W Norwegii nie bardzo. Nadchodzi wybudzenie z elektrycznego snu
Norwegia planuje zabrać przywileje niektórym właścicielom elektrycznych samochodów.
Norwegia może pochwalić się wielkimi sukcesami w przestawianiu swoich obywateli na elektryczne samochody. Ich sprzedaż przekracza kolejne symboliczne progi, a nasz specjalny wysłannik w Norwegii potwierdzał, że nie da się tam zrobić kroku, żeby nie potknąć się o jakąś Teslę. Mogą sobie na to pozwolić, bo olbrzymie przywileje oferowane nabywcom samochodów elektrycznych można finansować korzystając z pieniędzy ze sprzedaży ropy naftowej. Ten elektryczny raj kiedyś musi się skończyć, bo tym ludziom jest zwyczajnie za dobrze. Zaczną od najbogatszych, którym cena wymarzonego elektrycznego pojazdu może podskoczyć o 25 proc.
Norweski raj dla elektrycznych samochodów
Każdy elektryczny samochód wierzący w reinkarnację chciałby w kolejnym życiu odrodzić się w Norwegii. Oto kilka faktów o norweskim rynku motoryzacyjnym (za Autocar):
- 14 z 15 najlepiej sprzedających się modeli to samochody elektryczne, a zabawę psuje im tylko Toyota RAV4 PHEV na miejscu drugim.
- 95 proc. ze 110 tys. nowych samochodów zarejestrowanych w Norwegii w pierwszej połowie tego roku było hybrydami, hybrydami typu plug-in lub pełnymi elektrykami. Co może nie jest wcale takie trudne, jeśli do hybryd zaliczone hybrydy mild-hybrid, w których za całą hybrydowość robi mocniejszy rozrusznik z niewielkim pakietem baterii.
- Blisko 75 proc. samochodów sprzedanych w 2020 roku miało wtyczkę, czyli było hybrydą typu plug-in lub samochodem elektrycznym.
Przyczyną elektrycznego sukcesu są liczne przywileje przewidziane dla właścicieli elektrycznych samochodów. Norwegowie nie płacą podatku VAT od zakupu elektrycznego samochodu, nie jest naliczane cło, firmowe zakupy są dodatkowo dotowane, a wysokość opłat parkingowych i drogowych jest obniżana. Można też korzystać z buspasów, to w zasadzie już na deser, bo najważniejsze są pieniądze.
Bogatemu wiatr w oczy wieje
O tym, że miłość nie trwa wiecznie, norwescy właściciele elektryków mogli przekonać się już dwa lata temu, gdy tak jak kierowcy samochodów spalinowych musieli wnosić opłaty za wjazd do centrum Oslo, zlikwidowano też bezpłatne parkowanie. Kwoty były niższe niż w przypadku samochodów spalinowych, ale liczyła się nie cena, lecz pierwszy gest, który nie promieniował wyłącznie miłością.
To teraz nadchodzi drugi. Wśród propozycji pojawiało się cofnięcie ulgi na podatek VAT. Na razie tylko w przypadku najdroższych samochodów, których wartość przekracza 600 tys. koron (niecałe 275 tys. zł). Ucierpią takie samochody jak Audi e-tron, e-tron GT, Mercedes EQC, Porsche Taycan, Tesla Model S czy Tesla Model X. Najpopularniejsze w Norwegii Modele 3 i Y nie są zagrożone. Cena samochodów przekraczających zaproponowany próg może wzrosnąć o 25 proc.
W Polsce w zasadzie większość samochodów elektrycznych jest luksusowa i od samego początku uruchomienia systemu dotacji pojawiają się pytania, dlaczego państwo ma jeszcze dopłacać bogatym do ich luksusu? W Norwegii próg luksusu ustawiono po prostu trochę wyżej, ale po tych zmianach widać, że oni przymierzają się już do końca drogi, którą my nawet za bardzo nie zaczęliśmy iść.
Podatek drogowy od elektrycznych samochodów
Wydaje się, że Norwegia może już zwalniać ten rządowy pęd do elektryfikacji, że rynek elektrycznych samochodów jest już rozpędzony. W rzeczywistości nasycenie rynku samochodów pojazdami elektrycznymi wynosi w Norwegii 20 proc. Wciąż 80 proc. jeżdżących tam samochodów ma spalinowy silnik i zamierza jeszcze długo pożyć. Średni wiek norweskiego samochodu to 14 lat. Ta wymiana źródła napędu jeszcze trochę potrwa, a przywileje wypadałoby powoli już kasować.
Były konieczne, żeby wypromować napęd elektryczny, ale jeśli produkt staje się powszechny to zaczynają kłuć w oczy. Biedni stoją w korku, a bogaci przy wsparciu państwa jadą buspasem. Jedną z kwestii wymagających rozwiązania jest sprawa podatku drogowego, nie tylko w Norwegii. Jest on zazwyczaj zawarty w cenie paliwa, którego kierowcy samochodów elektrycznych nie kupują. Korzystają z drogowej infrastruktury, a nie łożą na jej utrzymanie. Kiedyś zaczną płacić, bo nawet nie o sprawiedliwość tu chodzi, a o obciążenia i wpływy budżetowe. Stopniowo raj przestanie być rajem, a kierowców samochodów elektrycznych w Norwegii czeka zwykłe życie.