Nissan Qashqai uderza ponownie. Szaty piękne, otoczenie wrogie
Nissan Qashqai po srogim liftingu uderza w miękkie podbrzusze crossoverów segmentu C, a tam zamiast ciastoliny czekają na niego mięśnie napięte jak stal. Czy to wystarczy? Jeździłem nim, by to sprawdzić.
Czy podoła, czy to wystarczy? Tak mniej więcej zapytał jeden z zagranicznych dziennikarzy na briefingu w trakcie pierwszych jazd odświeżonym Nissanem Qashqai. Nie do końca wiem, co miał na myśli, bo pobiegłem jeść darmowe kanapki, ale wyobrażam sobie kontekst.
Lifting przedstawia wizualnie atrakcyjne auto, w którym zastosowano nowy zestaw systemów wspierających kierowcę. Jest też napęd e-Power, który jak twierdzą przedstawiciele Nissana, pokochali klienci. Może jeszcze nie ci w Polsce, ale miłość ma być. Skąd więc pytanie o rynkowy los auta, bez którego ludzie nie wiedzieliby, że mogą jeździć kompaktowym SUV-em, przez niewdzięczników nazywanego crossoverem. Ponad 4 mln sztuk tego naklepali, naprawdę zacny rezultat, a ktoś śmie pytać, czy to wystarczy? Dlaczego zagraniczny dziennikarz wzniecał niepotrzebne obawy, zamiast jeść, jak człowiek.
Nissan Qashqai walczy i nie przegrywa
Nissan Qashqai jest prekursorem suvizmu, a raczej crossoveryzmu, i może dzięki temu jest też jedynym SUV-em, który jest jakkolwiek widoczny w czołówce importu aut używanych do Polski. SUV to nie jest jeszcze popularny typ nadwozia na lawetach. Tylko Qashqai ociera się po pierwszą dziesiątkę najchętniej sprowadzanych modeli. Próżno tam szukać innych podniesionych aut. W zeszłym roku sprowadzono do Polski 20 tys. używanych Nissanów, a Qashqai stanowił połowę tego wyniku. Ludzie dobrze wiedzą, kto zaczął modę.
Wśród nowych aut trochę u nas słabuje, ale w Europie w zeszłym roku zaliczył przyrost, mimo że ta generacja już czekała na lifting. Był 16 w zestawieniu najchętniej kupowanych modeli na naszym kontynencie w 2023 r. Tylko że konkurencja nie śpi. Crossoverów jest już tyle, że nie da się odwieźć dziecka do przedszkola, żeby się o jakiegoś nie potknąć. Na to wszystko wchodzą Chińczycy z absurdalnymi cenami swoich aut i presja, by przesiadać się na auta elektryczne. Życie łatwe nie jest.
Nissan Qashqai po liftingu - 2024
Odbyłem pierwszą jazdę tym modelem po liftingu. Z zewnątrz postarano się na tyle, że mogliby mi wmówić, że to nowa generacja, a ja bym uwierzył. Napiszę wam w punktach, co się zmieniło. Może lista nie będzie pełna, bo paluszki mi się szybko męczą, ale przynajmniej nie będę się musiał zastanawiać, jak to wpleść w treść i napiszę sobie resztę po swojemu. Oto co zmieniło się w Nissanie Qashqai po liftingu:
- "Gruntownie zmodyfikowana osłona chłodnicy" - potwierdzam, gruntownie, ma teraz pełno elementów, które trochę przypominają przecinek, jak się uprzeć.
- Najbardziej podoba mi się, że część z nich to tak naprawdę oświetlenie drogowe. Może to nie zasługiwało na swój punktor, ale chciałem to napisać.
- "Górna" cześć przednich świateł zmienia się w sekwencyjną sygnalizację kierunkowskazu (nie w każdej wersji wyposażenia) - tak to też zasługuje na oddzielny punkt, mimo że to tylko ciągle część zmiany przedniego pasa.
- Przezroczyste klosze tylne z czterema segmentami, które jakże ładnie nazwano "super red".
- 18-calowe koła to standard średniej wersji wyposażenia, a można dojść aż do 20 cali. Te osiemnastki mają nowy wzór.
- Trzy nowe kolory lakieru, a szczególnie ciekawy jest Deep Ocean, o którym czasami trudno powiedzieć, że jest zielony, zależy to od oświetlenia.
- Nowy poziom wyposażenia N-Design - dolna część nadwozia i nadkola są tu w kolorze reszty auta, a felgi są 20-calowe.
- To od razu zwróciło moją uwagę, na desce rozdzielczej możemy mieć Alcantarę, pojawi się także na wstawkach w drzwiach i w kilku innych miejscach. Nie wiem, jak wielu klientów dojdzie do tego poziomu wyposażenia, ale robi to pozytywne wrażenie.
- 64-kolorowe oświetlenie ambientowe w wyższych wersjach wyposażenia. Zgaduję, że w wersji przed liftingiem klienci nie zabijali się o tę opcję, bo była dość wysoko w cenniku (nie, nie było 64 kolorów).
