Duże ciężarówki ominą korek buspasem, a ty w osobówce stój i czekaj. Pomysł w norweskim stylu
Norwegowie jak coś wymyślą... tym razem nazywa się to tungtrafikkfelt, czyli „pas ruchu ciężkiego”. Mogą po nim jechać tylko autobusy i duże ciężarówki powyżej 7,5 tony. Rozwiązanie już działa, ale czy „działa”?

Koncepcja buspasa znana z naszych realiów w Norwegii zdążyła już dość mocno wyewoluować. W naszym kraju do końca przyszłego roku samochody bezemisyjne mogą jeździć po buspasach kiedy tylko chcą. W większości miejsc, gdzie wymalowano buspas, jest on również dostępny dla motocykli i taksówek. Norwegowie są o krok przed nami, bo najpierw usunęli z buspasów samochody elektryczne – zrobiło się ich zbyt dużo i korkowały te pasy utrudniając ruch autobusom, a teraz dodatkowo jeszcze wyrzucili z nich motocykle, ale za to (przynajmniej na niektórych odcinkach) dopuścili tam ruch ciężarówek powyżej 7,5 tony. Dlaczego?
Chodzi o zmniejszenie korków w miejscach, gdzie trwają roboty drogowe
Rozwiązanie funkcjonuje już w kilku miejscach – na moście we Fredrikstad (tu powyżej 3,5 tony) i na odcinku bliżej Oslo. Właśnie ustalono, że kolejne pasy dla ciężarówek pojawią się na trasie E18 w okolicach Asker – zachodniej „sypialni” Oslo zamieszkałej przez zamożniejszą ludność. Będą to raczej krótkie, kilkukilometrowe odcinki, obowiązujące tylko na wielopasmowej autostradzie, która w Norwegii występuje bardzo rzadko, prawie wyłącznie na południu. Nikt nie robi przecież specjalnych pasów dla ciężarówek w miastach. Ponadto po tungtrafikkfelt nadal mogą jechać autobusy, które zwykle przekraczają DMC 7,5 tony.
Ostatnie rozszerzenie pasów dla ciężkiego ruchu wynika z zamknięcia obwodnicy Oslo (ring 1)
Zamknięto ją w roku 2024, a prace remontowe mają potrwać trzy lata. Brak Ring 1 powoduje zatory drogowe, stąd zdecydowano, że w celu przyspieszenia transportu ciężkiego związanego z remontem drogi, ciężarówki będą mogły jechać buspasem i nazwano to „pasem transportu ciężkiego”. Przy okazji ma też powstać pas między Asker a Sandvika dla samochodów elektrycznych wiozących więcej niż dwoje pasażerów, czyli norweska wersja amerykańskiego HOV.
Rozszerzenie koncepcji tungtrafikkfelt spotkało się z ostrą reakcją norweskiego stowarzyszenia motocyklistów, które płacze, że to nie działa, jest po nic i w ogóle trzeba to zlikwidować. Nie dziwię im się, ponieważ wyrzucono ich z buspasów i teraz muszą przeciskać się motocyklami między samochodami osobowymi. A samochody osobowe w Norwegii są duże. Nie spotkamy tam raczej Fiatów 500 czy Kii Picanto, tylko Tesle Model Y czy wielkie SUV-y typu Volvo XC90. Zatem zdenerwowanie motocyklistów jest zrozumiałe, tylko że bez sensu. Jednośladziarz dojeżdża swoim motocyklem lub skuterem sam, maksymalnie w dwie osoby – kierowca ciężarówki może ciągnąć wiele ton materiałów budowlanych, których żaden motocykl nie przewiezie. Skoro istnieje priorytet szybkiego dokończenia remontu obwodnicy, to rozwiązanie ma sens.
Czy tak powinno być w Polsce?
Czasowo, tam gdzie trwają prace drogowe – tak. Na stałe – raczej nie, nie widzę potrzeby dlaczego tir czy wywrotka miałyby dojechać na miejsce szybciej niż jakiś bus do 3,5 tony. Jest to raczej rozwiązanie doraźne podyktowane konkretnymi okolicznościami, a nie stały trend krajowy, żeby ułatwiać i przyspieszać ciężki transport samochodowy. Warto jednak odnotować, że Norwegowie potrafią szybko dostosować przepisy do danej potrzeby, nie tracąc czasu na wieloletnie dyskusje o słuszności, zgodności z prawem unijnym i tak dalej. A że przy okazji udało im się zdenerwować motocyklistów – to tylko dobrze.