Podrabiają auta zabytkowe. Możesz mieć nowe Porsche 356 i Toyotę 2000GT. I bardzo dobrze
W Indonezji istnieje zakład, który produkuje repliki samochodów zabytkowych na bazie popularnych „dawców”. Wyglądają idealnie i mają realistyczne ceny. Nie widzę żadnych wad.

Samochody zabytkowe są ładniejsze niż nowoczesne. Nie ma co nawet z tym dyskutować, bo to oczywistość. Pojazdy zabytkowe wzbudzają też pozytywne odczucia. To dlatego w tak wielu reklamach, gdy trzeba pokazać samochód (a nie jest to reklama samochodu), pojawia się auto zabytkowe. Co jednak zrobić, gdy w danym kraju sprowadzenie samochodu zabytkowego jest prawie niemożliwe ze względu na przepisy? Tak właśnie jest w Indonezji. Obowiązują tam restrykcyjne prawa, które zakazują importu samochodów używanych. To nieważne, że jakiś pojazd ma 50 lat i znaczenie dla historii motoryzacji. Nie wolno i już. Ale wolno je sobie zbudować na pojeździe już w Indonezji zarejestrowanym.
Warsztat nazywa się Tuksedo i ma dość ograniczoną gamę pojazdów
Mogą zbudować następujące auta:
- Porsche 356
- Toyota 2000GT
- Mercedes 300 SL „Gullwing”
- Porsche 550 Spyder
- Aston Martin DB5
- BMW 507
Porsche bazują na Garbusach, Toyota 2000GT na podwoziu modelu Crown. Mercedes 300 SL wykorzystuje dawcę w postaci „Balerona” W124, a Aston Martin DB5 spoczywa na BMW E36. Czyli w rzeczywistości tną mniej wartościowe auta zabytkowe, żeby zbudować na ich bazie repliki klasyków z wyższej półki. Ceny bazowe są ustalone i wynoszą od 150 tys. dolarów za Porsche 356 do 335 tys. dolarów za Mercedesa Gullwinga. Biorąc pod uwagę, że Gullwing nie schodzi w ogóle poniżej 1,2 mln dolarów w oryginale, a ceny na poziomie 5 milionów nie należą do rzadkości, to jest jak za darmo.
Do tej pory zbudowano już 20 samochodów
Kolejnych 10 jest w przygotowaniu. Zdolność produkcyjna wynosi 5 samochodów na rok, kolejka zapisanych odbiorców rozciąga się obecnie na dwa lata. Wszystko wykonywane jest ręcznie, ale oczywiście z wielkim pietyzmem i dokładnością, nie ma tu mowy o koślawych replikach nieporadnie udających oryginały, z zostawionymi wnętrzami z nowszych samochodów. Oczywiście układy napędowe i podwozia są w miarę współczesne, ale trudno uznać to za wadę. W końcu te samochody mają się pięknie prezentować na ulicy czy na zlocie, wątpię żeby ktoś sprawdzał czy Gullwing ma oryginalne zawieszenie z lat 50.
Podobno poza Porsche 356, żaden z samochodów nie był widziany na żywo przez pracowników
Wszystkie Astony i Mercedesy powstały ze zdjęć w internecie. Jeśli tak, to wyszły niepokojąco dobrze. Każdy pojazd powstaje na odpowiednim „kopycie”, czyli szkielecie do formowania blach zewnętrznych. Po ich dogięciu i wyklepaniu pozostaje tylko dorobić nieprawdopodobną ilość galanterii, szyb i poskładać wszystko w całość oraz polakierować. Brzmi jak „Misja: niemożliwe”, a jednak się udaje, i to nadzwyczaj dobrze. Firma zatrudnia obecnie 80 osób, w tym podwykonawców-specjalistów.
Zanim wybuchniecie oburzeniem, że to podróbki, to mam takie pytanie
Kto jest poszkodowany w tej sytuacji? Mercedes? Nie produkuje już Gullwinga. Porsche? Nie wytwarza już modelu 356. Firmy handlujące samochodami zabytkowymi? I tak nie miały klientów z Indonezji z powodu przepisów. Nie widzę absolutnie nic zdrożnego w działaniu tego zakładu, wręcz przeciwnie – kibicuję mu. Co więcej, wiem o istnieniu podobnego miejsca w Polsce, tyle że nie mogę o tym publicznie napisać, bo przecież zaraz by się okazało, że to jakaś przestępcza działalność i że na jednostkowej produkcji aut sprzed 50 lat gigantyczny koncern motoryzacyjny może być poszkodowany. Być może wskutek zakupu repliki modelu 356 ktoś nie kupi nowego Cayenne. Mhm, z pewnością.