Wolisz dać za to Audi 15 czy 25 tysięcy? Prywatne raty to oferta dla zdesperowanych
Wynajem samochodów używanych – tak zwane „prywatne raty” – to dziwny proceder, który jest zaskakująco popularny. Czy się opłaca?
Wynajem długoterminowy samochodu to forma finansowania, która w ostatnich czasach robi karierę. Ma swoje wady, ale wielu klientów twierdzi, że zalety jednak wygrywają. Można jeździć nowym autem za relatywnie niewielkie pieniądze, a przy okazji – choć to zależy od umowy – nie martwić się przeglądami czy ubezpieczeniem, bo wszystko jest wliczone w ratę. Czy to się opłaca? Nie zawsze (albo: jeśli w ogóle, to rzadko), ale niektórzy wolą po prostu płacić za wygodę.
Czy istnieje wynajem aut używanych?
Niektóre firmy to oferują. Rata bywa znacznie niższa niż w przypadku nowego auta, a mówimy zwykle wciąż o świeżym wozie w dobrym lub bardzo dobrym stanie. Jest tylko jeden malutki problem. Do każdej tego typu formy finansowania trzeba mieć zdolność (czyli osiągać odpowiednie dochody) i nie mieć na koncie żadnych przykrych spraw rejestrowanych w Biurze Informacji Kredytowej, w skrócie BIK albo w Krajowym Rejestrze Dłużników.
To bariera nie do przejścia dla pewnej części klientów. Nie chodzi o to, że nie mają pieniędzy – bo to bywa najmniejszym problemem. Mogą się jednak za nimi ciągnąć dawne, niespłacone pożyczki, ewentualnie ich źródła dochodu są tajemnicze lub co najmniej „niepewne” według bankowych analiz i systemów. Co mogą wtedy robić? Na przykład wpisać „prywatne raty” na którymś z portali ogłoszeniowych.
„Prywatne raty” zobaczyłem najpierw w bardzo egzotycznej ofercie
Mimo wszystko, wynajem długoterminowy – nawet w przypadku aut używanych – kojarzy się jednak ze świeżymi konstrukcjami. W większości ofert tego typu wynajmujący jest drugim właścicielem – najpierw ktoś płacił za auto nowe, potem jego 2- albo 3-letnia umowa się skończyła, i wtedy przychodzi czas na tego typu klienta.|
Tutaj mamy do czynienia z używanym Audi A6, na które można wziąć „prywatne raty bez BIK i KRD”. Nie jest to jednak model ani aktualnej, ani nawet poprzedniej generacji. Mowa o A6 C5 w wersji Allroad z 2003 roku. Wóz ma silnik 2.5 TDI i przejechał 340 000 km.
Można kupić go za gotówkę – kosztuje wtedy 15 000 zł
Można jednak kupić A6 również na raty. Nie trzeba w tym celu iść do banku. To mogłoby opłacać się zdecydowanie bardziej, ale sprzedający najwyraźniej celuje w klientów, którzy z różnych względów nie mogą tego zrobić.
„Opłata wstępna 2 000 PLN lub 2 razy po 1000 pln. 24 rat po 1000 PLN. Wykup 1000 PLN. Proste i przejrzyste warunki - podana cena zawiera ubezpieczenie w całym okresie trwania umowy. Roczny limit km 30 000. W przypadku zainteresowania większym limitem cena jest ustalana indywidualnie” – napisano w ogłoszeniu.
Szybka kalkulacja wyjaśnia – wóz w opcji „prywatne raty” kosztuje łącznie 27 000 zł. Zawiera się w tym koszt ubezpieczenia (zapewne mówimy tylko o OC) na dwa lata. Samo Audi wychodzi więc za ok. 25 000 zł. Korzystnie? Niespecjalnie. Właścicielem auta pozostaje zapewne sprzedający (bo zapewnia też OC), a użytkownik musi pilnować limitu przebiegu. Otwarte pozostaje pytanie, co dzieje się po jego przekroczeniu – choć wątpię, by ktoś kupował na prywatne raty 21-letni wóz z przebiegiem 340 tysięcy, by robić nim co roku po 40 czy 50 tysięcy kilometrów.
Zaciekawiony wpisałem „Wynajem prywatne raty” na OLX
Wyświetliły mi się 62 ogłoszenia. Sprzedający oferują podobną formę finansowania w przypadku niezwykle różnych aut. Przykładowo, świeże Volvo S90 z 2021 roku kosztuje 179 800 zł przy zakupie za gotówkę i nawet grubo powyżej 300 000 zł, gdy wybierze się raty na 5 lat (5050 zł miesięcznie, opłata wstępna 10 000 zł, ubezpieczenie płatne osobno).
16-letni Peugeot 308 kombi kosztuje za gotówkę 18 000 zł. Można wybrać opcję np. ze spłacaniem go przez 4 lata… co z wliczonym ubezpieczeniem i wpłatą własną kosztuje 50 500 zł (!). Z kolei 6-letni Passat z motorem 1.4 TSI i przebiegiem 206 000 km kosztuje 74 800 zł (płatność od razu) lub nawet 152 000 zł na raty (bez ubezpieczenia).
Podobnych ofert jest sporo. Można w ten sposób wynająć np. Opla Combo, Toyotę Auris czy Skodę Fabię. Jedno jest pewne – to się nigdy nie opłaca, zwłaszcza że w przypadku aut używanych do kosztów rat należy doliczyć jeszcze naprawy. Prędzej czy później na pewno coś się zepsuje albo zużyje. Nie można więc używać argumentu, który nieźle uzasadnia koszty zakupu samochodu z salonu ("może i sporo zapłaciłem, ale mam przez kilka lat święty spokój").
Czuję, jakbym zajrzał do jakiegoś równoległego wszechświata rozrzutności…
…i finansowej nieostrożności. Ale przecież gdyby nikt z tego nie korzystał, takich ofert by nie było. It's a BIK deal.