Pokemony są na chodniku. Kierowca chciał złapać wszystkie, a złapali jego
Kierowca z Bartoszyc wjechał na chodnik, ponieważ chciał zdobyć punkty w grze Pokemon Go. Nie uważa, by zrobił coś złego i nie przyjął mandatu.
Moda na grę w Pokemon Go zawładnęła Polakami (i nie tylko) jakieś siedem czy osiem lat temu. Ulicami miast snuli się wtedy zapatrzeni w ekrany zombie, szukający wirtualnych stworów na ulicy, w parkach, a nawet w kościołach i na cmentarzach. Myślałem, że moda - jak na modę przystało - szybko się zaczęła i równie szybko skończyła, a dziś o grze nikt już nie pamięta. Niestety, pomyliłem się.
Pokemon Go a jazda samochodem
Jak dowodził w 2016 r. redaktor Spider’s Web, w grę da się - niestety - grać podczas prowadzenia auta. Nie uniemożliwia tego żadna blokada. Jej stworzenie byłoby zresztą trudne, ponieważ sprzęt musiałby w jakiś sposób rozstrzygnąć, czy gracz prowadzi, czy jest pasażerem.
„Ale przecież nikt nie jest na tyle nierozsądny, by grać w Pokemon Go i jednocześnie prowadzić samochód” - czy właśnie tak pomyśleliście? Pewien mieszkaniec Bartoszyc mówi na to „potrzymajcie mi piwo”. Czy też cokolwiek tacy ludzie piją.
Czytaj również (to nie był pierwszy przypadek!):
46-latek jechał chodnikiem. Ponieważ grał w Pokemon Go
Policjanci patrolujący Bartoszyce zauważyli Forda, który poruszał się po zdecydowanie nieprzeznaczonej dla siebie trasie. 46-latek (czy też myśleliście, że bohater tego artykułu będzie mieć maksymalnie 19 lat?) jechał po chodniku. Dlaczego? Akurat tam znajdowały się Pokemony z gry.
To już dość oburzające. Ale historia wcale się tu nie kończy. Gdy funkcjonariusze „zaproponowali” kierowcy 1500-złotowy mandat i 8 punktów karnych, czyli zestaw obowiązkowy w przypadku jazdy po chodniku, ten się na to nie zgodził. Zamiast być wdzięcznym policjantom, że nie ukarali go jeszcze za korzystanie z telefonu podczas jazdy, zaczął się kłócić.
„Po chodniku przecież nikt nie szedł” - tak brzmi linia obrony 46-latka
Kierowca nie widzi nic nagannego we wjechaniu na chodnik w celu łapania wirtualnych stworzeń w grze na telefon. W samym graniu za kółkiem chyba też nieszczególnie, skoro przyznał się do tego policjantom. Nie przyjął mandatu, a o jego dalszych losach zadecyduje sąd. Tam maksymalny wymiar kary to nawet 30 tysięcy złotych. 46-latek raczej nie ma co liczyć na pobłażliwość. Mikstura z wjazdu na chodnik, używania telefonu za kółkiem, braku skruchy i tendencji do awanturowania się raczej wyjdzie mu bokiem. Ale pewnie i tak najbardziej interesuje go, ile punktów dostanie w grze. Gdyby sąd zadecydował o zakazie nie tylko prowadzenia pojazdów, ale i grania, może byłby z tego wszystkiego jakiś efekt. A do tego jeszcze obowiązek stania w kącie i jedzenia szpinaku. Kary należy dostosowywać do poziomu karanego.