Seatem Leonem Sportstourer w Bieszczady. Liczne zalety i nieliczne wady
W tym teście Seata Leona w wersji kombi będę jak krwawiący byk, na którego rzuciło się dwudziestu chłopa ze szpadami.
Powinienem zacząć jakimś malowniczym pytaniem nawiązującym do Hiszpanii. Coś w stylu - czy nowy Seat Leon Sportstourer wciąż ma gorący, hiszpański temperament? - ale te zgrane teksty są tak suche, że musiałbym po nich przez tydzień kremować ręce (co nie znaczy, że nie znajdziecie tu innych sucharów). Wystarczy nakleić na ten samochód inny znaczek i wszelkie skojarzenia z Półwyspem Iberyjskim padają jak romantyczne wyobrażenia o lokalnym patriotyzmie ETA (a nie mówiłem).
Przynajmniej dopóki nie otworzy się po ciemku drzwi.
Zapraszam na test Seata Leona, tego dużego - kombi
Bo hatchbacka to już Mikołaj testował. Miejmy w końcu te odważne słowa za sobą. W Seacie Leonie Sportstourer siedzi się tak, jak kiedyś siedziało się w Passacie. Wrażenie przebywania w bardzo dużym samochodzie jest silne, przestrzeni nie brakuje w żadnym zakamarku tego samochodu. Znika dopiero w czasie jazdy, ale dość późno, bo dopiero przy prędkości 100 km/h na godzinę.
Potem robi się na tyle głośno, że można zastanawiać się, czy to przypadkiem nie szumi ten Rów Mariański ustanowiony na desce rozdzielczej w celu zbieraniu paprochów i kurzu (Wiem, przełamana deska to symbol tendencji separatystycznych w Katalonii.) Zupełnie bez żartów, Seat Leon, jak na samochód do pędzenia w trasie, jest odrobinę za głośny.
Rów w desce dodaje jednak szyku i każdy kto dostanie Leona jako samochód służbowy, nie powinien być z tego, co zobaczy w środku, niezadowolony. Poczuje prestiż wynikający ze skomplikowanej linii kształtującej jego wnętrze. Doświetli go oświetleniem ambientowym i będzie czuł, że w końcu tą służbówką doceniono jego wierną służbę na rzecz zagranicznej korporacji, mimo że jest najtańsza z trójki Leon, Octavia, Golf (najtańszy Leon kombi to koszt 84 900 zł przed rabatem). Nie powinno mu to wadzić, najniższej ceny nigdzie nie widać, a już na pewno nie w wersji Xcellence, która ma tę całkiem udaną imitację drewna w środku.
Gdzie są pokrętła?
Liczbę pokręteł ograniczono w Leonie prawie do zera. Dobrze że jest kierownica, bo całkiem nie byłoby czym pokręcić. Sprzeciwiam się jednak jawnej krytyce dotykowego panelu służącego do sterowania temperaturą i głośnością. Działa przyzwoicie, nawet przez rękawiczkę.
Za to zatwierdzam niejawną krytykę - ciemną. Nie da się z tego rozwiązania korzystać po zmroku. Panel jest niewidoczny, nie da się trafić palcem we właściwie miejsce. I nie, nie zadziała tu z czasem pamięć mięśniowa. W dzień da się z tym żyć, choć często coś niechcący się przełącza przy sięganiu do ekranu, ale w nocy to kompletna porażka. Trzeba wtedy korzystać z ekranu dotykowego powyżej i obsługa podstawowych funkcji zaczyna przypominać tę z francuskich samochodów, wymaga tysiąca ruchów w celu zmiany temperatury o pół stopnia.
Środkowy ekran bardzo przyzwoicie wkomponowano w deskę rozdzielczą, bo nie wystaje poza osłonę wyświetlacza za kierownicą. System jest ładny, czy miły dla oka, jak to tam piszą miastowi, ale mógłby startować szybciej po uruchomieniu silnika. Zanim się odpalał i łaskawie włączał tylną kamerę, już dawno opuszczałem miejsce parkingowe.
Dla osób, które nie przyzwyczajone są do rozbudowanych systemów, będzie też zbyt trudny i za kolorowy. Zgubią się w tej liczbie pól, podzielonych ekranów i przesuwanych prostokątów, które nie przynoszą jakiejś specjalnej wartości użytkowej. Za dużo tu tego klikania: to moja główna myśl po wielu kilometrach spędzonych w Leonie.
A przejechałem się w Bieszczady
Żeby wczuć się w los przedstawiciela handlowego, który każdego dnia będzie nabijał Leonowi setki kilometrów, tak jak kolejnych turystów nabija w butelkę Sagrada Familia. Będzie to nabijanie przyjemne, w przeciwieństwie do wizyty w tej wiecznie remontowanej lub rozbudowywanej świątyni. Trasa to właściwie miejsce dla bardzo wygodnego Leona.
Jadąc w Bieszczady przetestowałem nawigację, bo nie dane było mi skorzystać z Apple Car Play ani Android Auto. Są dostępne, ale samochód ten cechuje taka nowoczesność, że wszystkie gniazda USB na pokładzie były typu C, a ja nie miałem kabelka. Werdykt jest taki, że i tak trasę podglądałem na telefonie, bo wszystkich dróg to w niej nie ma, co do znudzenia będę pisał we wszystkich testach nowych samochodów.
Podgląd mapy można wyświetlić za kierownicą, tuż przed oczami kierowcy. Dotyka nas wtedy tak zwane premium, bo podzielone na trzy części wirtualne zegary możemy na wiele sposobów konfigurować. A jak i tak najbardziej lubiłem najbardziej ascetyczny z widoków, który wypada wyjątkowo dobrze na tle konkurencji, bo niektórzy producenci uważają, że dobry tryb ascetyczny to wielka czarna plama przed oczami.
Choć ciemnych plam nie ustrzegł się i Seat Leon. Jeśli przypadkiem nie dopłacimy 1047 zł do aktywnego tempomatu, to w trybie, który symuluje obraz sytuacji na drodze, nie zobaczymy nic. Zamiast fantomowych samochodów, będzie czarny pusty pasek z białymi liniami po bokach. Bardzo nie jak w Tesli.
Te linie też lepiej wyłączyć, a konkretnie asystenta pasa ruchu. Nie wiem, dlaczego został tak czule skonfigurowany, ale nie da się z nim jeździć, gdyż reaguje bez przerwy. Niestety włączał się po każdym uruchomieniu silnika, a wyłączenie możliwie jest tylko przez korzystanie z któregoś z ekranów, co czyni go chyba największą wadą Seata Leona. Który za wielu wad nie ma.
Czy będę z nim szczęśliwy?
Zapyta wielu pe-howców, którym przypadnie jako samochód służbowy. Gdyby nie powyższy asystent, to tak. Szczęśliwie dla użytkowników służbowo im przydzielonych Leonów, kombi nie występuje z 5-biegową skrzynią i silnikiem 1.0 o mocy 95 KM. Nieszczęśliwie dla nich, ja jeździłem wersją 150-konną, więc nie powiem im, czy ta 130-konna, którą pewnie dostaną, jest ok.
150 jest absolutnie wystarczające (8,7 s.do setki), choć automatyczna skrzynia, której nie da się kupić nie wydając minimum 105 100 zł, byłaby miłym uzupełnieniem. Ten manual denerwuje z dwóch przyczyn. Po pierwsze, zmiana biegów koliduje z uchwytami na napoje, jeśli coś się w nich znajduje - mankiet białej koszuli będzie ciągle szorował po kubku z kawą. Po drugie, zmiana biegów na pewno nie jest super gładka, a także trudno jest zmieniać biegi w czasie jazdy po mieście i uniknąć szarpania. W trakcie miejskiej jazdy ciągle kątem oka widziałem, jak pasażerowi skacze głowa. Na szczęście można zapomnieć o tym tam gdzie jest miejsce Sportstourera, czyli w trasie.
