Przegląd: fura dla szwagra do 105 tys. zł. Szwagier nie lubi sajgonek
Po kilkunastu latach jazdy jednym autem przyszła pora na zmianę - tak mój kolega zakomunikował mi konieczność zrobienia przeglądu ofert dla jego szwagra. Szwagier ma proste wymagania.
Na początek przedstawię kryteria tego przeglądu ofert. Są one dość nieskomplikowane i zawierają się w trzech punktach. To pięcioro drzwi (hatchback, kombi, crossover, minivan), manualna skrzynia biegów i pochodzenie inne niż chińskie. Maksymalna cena to 105 tys. zł. Miało być 100, ale podobno teściowa jeszcze coś pożyczy. Co gorsza, szwagier zaczął od oględzin Dacii Duster, która niespecjalnie przypadła mu do gustu, a na cokolwiek chińskiego nie jest jeszcze mentalnie gotowy. Dobrze, jakby pojazd był trochę podniesiony, ale nie jest to warunek konieczny. Uzbrojony w tę wiedzę ruszyłem surfować po falach OLX w poszukiwaniu ofert dealerskich – często auta do odbioru od ręki mają znacznie lepszą cenę niż cennikowa, a skoro szwagier nie miał preferencji kolorystycznych...
Dobrze, to ruszajmy. Ofert będzie sześć – miało być siedem, ale Duster odpadł.
Nr 1: Kia Stonic
Rio wypadło z oferty, a o Stonicu już mało ktoś dziś pamięta. Niesłusznie, bo to po pierwsze samochód całkiem słusznej wielkości (414 cm, rozstaw osi 258 cm), po drugie zaś – nadal oferowany z wolnossącym silnikiem 4-cylindrowym. Wersja 1.2 DPI ma 84 KM, nie jest to na pewno więc demon prędkości, ale i szwagier podobno nie z tych, co lubią za szybko jechać. Kia Stonic oferowana przez dealera Landcar ma żywy czerwony kolor i cenę ledwo przekraczającą 80 tys. zł. To poziom Dacii, tylko cylindrów jest więcej. Wyposażenie? Trochę dziwne, bo klimatyzacja jest manualna, ale mamy podgrzewanie kierownicy, jest i ekran z Android Auto/Apple CarPlay, są nawet jakieś asystenty kierowcy. Stonic ma system rozpoznawania znaków i ograniczeń prędkości, ale bez aktywnego tempomatu. Nie ma się jednak co kłócić o drobiazgi, skoro podobno cena katalogowa tego auta to 90 900 zł, a tu jest za 81 100 zł.
Nr 2: Renault Captur
Dacia nie, ale czemu by nie rozważyć więc Captura? W środku jest trochę ładniejszy, cenowo wypada bardzo podobnie i ma fabryczną instalację gazową. W dodatku ten model został właśnie odświeżony i dostał przód spójny z resztą aktualnej gamy Renault. Dealer Vip-Car oferuje czerwonego (zbieżność przypadkowa) Captura 1.0 TCe z LPG za 82 900 zł. Czytałem wczoraj opracowanie, z którego wynika, że eksploatacja auta z gazem jest obecnie tańsza niż samochodu elektrycznego ładowanego z komercyjnych stacji ładowania. Zresztą taki Captur 1.0 TCe z gazem to realnie spali jakieś 9 litrów na 100 km w mieście, gdzie gaz kosztuje teraz 3,10 zł – wychodzi mniej niż 30 zł za 100 km. To już poziom hybryd Toyoty, a cena nieporównanie niższa. Co do wyposażenia, to jedynie składany kluczyk trochę mnie przeraża w 2024 r., klimatyzację manualną nawet wolę od automatycznej, a poza tym jest kamera cofania – to mocny atut wobec Stonica. Wspominałem już o LPG?
Nr 3: Skoda Kamiq
Mocna zawodniczka, ma wszystko – jest i podniesiona, z i manualną skrzynią biegów, i mieści się w limicie 105 000 zł, bo kosztuje 104 500 zł. Co do 1.0 TSI, to słyszałem o tym silniku wiele pozytywnych opinii. Podobno w ogóle się nie psuje, a to że brzmi trochę trzycylindrowo, nie jest wadą, skoro mówimy o silniku trzycylindrowym. Skoda Kamiq przy długości 424 cm jest jeszcze większa niż Stonic, a rozstawem osi przebija go nawet o 7 centymetrów. Wprawdzie cena jest znacznie wyższa, ale też i wyposażeniem pokonuje rywali z powyższych punktów: ma klimatyzację automatyczną i Virtual Cockpit. To ostatnie może nie przekonać szwagra, który pewnie woli, żeby zegary były okrągłe i miały wskazówki. Nie zmienia to faktu, że Skoda Kamiq zaznacza wszystkie punkty z listy kryteriów, a do tego jeszcze wykazuje się małą utratą wartości. I ma 400 litrów bagażnika. Renault dla Captura podaje pojemność 536 litrów, ale przy tylnej kanapie przesuniętej całkowicie do przodu, gdzie już właściwie nie da się na niej siedzieć. To trochę granie na kodach, tak to można wszystko podać.
