Most miał być polem doświadczalnym Warszawy. Teraz zapomniany
Stoi w oddaleniu od dużego miasta, dlatego nie jest zbyt ruchliwy. Sam w sobie jest niepozorny, tak że trudno zwrócić na niego uwagę. Każdy, kto po nim jedzie, ma pod kołami bardzo ciekawy kawałek historii. Oto most drogowy w Goławicach.

Bohaterem opowieści jest most drogowy w miejscowości Goławice na Mazowszu, gdzie przerzucono go nad rzeką Wkrą. Jest to pierwszy zbudowany w Polsce most wiszący, a jego konstrukcja jest zaś pomniejszonym niedoszłym projektem warszawskiego Mostu Grota-Roweckiego. Sama przeprawa znajduje się jakieś półtorej godziny jazdy od Warszawy, ale raczej trudno trafić w to miejsce przez przypadek.

Pierwszy projekt mostu Grota-Roweckiego okazał się zbyt kosztowny w realizacji
Kto mieszka w Warszawie, kojarzy tutejszy Most Grota-Roweckiego - przez ponad 20 lat najbardziej wysunięty na północ most stolicy, a przez to i najbardziej zakorkowany. Jego konstrukcja powstała w latach 80. i trudno było nazwać tę inwestycję udaną. Mniejsza jednak o to, inny wątek jest tematem tekstu.
Spektakularny pierwszy projekt mostu zakładał, że będzie on konstrukcją podwieszaną na dwóch pylonach. Miała być to inwestycja w pewnym sensie nowatorska, ponieważ most tej konstrukcji nigdy nie został jeszcze w Polsce wybudowany.
Niestety, koncepcja sobie, a życie sobie - nastał trudny czas kryzysu, dlatego aby budowlę zrealizować w jakimkolwiek kształcie, należało projekt znacznie uprościć. Finalnie, w 1976 roku zaczęto, a w 1981 roku ukończono budowę znacznie mniej spektakularnego mostu w konstrukcji belkowej, znanego dzisiaj Warszawiakom.
Oryginalny projekt wybudowano w mniejszej skali w Goławicach jako most na Wkrze
Jak już zaznaczyłem w pierwszym akapicie, śmiała koncepcja mostu podwieszanego nie została wyrzucona do kubła na śmieci, a w pewien sposób zrealizowana gdzieś indziej. Pomniejszoną konstrukcję wybudowano w 1985 roku w mazowieckich Goławicach. Był to pierwszy most podwieszany w Polsce - tak, czy inaczej.
Wersja oryginalna miała mieć dwa pylony i dwie jezdnie, ta zrealizowana w Goławicach ma tylko jeden pylon i jedną jezdnię. Nic dziwnego, wszakże ruch drogowy w okolicy nie stanowił nawet 10 proc. tego spodziewanego w Warszawie.

Most miał służyć za poligon doświadczalny
Wszystkie źródła wspominające o moście w Goławicach zaznaczają, że jego nowatorska jak na polskie realia konstrukcja stanowiła dla inżynierów cenny materiał dydaktyczny. Budowla była w pełny funkcjonalnym obiektem drogowym, a nie tylko makietą w laboratorium, dlatego możliwe było zebranie danych pochodzących z realnego użytkowania. Inżynierowie mogli na żywym organizmie badać naprężenia stalowych lin trzymających pomost, zachowanie samego pomostu pod wpływem obciążenia, czy sztywność pylonu utrzymującego całą konstrukcję w pionie i poziomie.
Zdobyta w ten sposób wiedza okazała się przydatna na przełomie wieków, kiedy w Warszawie budowano most Świętokrzyski. Jego konstrukcja opierała się właśnie na pomoście podwieszonym na stalowych linach do pojedynczego pylonu.
Most w Goławicach jest nieustannie eksploatowany
Wiadomym jest, że most nie ustałby 40 lat bez remontu, niemniej po przeprowadzeniu niezbędnych konserwacji wciąż stoi na swoim miejscu i służy kierowcom.
Z perspektywy samochodu, most zaiste jest pomniejszony we wszystkich płaszczyznach - jego szerokość skalkulowana jest na mniej więcej półtora samochodu, dlatego niemożliwy jest jednoczesny ruch dwukierunkowy. Z obu stron przęsła ustawione są znaki porządkujące pierwszeństwo, tak aby w teorii dwa auta nie musiały wymijać się na jego środku. Naturalnie, brakuje również chodnika, niemniej nie stanowi do przeszkody dla przespacerowania się po jezdni na drugą stronę rzeki.

Najważniejsza jest jednak historia tego miejsca, której nie widać.







