Cóż z niej przywiozłem, oprócz widoku lusterka i pana na łódce?
Zużycie paliwa - Seat Leon Sportstourer
Przywiozłem wyniki spalania, które wyglądają następująco.
- 7 litrów przy średniej prędkości 86 km/h uzyskane w większości na drodze ekspresowej, przy w komplecie pasażerów i bagażu,
- 6,5 litra przez godzinę wywijania po bieszczadzkich zakrętach (już bez wielkiego obciążenia),
- 5,3 litra ze średnią prędkością przy spokojnej jeździe po zwykłych drogach jednopasmowych.
Wysokich prędkości autostradowych nie badałem, ale zakładam, że sprawny handlowiec bez problemu przebije 8 litrów. To samo powinno udać mu się w mieście. Lepiej więc w Leona wyposażyć osoby obsługujące podkarpackie wioski, tam spalanie było przyzwoite.
Za co warto dopłacić w Leonie?
Za bezkluczykowy dostęp, bo samo bezkluczowe uruchamianie silnika to za mało. Kluczyk, choć jest ładny, to jego przyciski trudno namierzyć dotykiem. Nie będzie działać metoda by nie wyjmując kluczyka z kieszeni, wymacać otwierający samochód przycisk. Ciągle trzeba go wyjmować z kieszeni by i tak później uruchomić samochód bez używania kluczyka.
I jeszcze za kombi. Żeby mieć 610 litrów pojemności bagażnika i opuszczaną podłogę, bo po co komu 380 litrów z hatchbacka. Bagażnik, w porównaniu do poprzedniej generacji, urósł o ponad 30 litrów.
Za pakiet dynamiczny, który zawiera adaptacyjne zawieszenie DCC (3563 zł) i progresywne wspomaganie układu kierowniczego. To dzięki niemu tak miło było w bieszczadzkich zakrętach. I jakikolwiek pakiet zawierający aktywny tempomat, żeby nie oglądać wielkiego czarnego pola przed oczami (*nie pomylić z nieprzydatnym tempomatem predykcyjnym).
Ale za silnik Diesla (minimum 111 600 zł), jeśli ktoś jeździ spokojnie, to już chyba nie warto dopłacać. Podobnie za hybrydy - łagodną i plug-in - bo kosztują kolejno 105 100 i 134 800 zł, mimo że wszystkie te zestawy zawierają automatyczną skrzynię biegów.
Być może warto dokupić też jakiś rozszerzony pakiet serwisowy. W testowym egzemplarzu Leona, który nie przejechał jeszcze 10 tys. km, coś okrutnie hałasowało w zawieszeniu. Może to przypadkowa usterka, a może to tak ma być i była to głośna praca zawieszenia, o której czytałem we wrażeniach z jazdy Leonem innych testujących. Jeśli mieli na myśli ten ciągły stukot dobiegający spod samochodu na nierównej drodze, to jest to wada dyskwalifikująca.
Co wybrać z trójki Octavia, Leon i Golf?
To na co dostaniesz lepszą flotową ofertę, to dość oczywiste. A jeśli przypadkiem jesteś osobą, która szuka rodzinnego kombi, zamiast szukać SUV-a, to kup co ci się podoba. Leon Sportstourer na pewno w żadnym elemencie nie zdradza, że jest minimalnie najtańszy. Wręcz przeciwnie, ciągle sprawia wrażenia, że mamy do czynienia z dużo większym samochodem, prowadzącym się jak klasa średnia.
Nie bójcie się tego co hiszpańskie, idźcie do salonów, bądźcie jak uchodźcy każdego dnia szturmujący wybrzeże Hiszpanii.