Nr 4: Ford Puma
W cenie identycznej jak za Skodę Kamiq mamy auto o trochę innym charakterze. Powiedziałbym, że jest ono nawet odrobinkę sportowe. Skrzynia to również manualna „szóstka”, ale silnik generuje o 10 KM więcej z tej samej litrowej pojemności. Tam, gdzie Kamiq prezentuje czystą praktyczność, tam Puma może choć trochę się podobać. Może wystąpić nawet sytuacja, gdy właściciel Pumy odwróci się za nią po zaparkowaniu. Podobne zdarzenie w przypadku Kamiqa trudno mi sobie wyobrazić.
Puma ma też zaskakująco dobre wyposażenie za te 104 500 zł. Jest oczywiście klimatyzacja automatyczna, ale też i inteligentny tempomat z ISA, i nawet ledowe reflektory projekcyjne. Można też wybrać sobie sportowy tryb jazdy, to właśnie ten element który sprawia, że uznaję tu Pumę za taką namiastkę hot hatcha. Trzeba tylko pamiętać, że Puma to żaden crossover, po prostu zwykły hatchback. Nie znajdziemy tu ani powiększonego prześwitu (to ok. 16 cm – osobowa Skoda Scala ma 15 cm), ani napędu na 4 koła. Rozmiarowo odpowiada rywalom przy długości 418 cm i rozstawie osi 258 cm.
Nr 5: Hyundai i30 Wagon
Nie jest podwyższony, ale jest duży, czterocylindrowy i kosztuje poniżej 100 tys. zł. To nie kit, naprawdę salon „Grupa Karlik” oferuje na sprzedaż od ręki białego i30 kombi z silnikiem 1.5 T-GDI 140 KM za 99 900 zł. Cena katalogowa to podobno 127 tys. zł. W dodatku auto zdaje się mieć kompletne wyposażenie – jest i kamera, i dwustrefowa klimatyzacja automatyczna, i pakiety wspomagające kierowcę, i podgrzewanie kierownicy... to aż oburzająco tanio za taki samochód, i to w odmianie kombi.
Inna rzecz, że podwyższony to on nie jest. Im większy nacisk producenci kładą na SUV-y i crossovery, tym niższe i mniej wygodne do wsiadania stają się auta osobowe. A szwagier już taki młody nie jest, i młodszy też nie będzie. Ale może się skusi, w końcu takim Hyundaiem można połykać trasy w zupełnie innym komforcie niż Kamiqiem czy Capturem.
Nr 6: Ssangyong Tivoli Grand
Na koniec zaskakująca oferta za mniej niż 100 tys. zł. Ssangyong może być mało popularną marką, może mieć trochę dziwną stylizację, ale potrafi naprawdę zaoferować dużo samochodu za niewiele pieniędzy. Oto dealer z Krakowa ma na sprzedaż fabrycznie nowego Grand Tivoli z silnikiem 1.5 Turbo i manualną skrzynią biegów za 97 400 zł i jeden grosz (ten grosz to już mogliby darować). I tak, auto odbiega od wcześniejszych propozycji, to widać – ma mały ekran, tradycyjne wskaźniki, małe koła (chyba z kołpakami), nie spodziewam się zbyt wielu elementów z gatunku wspomagania kierowcy, ale nadrabia gigantycznym bagażnikiem o pojemności 720 litrów. Ponadto nie ma tu trzycylindrowego 1.0, tylko czterocylindrowy 1.5 o mocy 163 KM z turbodoładowaniem. Jest to jednak wariant T-GDI, czyli z bezpośrednim wtryskiem paliwa, więc o taniej instalacji gazowej można zapomnieć. Ale gdy szukasz jak największego auta za rozsądne pieniądze, to taki Ssangyong wychyla się zza rogu i mówi „hej, jeszcze ja”.
Podsumowanie:
Lubię dziwne marki i auta wyglądające jak z minionej epoki, więc sam wybrałbym najprędzej Ssangyonga. Szwagier bez zamiłowania do motoryzacji pozostanie pewnie przy Skodzie Kamiq jako najrozsądniejszym wyborze, a jeśli jednak oczekuje choć minimum przyjemności z jazdy – niech idzie w Pumę. Wszystkich rywali pokonuje Renault Captur, ale tylko w dziedzinie kosztów eksploatacji. Nudnawy wizualnie Hyundai i30 będzie z pewnością najlepszym wyborem w trasy.