Mamy rok 2025. W Norwegii dalej można kupić samochody spalinowe, niezależnie od tego, co Polacy piszą w internecie
Od początku roku po internecie krąży fejk (czyli fałszywa informacja) jakoby w Norwegii zabroniono już sprzedaży samochodów spalinowych. Owszem, są tam one mało popularne i drogie, ale jak najbardziej można je kupić, ale bzdury świetnie się klikają.
Norwegia od lat ma najwyższy w Europie (i chyba na świecie) odsetek samochodów elektrycznych w sprzedaży nowych aut. To oczywiście nie oznacza, że jest tam już więcej aut na prąd niż spalinowych, bo już takie bzdury też zdarzało mi się obalać. Z pewnością natomiast pojazdy elektryczne w Norwegii stały się już normą, rynek niemal całkowicie się przestawił. Wprawdzie wobec zeszłego roku zanotowano tam ogromny spadek popytu wynoszący ponad 27 proc., no ale za to 89,9 proc. sprzedanych samochodów było zeroemisyjnych. Udział aut czysto benzynowych spadł do 0,8 proc., już nawet diesle mają większy kawałek tortu na poziomie 2,3 proc.
Norwegowie nie wprowadzili jednak zakazu sprzedaży aut spalinowych
Nie bardzo wiadomo, po co mieliby to robić. Przecież te 10 proc. sprzedaży to jest jakieś 12,8 tys. samochodów na rok, a w tym jeszcze mieszczą się auta typu plug-in, które też w warunkach norweskich często jeżdżą na prądzie. Jeśli sam diesel i benzyna, bez hybryd, odpowiadają za 3 proc. całego rynku, to w skali roku mowa o ok. 3600 pojazdów. Norwegowie najwyraźniej uznali, że dla takiego marginesu szkoda wprowadzać zakazu. Owszem, takie plany były, ale nie zostały zrealizowane, co zresztą jest wielokrotnie podkreślane w komentarzach pod takimi wpisami jak ten powyżej. Piszą tam dziesiątki Polaków pracujących w Norwegii, często nawet w salonach samochodowych i zauważają, że ten zakaz to po prostu nieprawda, lipa, kit i bzdura.
Czy to prawda, że po Norwegii nie będzie wolno jeździć samochodem spalinowym już za pięć lat?
Nie, to też nieprawda. Takie prawo nie zostało wprowadzone, więc jeśli ktoś tak pisze, to po prostu mu nie wierzcie. Natomiast zapewne za pięć lat już co trzeci samochód na norweskich drogach będzie całkowicie bezemisyjny. Tymczasem Norwegowie kupują auta elektryczne obecnie głównie dlatego, że jest to dla nich znacznie bardziej opłacalne. Samochody na prąd są zwolnione z większości podatków, więc w ostateczności cena takiego pojazdu wypada bardzo korzystnie. Na przykład BMW dalej ma w ofercie samochody spalinowe, nawet z silnikiem Diesla – tyle że ich ceny są horrendalne. Za BMW 320d trzeba zapłacić ok. 298 tys. zł. Dla porównania model i5 xDrive40 (w pełni elektryczny) kosztuje 268 tys. zł.
Niektórzy producenci rzeczywiście wycofali się całkowicie z aut spalinowych
Volkswagen już ich w Norwegii nie oferuje. Nie znajdziemy ich też już w ofercie Hyundaia, ale Kia sprzedaje normalnie model Sportage (z hybrydą plug-in). W salonach Skody dalej stoi Superb, Octavia i Kodiaq – to też typowe dla Norwegii, że w gamie producenta zostają zwykle same duże wozy, bo Norwegowie takie właśnie preferują. Jako ciekawostkę można dodać, że już ok. 9 proc. całego rynku norweskiego to rozmaite marki chińskie jak BYD, XPeng czy MG. Chociaż oczywiście nadal najpopularniejsza marka to Tesla. Nigdzie na świecie, nawet w Kalifornii, nie da się tak często zobaczyć 3-4 Tesli stojących obok siebie na parkingu albo pod światłami. To akurat jest prawda o Norwegii, w odróżnieniu od informacji o zakazie sprzedaży aut spalinowych od 2025 r.