Jeździłem jednym z najnormalniejszych samochodów na rynku. Nissan Qashqai po liftingu cię nie zdenerwuje
Nissan Qashqai przeszedł lifting. Jeździłem wersją 1.3 T-GDI o mocy 158 KM z napędem na cztery koła i z prawie najbogatszym wyposażeniem, by sprawdzić, czy mogę się w nim zdenerwować i czy da się o nim śnić.
To nie jest samochód marzeń. Na świecie raczej nie ma nastolatka, który śniłby o Nissanie Qashqaiu ani dorosłego, który poszedłby do salonu, podpisał umowę zamówienia i pomyślał sobie „nareszcie się udało, mój sen się spełnił”. Ale to nie o to w nim chodzi. Mimo że Qashqai nie jest bohaterem plakatów ani tapet na ekranach komputerów, od lat zapewnia Nissanowi solidne wyniki sprzedaży.
Chcecie jeździć nim nawet na wakacjach
„Mój znajomy wybrał się do Hiszpanii, uprzednio dokonawszy rezerwacji pojazdu Nissan Qashqai. Wóz ten jest popularny w każdym europejskim kraju. Bez problemu mieści 4 osoby z bagażami, nie rzuca się w oczy i wygodnie jedzie się nim w trasie” - to cytat z artykułu Tymona o chińskim wozie, który koniec końców wydano bohaterom tekstu zamiast Nissana. Dobrze opisuje jednak zalety Qashqaia.
Dodajmy do tego, że wóz oferuje wyższą pozycję za kierownicą, czyli wygodniej się do niego wsiada. W przypadku pierwszej generacji można było mówić jeszcze o dodatkowym aspekcie, czyli o możliwości delikatnego wyróżniania się. Dziś, gdy na drogach chwilami widać więcej crossoverów niż aut o klasycznym nadwoziu, zaletą jest raczej wspomniane „nierzucanie się w oczy”.
Nissan Qashqai przeszedł właśnie lifting
Z zewnątrz mocniej przypomina teraz Ariyę, ma większy grill i węższe reflektory, tylne lampy mają „mleczne” klosze, a w środku zamontowano m.in. nowy system multimedialny z wbudowanym Google Maps i asystentem głosowym. Poprawiono także jakość materiałów, dodano nowe opcje wykończenia, kolory i wersje. Ot, lifting, który może sprawić, że Qashqai odzyska tak potrzebny dziś w tłumie konkurentów efekt świeżości.
Skoro to nowość, dla mnie oznacza to jedno: test. Odebrałem więc najnowszy egzemplarz w mojej karierze - gdy do niego wsiadłem, licznik przebiegu pokazywał tylko 13 km. Zapach nowości uderzał w nozdrza (Nissan pachnie dość przyjemnie, czego nie można powiedzieć o wszystkich świeżych wozach), a ja czułem się tak, jakbym wyjechał Qashqaiem z salonu, po podpisaniu umowy leasingowej. Ale nie byłem wcale szczególnie zadowolony.
Nie jest łatwo pisać o Nissanie Qashqaiu
Nie budzi emocji, nie denerwuje, nie zachwyca. To nie jest wymarzone auto do opisywania, bo trzeba walczyć, by tekst nie wyszedł zbyt nudno (być może mi się nie udało). Większość kwestii wypada tu „OK”, „nieźle” albo „bez zastrzeżeń”, nie ma wielkich zaskoczeń i nawet niespecjalnie jest co skrytykować ani pochwalić. Mimo wszystko - spróbujmy.
To wersja 1.3 DIG-T o mocy 158 KM
Moc na koła przenosi automat Xtronic. Dokupiono tu także napęd 4x4, co w tym segmencie nie jest szczególnie oczywiste. W środku lata napęd raczej mi się nie przydał, ale rozumiem jego sens. Skoro już wybieramy wyższy samochód, niech faktycznie się nie podda w drodze na narty.
Silnik to na pewno zaleta Nissana. Starałem się nie katować nowiutkiego motoru wciskaniem gazu do podłogi, na szczęście również w niższych zakresach obrotów oferuje zadowalające osiągi. Według danych technicznych, 158-konna jednostka (270 Nm momentu obrotowego) rozpędza Qashqaia do setki w 9,9 s. Nie jest to rakieta, ale zupełnie wystarczy do codziennej jazdy. W trasie też nie będzie zawalidrogą.
Bardzo dobra jest skrzynia Xtronic. Na dźwięk słów „przekładnia bezstopniowa” zwykle dostaję wysypki, tutaj przekładnia skończyła jednak na tyle dobrą szkołę aktorską, że naprawdę świetnie udaje zmianę biegów niczym w zwykłym automacie. Wycie silnika podczas przyspieszania słychać sporadycznie. OK, może zdarzałoby się częściej, gdybym „deptał” gaz jak szalony - powiedzmy jednak, że jeździłem tak, jak zapewne będzie to robić większość kierowców Qashqaia.
