REKLAMA

Norwegia: pojeździliście sobie autami elektrycznymi? To fajnie, a teraz je zostawcie

Ograniczenia dla samochodów elektrycznych w kraju, który zasłynął z gwałtownego wzrostu popularności takich pojazdów? Jak najbardziej. Norwegia ma plan.

BMW i3 klocki hamulcowe
REKLAMA
REKLAMA

Norwegia chce wprowadzić ograniczenia dla samochodów elektrycznych, bo jest ich zbyt dużo i zanieczyszczają miasta. Jaka piękna zielona katastrofa.

Jeżeli gdziekolwiek w internecie rozpoczyna się dyskusja o przesiadce na samochody elektryczne i ktoś rzuci hasłem, że to może zbyt wcześnie, to wtedy zawsze pojawia się adwersarz, który rzuca argumentem: NORWEGOWIE SOBIE PORADZILI. Szach mat, dyskusja wygrana. Jeżeli spojrzeć na gołe liczby bez kontekstu to faktycznie mogłoby się tak wydawać — w 2021 r. ponad 2/3 sprzedanych nowych samochodów było elektrycznych. Udział samochodów spalinowych spada z roku na rok, a norwescy politycy twierdzą, że maksymalnie za trzy lata każdy samochód wyjeżdżający z salonu będzie zeroemisyjny.

Jednak warto zwrócić uwagę na to, że zakup samochodu elektrycznego po prostu się opłaca. Są one zwolnione z cła, VAT-u (który w Norwegii wynosi 25 proc.), mogą jeździć buspasami, a maksymalna wysokość podatku drogowego, opłat za parkowanie, prom itd. wynosi 50 proc. wysokości stawki dla samochodu spalinowego. Norwegowie potrafią liczyć i chętnie kupują takie samochody. Ale to się wkrótce skończy.

norwegia ograniczenia dla samochodów elektrycznych
Las ładowarek

Norwegia chce wprowadzić ograniczenia dla samochodów elektrycznych

Owszem, rząd cieszy się, że jest zielono, bezemisyjnie i panuje powszechny dobrobyt. Trudno, żeby go nie było, skoro kraj upasł się na wydobyciu ropy naftowej i sprzedawaniu jej za granicę, gdy sam inwestuje w odnawialne źródła energii. Szacuje się, że ponad 92 proc. prądu pochodzi z elektrowni wodnych, a reszta z odnawialnych systemów cieplnych. Ale im więcej samochodów elektrycznych jeździ po norweskich drogach, tym bardziej zaczynają przeszkadzać.

W końcu to nadal samochód, który wymaga dróg, miejsc parkingowych i zajmuje drogocenną przestrzeń. Do tego należy zadbać o infrastrukturę do jego ładowania. Norweski minister Transportu Jon-Ivar Nygard napisał ostatnio do norweskiego zarządcy dróg publicznych oświadczenie, w którym stwierdza, że samochody elektryczne są ekologiczne, ale koniecznie trzeba uatrakcyjnić inne formy podróżowania, czyli transportem publicznym, rowerem i pieszo.

HE HE HE

Powstaje pytanie jak zniechęcić ludzi do samochodów elektrycznych? Bardzo prosto - należy wprowadzić ograniczenia oraz zmniejszyć atrakcyjność samochodu elektrycznego. A jak to zrobić? Zabierając im wszystkie dotychczasowe przywileje.

To one spowodowały, że komunikacja publiczna w Norwegii przestała być popularna. Ludzie wolą jeździć tanio po buspasie swoim samochodem elektrycznym, a nie tłocząc się z innymi w autobusie czy pociągu. Samochody elektryczne generują sporo unosu wtórnego - pyłu ze ścierających się opon i tego wytwarzanego na skutek hamowania. Dodatkowo samochody elektryczne generują korki, dokładnie tak samo jak wcześniej robiły to samochody spalinowe. Może jest trochę ciszej, ale efekt jest ten sam - trzeba swoje odstać. Ludzie przyzwyczaili się do dobrego i ani myślą to zmieniać.

Może byłoby to jeszcze do przeżycia, ale jest i druga strona medalu.

Przywileje o charakterze finansowy spowodowały znaczący spadek wpływów do norweskiego budżetu. Mniejsze wpływy to mniej pieniędzy na inwestycje w infrastrukturę drogową i transport publiczny.

REKLAMA

Rządzący doszli do wniosku, że jednak coś poszło nie tak i najwyższy czas to zmienić. Ograniczenia dla samochodów elektrycznych mają sprawić, że Norwegia się odkorkuje. Ludzie mają zostawić swoje samochody elektryczne na parkingach i przesiąść się do komunikacji publicznej. Wydaje mi się, że to marzenie ściętej głowy, bo ludziom nie chodzi o napęd, tylko o wygodę, a komunikacja publiczna nie może pod tym względem konkurować z własnym samochodem.

Jest jeden sposób na przywrócenie chwały transportowi publicznemu - to zakaz jazdy prywatnym samochodem, ale nie wiem, czy Norwegowie są już na tyle zdyscyplinowanym i oświeconym społeczeństwem, żeby się na to zgodzić.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA