Politie sprawdzi, czy masz za szybki rower. Mogą go nawet skonfiskować
Holenderska policja ma 247 przenośnych hamowni, które sprawdzają, czy rower ze wspomaganiem elektrycznym rozpędza się do przepisowej prędkości. Złapani na ponownej jeździe zbyt szybkim pojazdem mogą go nawet stracić.
W odpowiedzi na rosnącą liczbę wypadków z udziałem elektrycznych rowerów, niderlandzka Politie rozpoczęła zmasowaną akcję sprawdzania, czy pojazdy spełniają prawne normy. Chodzi o ograniczenie mocy i wspomagania pedałowania, które jest takie samo jak w Polsce (i całej Unii), z jednym tylko wyjątkiem.
Policja ma przenośne hamownie, które sprawdzają, jak działa system wspomagania pedałowania
Powinien się on wyłączać samoistnie po przekroczeniu 25 km/h. Jeśli tak się nie dzieje, to znaczy że rower jest nielegalny – przeprogramowany lub ma mocniejszy silnik niż pozwala prawo, tj. ponad 250 W. Policja sprawdza też, czy manetka gazu ma ograniczenie działania do trybu chodzenia i nie pozwala rozpędzić koła do prędkości większej niż 6 km/h. Pod lupę wzięto też specjalną, nową kategorię pojazdów o nazwie „speed pedelec”. Jest to nieznany jeszcze w polskich przepisach rodzaj elektrycznego motoroweru, którym można jechać z prędkością do 45 km/h, kręcąc pedałami. Moc zapewnia silnik elektryczny rozwijający 500 W lub więcej. Takie pojazdy w Holandii są rejestrowane jako motorowery. Wymagane jest posiadanie odpowiednich uprawnień, np. kategorii AM oraz wiek minimum 16 lat. Jeśli ktoś porusza się na motorowerze typu speed pedelec bez rejestracji i uprawnień, również ryzykuje jego utratę.
Z artykułu wynika, że mimo posiadania urządzenia, policja musi ręcznie ocenić, czy rower jest legalny
Nie ma za bardzo możliwości sprawdzenia, czy wspomaganie w pełni się wyłączyło. Trzeba byłoby podłączyć jakąś diagnostykę i sprawdzić, czy powyżej 25 km/h napięcie na silniku elektrycznym wynosi zero. Działania policji obarczone są więc jakimś marginesem błędu. Natomiast, co znamienne, nie pochwalono się liczbą złapanych przestępców. Zapewne wynosiła zero, ponieważ naprawdę mało któremu Holendrowi chce się bawić w modyfikacje roweru elektrycznego, skoro może legalnie kupić „speed pedelec” i drzeć drogą rowerową nawet 45 km/h. Nie dowiedzieliśmy się, ilu drogowych zbrodniarzy dostało mandat 290 euro, a ilu straciło rower. Też stawiam na zero.
Nie mogę ocenić tej akcji pozytywnie
Policja pudłuje, strzela nie tam gdzie powinna. Po przejechaniu wieluset kilometrów po niderlandzkich drogach rowerowych, od granicy do morza i z powrotem miałem okazję zauważyć naprawdę wiele sytuacji drogowych między rowerzystami i pieszymi. Bardzo niewiele jest osób, które jechały na rowerach ze wspomaganiem znacznie szybciej niż ja, a utrzymywałem stale 20-24 km/h. Właściwie to nie potrafię sobie przypomnieć takiego przypadku poza jednym, który uświadomił mi istnienie wspomnianej kategorii „speed pedelec”.
Problemem są ludzie, którzy jadą na całkowicie legalnym rowerze elektrycznym, tylko bez żadnej koncentracji. Pykają w telefon umieszczony na kierownicy, patrzą w ziemię, trzymają kierownicę jedną ręką, w ogóle nie rejestrują sytuacji drogowej. Nawet gdyby dziś usunąć z dróg Holandii wszystkie nielegalnie zmodyfikowane rowery elektryczne, liczba wypadków z ich udziałem zapewne nie spadnie. To nie broń strzela do ludzi. To, że jedziesz na „zbyt szybkim” rowerze nie oznacza, że spowodujesz wypadek, a to że twój rower jest legalny nie oznacza, że jedziesz bezpiecznie.
Policja holenderska robi po prostu akcję pokazową, która jest względnie łatwa do przeprowadzenia. Tyle że przebiega obok głównej przyczyny wypadków. Działania koncentrują się na sprzęcie, zamiast na podejściu do prowadzenia pojazdu. Ale społeczeństwo czuje, że coś się wydarza, i jest uspokojone. I o to w tym chodzi.
Czytaj również: