REKLAMA

Motocyklista pojechał na wprost z pasa do skrętu. Skończyło się źle. Kto winny?

W ten niedzielny poranek przypomnimy sobie zasadę ograniczonego zaufania, a ja spróbuję obronić tezę, że kierujący samochodem nie jest winny.

skręt w lewo kolizja
REKLAMA
REKLAMA

Ale najpierw musicie obejrzeć film:

Akcja jest mało rozbudowana. Motocyklista jedzie na wprost z pasa do skrętu w prawo. Kierowca samochodu Renault skręca w lewo. Dochodzi do zderzenia.

Zasada ograniczonego zaufania: co ona oznacza?

Oznacza, że kierowca Renault może – z pewnymi ograniczeniami – uznać, że inni uczestnicy ruchu stosują się do przepisów. Miał więc prawo sądzić, że motocyklista będzie skręcać w prawo. Zapewne przecież właśnie dlatego wybrał pas oznaczony jako „tylko do skrętu”. Co więcej, kierujący Renault mógł kontynuować jazdę, ponieważ wiedział, że z motocyklem nie znajduje się na kursie kolizyjnym. Po skręcie w lewo zająłby pas lewy, a motocykl pas prawy i wszyscy pojechaliby dalej.

Można wysunąć kontrargument

Skręcający w lewo musi ustąpić wszystkim nadjeżdżającym z przeciwnego kierunku. To prawda, ale ma on prawo uznawać, że ci nadjeżdżający nie będą jawnie ignorować oznakowania, albo nie będą jechać w nocy bez oświetlenia, albo nie zajdzie inna przesłanka, która mogłaby mu to ustąpienie uniemożliwić. Gdyby wiedział, że motocyklista zamierza zignorować oznakowanie, oczywiście musiałby się zatrzymać – z art. 3 ustawy Prawo o ruchu drogowym. Mógł jednak tego się nie spodziewać, ponieważ motocyklista nadjechał z nagła, prawdopodobnie zasłonięty przez pojazd z kamerą. Może motocyklista będzie się bronił, że właściwie to on jechał z właściwego pasa, tylko omijał pojazd skręcający w lewo, ale nagranie temu zaprzecza.

Tu powstaje taka sytuacja prawna, z którą wielokrotnie się spotykałem pisząc wpisy o kolizjach i wypadkach. Kierowca Renault nie zrobił nic niezgodnego z prawem. Skręt w lewo nie jest zakazany. Co więcej, widząc oznakowanie na tym skrzyżowaniu miał prawo uznać, że może jechać. Dla odmiany motocyklista intencjonalnie łamał przepisy. Widział, że z tego pasa nie może jechać na wprost, ale uznał że oznakowanie jest dla słabych i on pojedzie tak jak uważa – co zakończyło się zderzeniem. Dlatego właśnie uważam, że wina leży po stronie motocyklisty, ponieważ działał on z premedytacją.

Na razie nie wiadomo, czy policja „rozliczyła” już sprawę

Motocykliście ponoć nic poważnego się nie stało. Jednak na miejscu kierowcy Renault nie dałbym sobie przypisać winy za tę kolizję i z pewnością nie przyjąłbym mandatu. A w sądzie, jak to w sądzie, może się zdarzyć wszystko – ostatnie przykłady opisywane np. na kanale Audyt Obywatelski pokazują, że dwie takie same sprawy dwa sądy rozpatrują zupełnie inaczej.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA