REKLAMA

Podróżuję właśnie autem elektrycznym. Wszystko mi się bardzo podoba, gdyż bardzo lubię obiady

To jest wpis spod ładowarki, trzeciej odwiedzonej na dystansie 250 kilometrów. Chciałem tylko powiedzieć, że podróżowanie autem elektrycznym bardzo mi się podoba, szczególnie zimą.

greenway Łódź
REKLAMA
REKLAMA

W internecie możemy przeczytać wiele przykrych tekstów o podróżowaniu autem elektrycznym. Źli dziennikarze wystawiają ten rodzaj napędu do starcia z zimą i dużym odległościami, co stawia go w złym świetle. Jest to działanie tendencyjne i wynika z ich złego nastawienia oraz braku doświadczenia. Pragnę poinformować ich, że nie rozumieją, że błądzą, bo mi wszystko się podoba i w niczym nie widzę problemu. Umiem to nawet uargumentować.

W trakcie ładowania można zjeść obiad

Przejechałem dziś dopiero 250 km i mam przejechać jeszcze 130. Trzeci raz ładuję elektryczny samochód i wszystko jest w porządku. Może i na ładowanie auta elektrycznego trzeba poświęcić chwilkę czasu, ale wcale nie tak dużo. Poświęcony czas to w dodatku cenna chwila na odpoczynek i pożywienie się, więc te godziny mijają niepostrzeżenie.

ładowanie auta elektrycznego

Ładowanie auta w trasie to nie jest problem i to nic nie szkodzi, że trwa dłużej niż tankowanie samochodu spalinowego. Przecież można w trakcie ładowania samochodu zjeść obiad i w taki sposób ten czas się nie zmarnuje. To nic, że ruszyłem tuż po śniadaniu i nie byłem jeszcze głodny, gdy wypadło pierwsze ładowanie. Lepiej jest zjeść na zapas, nawet jeśli przed chwilą wstało się od stołu. Nie będę zadawał też niemądrych pytań, ile razy dziennie można siadać do obiadu i czy trzy obiady w ciągu dnia to dużo.

To nie jest również problem, że stacje ładowania są przy stacjach benzynowych i fastfoodach, a ja nie jadam w fastfoodach na co dzień. Korona nikomu z głowy nie spadnie, jak księciunio raz na jakiś czas zje tam, gdzie jedzą i wymiotują szkolne wycieczki. Nie można po prostu tak wybrzydzać.

W czasie ładowania można pobawić się z dziećmi i udać się do toalety

Czas poświęcony na ładowanie to również bardzo pożyteczny czas dla dzieci, żeby rozprostowały nogi w długiej podróży. Rozumiem to i będę stosował. To nie ma znaczenia, że większość tras odbywam służbowo i bez dzieci, po prostu będę zabierał je ze sobą do pracy, żeby w trakcie ładowania mogły rozprostować nogi. Oczywiście nie jest to problem, że też zjedzą obiad w fastfoodzie, w którym nie jedzą na co dzień. Niech się hartują, ja w ich wieku musiałem się bić z Niesiołowskim o mirabelki.

stacja ładowania Greenway

Wiem również, że nie można jechać za długo bez przerwy, nawet bez dzieci, i że przerwa na ładowanie jest dobrą okazją, by zrobić siku. Na pewno będę kiedyś w takim wieku, że odwiedzanie toalety co dwie godziny, to będzie aż za rzadko i z chęcią wykorzystam czas przeznaczony na ładowanie na odwiedzanie łazienki.

Trzeba nauczyć się lepiej planować

Nie przeszkadza mi również, że przed wyjazdem w trasę musiałem się naładować na stacji po drugiej stronie miasta, która w trakcie ładowania zaoferowała mi moc dwukrotnie niższą niż wynikało to z jej opisu. Na drugi raz po prostu inaczej zaplanuję swoje życie, wyjdę wcześniej z domu, a najlepiej będę miał dom z garażem. Dzięki temu uniknę tej przykrej sytuacji, że muszę jechać w trasę przez miasto, żeby ruszyć w trasę za miasto. To że nie mogłem naładować się do pełna, bo to niegrzeczne i niezgodne z niepisaną etykietą kierowców samochodów elektrycznych oraz z powodu zbyt wolnej prędkości ładowania, to również nie jest żaden kłopot. Konieczność doładowania się po półtorej godziny jazdy to też nie jest niczyja wina, a już na pewno nie elektrycznego napędu. Winny jest rząd, który nie wystarczająco wspiera rozwój infrastruktury i nie stawia stacji ładowania tam, gdzie akurat mi to pasuje.

Absolutnie żadną kwestią nie jest to, że momencie, gdy to wszystko piszę jest już wieczór i muszę się naładować również na jutro rano, bo tam gdzie jadę nie będę miał tej możliwości. A już szczególnie nie jest to problemem, że nie pogadam za długo z rodziną, którą odwiedzę, bo zrobi się zbyt późno. I tak widziałem się z nimi w święta, no ileż można.

