Policyjne nagranie z potrącenia rowerzysty i awantura: internet swoje, rozsądek swoje, przepisy swoje
W sieci zawrzało, gdy pojawiło się policyjne nagranie z potrącenia rowerzysty w Piasecznie. Widać na nim jak samochód osobowy z impetem rozjeżdża rowerzystę na skrzyżowaniu jezdni z drogą rowerową.
Zacznijmy od tego co się wydarzyło. Do wypadku doszło u zbiegu ulic Puławskiej i Kusocińskiego w podwarszawskim Piasecznie. 21-latek na rowerze przejeżdżał skrzyżowanie po drodze rowerowej, a więc miał prawo jechać pojazdem (nie miał obowiązku przeprowadzać go). W tym samym momencie na skrzyżowanie wjechała biała Toyota. Doszło wypadku - samochód osobowy uderzył centralnie przodem w rowerzystę. Oto nagranie:
Jak podaje mazowiecka policja, rowerzysta nie doznał poważnych obrażeń, chociaż kto wie, czy nie wróci z roszczeniami do kierowcy za kilka lat. Z kolei czterdziestolatek za kierownicą japońskiego sedana został ukarany mandatem karnym w wysokości 2500 złotych i otrzymał punkty karne.
Policyjne nagranie z potrącenia rowerzysty
W sieci zawrzało pod filmikiem. Poza tym, że komentujący standardowo zaczęli obrzucać błotem siebie nawzajem, to jeszcze niektórzy wzięli na języki rowerzystę i uznali go za winnego. Jak ktoś nie pił kawy, to niech rzuci okiem na "komcie" pod wpisem na ten temat na Facebooku brd24.pl.
Zacznijmy od tego co na to policja. W opisie zdarzenia nie znajdziemy żadnego odniesienia do konkretnych przepisów, a jedynie trzy akapity apelowania o rozsądek. I ja się policji wcale nie dziwię, bo jak dwóch kierujących jedzie wprost na siebie i każdy z nich jest przekonany o tym, że ma prawo jechać, to nic nie pomoże. A wyraźnie widać, że obydwaj panowie byli przekonani, ale z różnych powodów. Rowerzysta na 99,99 proc. widział kierowcę, ale uznał, że ma pierwszeństwo. Natomiast kierowca na 99,99 proc. nie widział rowerzysty i uznał, że nie ma powodów do zatrzymywania się W Ustawie PORD nie ma obowiązku zatrzymywania się przed skrzyżowaniem - mowa jest jedynie o ustąpieniu pierwszeństwa. Przepis brzmi tak:
Moim zdaniem problem, będący bezpośrednią przyczyną tego zdarzenia to złe zrozumienie przepisów. Nie chodzi nawet o wyżej wymieniony artykuł Art. 27.1, ale o poprzedzający go Art. 26. 1. traktujący o pieszych. Nowelizacja tego przepisu dała pieszym pierwszeństwo nie tylko, kiedy są na przejściu, ale również "wchodzącym na to przejście”. Ten ostatni zapis nie obowiązuje w przypadku dróg rowerowych, ale to trzeba wiedzieć.
Rozsądek mi mówi, że obydwoje mogli profilaktycznie zwolnić. Tak - profilaktycznie - w imię zasady z reklam past do zębów, że lepiej się zabezpieczać niż leczyć. I dlatego w policyjnym opisie jest sporo racji. Jeżeli nie zachowamy zdrowego rozsądku i trzeźwej oceny sytuacji, to nic nie pomoże. Mój tata zawsze mówił, że w jeździe nie chodzi o to, żeby mieć napisane na nagrobku „zginął na pierwszeństwie”. Coś w tym jest. A waszym zdaniem kto zawinił?