Nie podobało mi się spalanie
W mieście to ok. 11 litrów na sto kilometrów, a w trasie niemal 9. Sporo, ale to może być „zasługa” niskiego przebiegu tego egzemplarza. Wiadomo, że to SUV z automatem i 4x4, więc musi swoje wypić. Ale jak na 158 KM i dziesięć sekund do setki, nie ma szału. Mniej zapewne pali wersja e-Power, ale to dość nietypowa hybryda. Zapewne jeździ trochę… dziwniej.
Qashqai 1.3 DIG-T jeździ tymczasem bardzo normalnie. To też zaleta. Nie ma tu ani odrobiny sportu. Auto nie angażuje i sprawia, że po prostu się przemieszczamy, nie myśląc za wiele o tym, jak to się odbywa. Prowadzenie? W porządku. Resorowanie? Dość komfortowe, choć 19-calowe felgi starały się utrudnić zadanie zawieszeniu. Wyciszenie? Lepsze niż się spodziewałem. Japońskie crossovery potrafią być bardzo głośne, a Qashqai jest… normalny.
Jak jest we wnętrzu?
Materiały robią bardzo dobre wrażenie, ale to również zasługa prawie topowej wersji wyposażenia (Tekna). Wiadomo, że w samochodzie ze skórzaną tapicerką i brązowym, skórzanym wykończeniem deski rozdzielczej przebywa się przyjemnie. Bazowa odmiana mogłaby dać skromniejsze odczucia.
Tak czy inaczej, większość plastików jest tu miękka. Bardzo dobrze oceniam też ergonomię obsługi Qashqaia. Klimatyzacja ma osobny panel, a obsługa funkcji sterowanych z poziomu ekranu za kierownicą jest logiczna. Płynnie działa także system multimedialny. Mapy Google, których zapewne używacie, by dojechać do celu, są tu nawigacją „fabryczną”. Obawiałem się, że system będzie nieco ospały i chętnie zrywający połączenie z telefonem - czyli że będzie działał tak, jak w spokrewnionych z Nissanem Renault. Ale tu jest lepiej, choć trafiłem już na głosy kolegów po fachu, którzy na multimedia narzekali. Może to kwestia aktualizacji? Nowe kamery 360 też działają dobrze, pomagając w manewrowaniu.
Co nie jest zaletą? Chciałbym jeszcze trochę wydłużyć sobie siedzisko pod udami i powiększyć bagażnik, bo 436 litrów to nie tak wiele, zwłaszcza że schowek jest zajęty przez subwoofer opcjonalnego zestawu audio Bose (gra na tyle dobrze, że mimo wszystko wolałbym te głośniki niż parę litrów kufra więcej).
Poza tym, system utrzymania pasa ruchu działa zbyt agresywnie i nienaturalnie, czasami strasząc kierowcę, niemal wyrywając mu kierownicę z rąk bez powodu. Z kolei lewarek do zmiany kierunku jazdy wymaga przyzwyczajenia - prawie każdy na początku się pomyli i niechcący wrzuci wsteczny zamiast "D".
Ile kosztuje taki Nissan Qashqai?
„Taki”, czyli z automatem (nie ma sensu go nie wybierać), z napędem 4x4 (pewnie i tak byście go nie brali) i w wersji Tekna z dokupionym audio Bose, kosztuje 193 150 zł.
Gdyby ktoś mnie spytał o to, jaką wersję Qashqaia wybrać, podpowiedziałbym, że właśnie taką, bo przyjemne wykończenie wnętrza, kamery 360 i dobre audio dodają tu trochę atmosfery auta wyższej klasy. Premium to za dużo powiedziane, ale powiedzmy, że taki Nissan udanie maskuje kompaktowy rodowód. Przemyślałbym temat hybrydy, bo będzie droższa tylko o kilka tysięcy złotych, a na pewno mniej spali - tyle że nie ma 4x4. Musiałbym się nią przejechać.
Nie jest więc szczególnie tanio, ale czy warto? Qashqai jest poprawny, normalny i nie denerwuje. Kiedyś tak pisało się o Volkswagenach - że właściwie we wszystkim są niezłe, ale w niczym wybitne. Że zdobywają punkty w każdej kategorii, są ergonomiczne, ale nie błyszczą. Nissan to właśnie taki samochód. Nie kupuje się go sercem, ale trudno być z niego niezadowolonym - o ile oczywiście ktoś szuka crossovera tej wielkości, a nie limuzyny albo sportowca. Pytanie tylko, czy w dzisiejszych czasach taka „dobra przeciętność” to nie za mało, w świecie, w którym klient z jednej strony może oszczędzić i kupić coś chińskiego, a z drugiej relatywnie mało dopłacić i mieć auto ze znaczkiem premium.