Poza tym zawsze mogę się naładować rano i w tym celu pojechać w przeciwnym kierunku przez zakorkowaną stolicę. Zamiast pół godziny, przejazd przez miasto zajmie mi wtedy ponad godzinę, ale to nie jest kłopot, bo w wielkim mieście to i tak nie można niczego przewidzieć i wszyscy się spóźniają. Sprawę tę zrekompensują mi buspasy, które pozwolą mi zaoszczędzić mnóstwo czasu. (Tego poglądu nie psują mi fakty, które są takie, że ten ranek też już minął. Tekst został opublikowany później niż go pisałem, a ja zdążyłem już przejechać tym buspasem i oszczędność czasu wyniosła równe 0 minut.)

Należy się cieszyć, że stacje szybkiego ładowania w ogóle istnieją

Zamiast się czepiać i czegoś bezpodstawnie wymagać, na przykład tego, żeby miały moc jaką oficjalnie oferują, trzeba się cieszyć tym co mamy. Inni mogą pisać rzeczy złe i brzydkie, ale ja nie mam również kłopotu z tym, że już na kolejnej stacji ładowania sieci Greenway moc ładowania tylko czasami, i to z trudem, przekraczała 50 kW, mimo że stacje oferowały 90 lub 100 kW mocy. Rozumiem, że jest to trudny i dopiero dojrzewający rynek i należy się cieszyć tym co jest, tu nikt nikogo nie oszukuje. Któż z nas w pracy robi wszystko dobrze?

Przy tym zbyt wolnym ładowaniu to na pewno ja zrobiłem coś źle i to jest normalne, że nie wiadomo, dlaczego moc jest prawie dwukrotnie niższa od deklarowanej. Poza tym, jak ktoś ma auto z instalacją LPG i szarpie mu na wolnych obrotach, to też nie wiadomo, czy winny jest gaz, czy coś innego. To są normalne sprawy. Przyznaję też, że nie nagrzałem akumulatorów przed ładowaniem lub dokonałem czegoś równie nieprofesjonalnego.

Jest mi bardzo ciepło

Przestanę też być chudy i dziwny i uważać, że ciepło silnika spalinowego jest inne i lepiej rozchodzi się po całym samochodzie, niż ma to miejsce to w samochodzie elektrycznym. Każdy kto twierdzi, że w aucie elektrycznym zimą choć lekko zmarzł, wykazuje się wyłącznie złą wolą. Na pewno nie byłem to ja, po prostu muszę polubić swetry.

podgrzewane pasy w aucie elektrycznym
Producenci, którzy wymyślają podgrzewane pasy również się mylą.

Nie widzę też powodu do narzekań, że jak w samochodzie elektrycznym zamarznie płyn do spryskiwaczy to tak łatwo nie rozmarznie, albo że trudno jest odśnieżyć auto do końca, jak się nie ma garażu. Przecież to nie jest kłopot zostawić samochód na noc u znajomego lub w galerii handlowej. Wybierając się specjalnie na rozmrożenie auta można przecież zjeść obiad.

I zaznaczę jeszcze jedno, bardzo stanowczo. Tylko mi się wydaje, że jak w aucie elektrycznym ustawię sobie grzanie na 22 stopnie, identycznie jak w spalinowym, to po długiej podróży zimą wysiadam jakiś niezbyt rozgrzany. Wielu kierowców aut elektrycznych niczego takiego nie doświadczyło i takie spostrzeżenia są dla nich zwyczajnie śmieszne. W związku z tym, ja też nie miałem takich doświadczeń, wcale nie dlatego, że nie chciałbym odstawać od grupy. Jeśli kiedykolwiek wydawało mi się, że było mi chłodniej niż w spalinowym samochodzie, to były to wyłącznie moje złudzenia i chęć przypodobania się koncernom paliwowym. Były, bo już taki nie jestem.

Należy oszczędzać i być elastycznym jednocześnie

REKLAMA

Nie warto narzekać na to, że żeby ładować auto elektryczne w trasie poniżej ceny tankowania auta z silnikiem V8, trzeba wykupić abonament w którejś z sieci i zdobyć jej kartę. Chętnie wykupię taki abonament, żeby w trasie ładować się taniej. Jednocześnie będę twierdził, że tylko skąpi dziennikarze narzekają, że z taką kartą RFID trzeba się trzymać jednej sieci, mimo że sam mam kartę tylko jednej sieci. Przecież wciąż można korzystać ze wszystkich sieci, jest po prostu wtedy dużo drożej, ale ciągle zachowujemy elastyczność w planowaniu ładowania w trasie. Możliwość korzystania z usług różnych operatorów i opłacalność wykupienia abonamentu tylko u jednego z nich nie stoją ze sobą w żadnej sprzeczności.

Jestem bardzo zadowolony z podróży elektrycznym samochodem, nie mam żadnych uwag i nie jestem głodny.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA