Kilka koron zatrzymało sprzedaż elektrycznych samochodów w Norwegii. Nadchodzi test miłości
Mit oświeconych Norwegów, którzy dbają o planetę z całych sił, właśnie upadł. Zmiana w podatku VAT sprawiła, że gwałtownie spadła sprzedaż samochodów elektrycznych w Norwegii.
Norwedzy są super pro eko i w ogóle. Kupują elektryczne samochody, bo zależy im na powstrzymaniu globalnego ocieplenia i jakości powietrza. My tego nie rozumiemy, bo jesteśmy tylko biedny zaściankiem. Norwedzy mają trochę więcej pieniędzy, dzięki sprzedaży ropy naftowej, ale to nas nie usprawiedliwia. Bo przecież chcemy czystego powietrza? Powinniśmy się spiąć i mimo drobnych przeszkód dać radę przestać być sadzomiotami i innymi takimi.
Proszę, oto Norwegia naprawdę. Przywrócili im VAT i to tak nie całkiem, a sprzedaż elektrycznych samochodów spadła, jak akumulator z trzeciego piętra.
Sprzedaż samochodów elektrycznych w Norwegii w 2022 roku
Zazwyczaj było świetnie, bywały takie miesiące że nie sprzedawał się prawie żaden samochód spalinowy. Sprzedaż nowych samochodów elektrycznych w Norwegii notorycznie przekraczała 50 proc. ogólnej liczby sprzedanych samochodów. W 2022 roku samochody elektryczne stanowiły tam prawie 80 proc. sprzedaży. Było tak zielono, że Kermit żaba wydawał się szary.
Jak ważna była ich sprzedaż widać po całym rynku. W styczniu sprzedało się najmniej samochodów od 61 lat, sprzedaż z miesiąca na miesiąc spadła o 95 proc. Wystarczyło, że klienci przestali tłumnie biec po nowe elektryczne samochody. Zarejestrowano tylko 1860 nowych egzemplarzy. Cóż się stało, że miłość osłabła?
Podatek VAT się stał
Różnica między miesiącami jest tak duża, bo ludzie rzucili się pod koniec roku do salonów. Chcieli kupić taniej, bo jest już drożej. Jednym ze sposobów zachęcania do zakupu aut elektrycznych była obniżona stawka podatku VAT, która wynosiła 0. Teraz ją przywrócono (25 proc.), ale tylko dla najdroższych aut, "tylko" 500 tys. koron z ceny auta jest z niego zwolnionych. To wystarczyło, by Norwedzy odkochali się z elektromobilności w styczniu. Trzeba też zapłacić podatek drogowy, jak zwykły śmiertelnik. Pojawił się też nowy podatek, który jest naliczany od masy pojazdu. Jakże nam miło, że norweskie władze nas czytają, bo pisaliśmy, że coś z tą elektryczną rewolucją jest nie tak.
System przywilejów powoli się kurczy, wzrastają opłaty za płatne drogi, które kiedyś były dostępne za darmo, zmniejsza się ulga podatkowa dla firm kupujących elektryczne auta (z 50 do 20 proc.), nawet wolny przejazd buspasami im zabierają. Osiągnięto już odpowiedni poziom nasycenia samochodami elektrycznymi i nie trzeba już do nich tak dużo dopłacać. Ludzie powinni sami już je kupować, bo kupuje je prawie każdy. Następne miesiące pokażą, jak trwała jest miłość do samochodów elektrycznych, gdy cena przestaje być dobra.
Cena jest wszystkim, a nie żadne preferencje klientów
Jeśli cena samochodu elektrycznego przestaje być dobra, to sprzedaży nie ma. Nawet bogaci Norwegowie potrafią liczyć, może właśnie dlatego są bogaci. Wychodzi im, że nie kupią samochodu. Nawet nie przerzucają się na inne auta, bo cała sprzedaż spadła, po prostu nagle przestali kupować auta, jak przestano im za to dopłacać. Jak ta sytuacja się utrzyma, to dopłaty powrócą raz, dwa i trzy. Zdanie klientów jest tu bez znaczenia, podobnie jak to, czy lubią, czy nie lubią elektryczne samochody.
Marketingowy przekaz i rządowe decyzje sprawiają, że klienci idą jak po sznurku. Idzie przekaz, że samochody elektryczne są fajne i dobre, a w dodatku sporo można zyskać przy zakupie, to ludzie pędzą do salonów. Władze wciskają inny przycisk i klienci z nich wychodzą. Bez sensu jest pisanie, że "zadecydowali klienci" lub "zagłosowali swoimi portfelami". Oni nie mają prawa głosu, ich decyzjami zwyczajnie się steruje, dając i zabierając cukierki.
I jeszcze jedno, z naszym słabowitym systemem przywilejów nigdy nie dogonimy żadnej Norwegii.
P.S. Miejsce czwarte zajęło w zeszłym roku BMW iX.
Czytaj dalej: