenie słabego popytu, także tych alternatywnych. W tym celu wystawia się je na sprzedaż na Facebooku.
Niedawno rozpoczęła się sprzedaż nowego Dodge'a Chargera Daytona. Choć sprzedaż może o tym nie wiedzieć, gdyż statystyki wskazują raczej odmienny scenariusz - krótko mówiąc, jest znacznie poniżej oczekiwań. Żeby cokolwiek sprzedawać, dealerzy wystawiają teraz samochody na Facebook Marketplace z fałszywym przebiegiem.
Przebieg kręcony, ale w drugą stronę
W Polsce (ale nie tylko) liczniki w samochodach przed sprzedażą kręci się wstecz - bo przecież klienta nie obchodzi, że ten 20-kilku letni Passat 1.9 TDi z „rajchu” w komisie nie ma progów, ani papierów, bo ma tylko 150 tys. km przebiegu.
Z opisywanymi Chargerami jest nieco inaczej. Są one wystawione na platformie sprzedażowej portalu Facebook, czyli Marketplace. Zgodnie z zasadami portalu, sprzedaż fabrycznie nowych samochodów jest tam zabroniona, a wystawione auta muszą mieć przynajmniej 300 km przebiegu. I dziwnym trafem, wszystkie Chargery mają w ogłoszeniach wykręcone 300 - z tą drobną różnicą, że nie km, a mil. Wszystkie egzemplarze to odmiany z silnikiem elektrycznym.
Najtańszy z samochodów jest wystawiony w Kanadzie - w mieście Halifax w prowincji Nowa Szkocja, czyli w kraju, w którym został wyprodukowany. Cena to 107 170 dol. kanadyjskich (306 tys. zł). Ogłoszenie wygląda jednak dość podejrzanie, gdyż wśród zdjęć znajdziemy: dwa zdjęcie promocyjne od Dodge'a, zdjęcie z oficjalnej premiery, opis wersji wyposażenia z adnotacjami o spełnianiu norm ekologicznych (będące zrzutem ekranu z notatnika na telefonie) oraz zdjęcie przednich siedzeń w jakości „film z polskiej szkoły z 2008 r. na Youtube”. W opisie jest jednak informacja, że ma on dopiero dotrzeć do dealera - a wtedy będzie pierwszym takim Chargerem na wschodnim wybrzeżu Kanady.
Droższy jest Dodge Charger Daytona R/T Plus znajdujący się w Austin - stolicy stanu Teksas, wystawiony na sprzedaż za 80 tys. dol (327 tys. zł). Samochód ma opcjonalny lakier Redeye, czarne wnętrze wykończone skórą ekologiczną i jeździ na standardowych 18-calowych felgach aluminiowych. Na zdjęciach można dojrzeć, że gumowe maty są ubrudzone, ale siedzenia nadal są pokryte ochronną folią, czyli musiał on być prowadzony jedynie po placu u dealera.
Najdroższy jest Dodge Charger Daytona Scat Pack w kolorze White Knuckle, z siedzeniami Demonic Red. Ten znajduje się w najjaśniejszym mieście świata - Las Vegas w stanie Nevada. Jego cena to 87 tys. dol. (355 tys. zł).
Wiadomości o najnowszych „sukcesach” Stellantis znajdziesz tutaj:
Trzeba kombinować, bo Amerykanie go nie pokochali
Nowy Dodge Charger Daytona to samochód, któy od momentu ogłoszenia swojego powstania musiał się mierzyć z kontrowersjami. Najpierw ludziom się nie spodobało że będzie elektryczny, a gdy zaprezentowano jego ostateczną wersję, zebrał srogie baty za swój design. Trzeba przyznać, że wygląda dość „miękko” jak na to, co ma sobą reprezentować, a do tego w różnych miejscach karoserii można się doszukać dziwnie ukształtowanych przetłoczeń czy innych detali. Co bardziej złośliwi w USA porównują go nawet do Tesli Cybertruck.
Po rozpoczęciu sprzedaży wcale nie było lepiej. Dealerzy zgłaszali problemy z usterkami samochodów, gdyż zaraz po ich dostawie próby poruszania się nimi po placach kończyły się niepowodzeniem. Sami klienci też skarżyli się na awarie krótko po wyjechaniu z salonów. Dodge podejrzewał problem z oprogramowaniem i już zaczął zdalnie aktualizować Chargery. A taki był ładny, amerykański.
O awariach mogli się jednak przekonać tylko ci, do których Dodge'e w ogóle docierały, gdyż opóźnienia w dostawach sięgają nawet 90 dni, a dealerzy muszą przed klientami świecić oczami. Oczywiście klienci na wersje spalinowe, gdyż popyt na te elektryczne niemal nie istnieje.