Ten Seat jest tak goły, że aż bolą oczy. Opcje? A co to?
Latem umierasz z gorąca i chłodzisz się w klimatyzowanym samochodzie? To jak granie na kodach. Jak jest lato, to ma być gorąco, to jest odwieczne prawo natury. Przypomina nam o tym Seat Leon z 2018 r. bez klimatyzacji.
Jest rok 2018 i chcesz kupić nowe auto kompaktowe w salonie. Wybór jest ogromny, większy niż dziś, ale skuszony renomą samochodów z grupy Volkswagena decydujesz się na Seata Leona. Cena o wiele niższa niż za Golfa, technologia właściwie ta sama. Czterocylindrowe 1.2 TSI w zupełności wystarczy, a co do wyposażenia, to seryjne całkowicie wystarczy. Opcje? Znaczy, że co, że trzeba dopłacać, żeby coś dołożyli do samochodu? Co za szalony pomysł!
Cennik ma dobrze wyglądać
Nawet przedstawiciele koncernów motoryzacyjnych przyznają, że wersje bazowe istnieją po to, żeby dobrze wyglądały w cenniku. Cena od [absurdalnie niska wartość] tysięcy złotych! – to zachęca klientów, żeby przyszli do salonu. Stawiam, że w tym przypadku nikt tego samochodu nie kupował dla siebie. Firma miała do wydania pieniądze na auto służbowe dla pracownika, ale oczywiście z górnym limitem. Pewnie mieli do wyboru lepiej wyposażoną Ibizę albo Leona z całkowitym zerem opcji, więc wybrali Leona jako pojazd bardziej reprezentacyjny z zewnątrz. To, że pracownik się w nim ugotuje, to się zdarza, ale robi lepsze wrażenie, zajeżdżając Leonem niż Ibizą.
Podczas jazdy nie ma co liczyć na rozrywkę
Brak klimatyzacji to tylko jeden z braków, drugim jest plastikowa zaślepka zamiast ekranu centralnego. Bardzo ładny element, wnosi taki spokój w deskę rozdzielczą. Przeważnie ten ekran wprowadza chaos swoimi małymi literkami, kolorowymi animacjami i ogólnym nadmiarem informacji. A tu mamy gładkie, eleganckie linie. Można dzięki nim bardziej docenić projekt tablicy przyrządów. W ogóle warto docenić, że był jakiś zespół projektowy, który stworzył tę zaślepkę, bo ona nie jest przecież prostym kawałkiem plastiku – jest zlicowana z deską rozdzielczą i ma swoje przetłoczenia. I jeszcze potrzebna była linia produkcyjna do jej wytwarzania. Wspaniały element, mocno inspiruje mnie do stworzenia muzeum zaślepek samochodowych.
Wisienką na torcie jest kierownica
Działy projektowe i marketingowe koncernów samochodowych doskonale wiedzą, jak ważna jest kierownica. Nie tylko wizualnie, bo bardzo wpływa na wygląd wnętrza, ale również „mentalnie” jako urządzenie do przekazywania naszej woli na samochód. Liczą się też wrażenia dotykowe – przyjemne uczucie dotykania kierownicy buduje w nas albo satysfakcję, albo wręcz przeciwnie, wściekłość na bylejakość materiałów. Uzbrojony w tę wiedzę Seat wrzucił do bazowego Leona kierownicę z najtańszej gumy, jaką znalazł, oczywiście bez wielofunkcji, bo ta wielofunkcja i tak nie miałaby czym sterować.
Ten pojazd to ideał. Nie ma w nim nic zbędnego
Funkcja przerasta formę w każdym aspekcie. Robi dokładnie to, co powinien – przewozi nas z punktu X do Y przy minimalnym zaangażowaniu zbytecznych systemów. Nie strofuje kierowcy, nie wie lepiej kiedy zmienić bieg, nie wyświetla miliarda komunikatów, nie zmusza nas do sterowania różnymi systemami. Przy okazji jest srebrny i ma szaro-czarne wnętrze, więc cechuje go również skromność kolorystyczna. Zatwierdzam go w całości i uważam, że to absolutne maksimum, co powinny mieć samochody. Zamiast podatku akcyzowego od samochodów w całości powinno się płacić podatek od luksusowego wyposażenia. Cennik otwierałaby państwowa bazowa wersja, a każda opcja to znaczny wzrost obciążenia podatkowego. I tak w moim idealnym świecie nowa Kia Picanto bez klimatyzacji kosztowałaby 200 tys. zł, ale po dołożeniu klimy cena rosłaby do 300 tys. zł.
Tak będzie, zobaczycie.