- System kamer dających obraz 360 stopni, niby nic wielkiego w 2024 r., ale kamer jest 8 i można się pobawić kręcąc obrazem samochodu lub włączyć "niewidoczną maskę".
- Pamięć miejsca parkingowego — bardzo lubię takie funkcje, muszę to wypróbować w trakcie dłuższego testu.
- Szerokokątna kamera z przodu — dzięki niej ma być bezpieczniej.
- Pakiet usług Google zintegrowanych z systemem Nissana. Co oznacza, że fabryczną nawigacją są Mapy Google (nie wyklucza to użycia innych map) i jest to wspaniała wiadomość.
- Oraz to, że działa asystent głosowy Google i faktycznie działa, bo można mu powiedzieć, by obniżył temperaturę u kierowcy o dwa stopnie i on to zrobi, pozostawiając dotychczasowy poziom u pasażera przedniego fotela.
- Może nie jest to funkcja zmieniająca życie, bo Nissan Qashqai ma ciągle fizyczne pokrętła do obsługi temperatury, ale niech klienci wiedzą, że pokręteł nie skasowano. Brak zmiany zasługuje na oddzielny punkt.
Napęd e-Power, czy warto?
Sprzedano już 140 tys. Nissanów z systemem e-Power. Potrafi zużywać niewielkie ilości paliwa, w końcu jest hybrydą, ale trudno przyznać, że hybrydą najbardziej oszczędną. Jeśli ktoś chce cisnąć pedał przyspieszenia, jakby wysokich cen paliwa nie było, nawet nie zauważy, że ma hybrydę. Podobnie może się stać, gdy będzie pokonywał krótkie odcinki zimą. W trakcie jazd testowych notowałem wszelkie możliwe wyniki: 5, 7 i więcej litrów, ale nie były to najbardziej miarodajne odcinki drogi.
Poruszyć trzeba też wałkowany do znudzenia temat, czy hybryda wyje. Ta nie wyje, albo wyje w stopniu nieinwazyjnym. Koła zawsze napędza silnik elektryczny, a spalinowy robi za generator prądu. Wprawdzie ma tylko trzy cylindry, ale nie jest to odczuwalne, a co najmniej nie przeszkadza. Chyba że ktoś potraktuje nazwę e-Power dość dosłownie i będzie chciał ciągle pokazywać, że ma moc, czyli Power. Auto jest żwawe, osiąga setkę po niecałych 8 s. Niestety powyżej 120 km/h już wypuszcza kotwicę. Przyspieszanie w autostradowych zakresach prędkości wymaga cierpliwości, a nawet napisania podania o wstępne rozważenie aktywacji funkcji przyspieszenia. Napęd e-Power jest dobry na podmiejskie dojazdy, stanie w korkach, a nie bicie rekordów przejazdów po autostradzie, czy dojazdy do pracy, do której ma się 3 km.
Nissana Qashqaia wyciszono
Najbardziej doceniam poprawione wyciszenie, bo wcześniej Nissan Qashqai nie wydawał mi się pojazdem nadmiernie cichym. W samochodzie można swobodnie prowadzić rozmowę nawet przy wyższej prędkości. Poprawiono grubość bocznych, przednich szyb.
Nowe systemy i Google
Dobra wiadomość, systemy wspierające kierowcę da się skonfigurować po swojemu, bo jest opcja personalizacji. Wprawdzie najbardziej "pikający" uruchomi się zawsze po włączeniu silnika, ale da się go już później wyłączać z poziomu kierownicy. Dwa kliknięcia są potrzebne w tym celu. Jeśli ktoś jednak tego nie uczyni, to sygnał ostrzegający o przekroczeniu dozwolonej prędkości nie jest bardzo inwazyjny, da się z nim żyć. Uznałbym to nawet za przewagę rynkową, bo są azjatyccy producenci, u których działa to w sposób mocno przeszkadzający kierowcy.
Jestem za wmontowywaniem systemu Googla w systemy multimedialne pojazdów, a nawet ich zastępowanie. To po prostu działa tak, jak powinno, a na pewno lepiej niż większość fabrycznych nawigacji. Można uprawiać tu mapowe szaleństwo. Nainstalować innych aplikacji, albo wyświetlać te od Google na ekranie przed kierowcą i ich wskazania na wyświetlaczu HUD. Bogactwo jest, a w kwestii bogactwa.
Cena odświeżonej wersji
Cena wersji po liftingu jeszcze nie jest u nas znana, ma pojawić się na przełomie czerwca i lipca. Zmiana cen ma być "kosmetyczna". Pożyjemy, pokosmetykujemy. Obecnie najtańszego nowego Nissana Qashqaia możemy mieć za 119 tys. zł, ale jest to obniżka z 136 500 zł. Co pokazuje, że trzeba bić się na ceny. Można przecież pójść do salonu chińskiej marki i wyjechać większym samochodem, z pełnym wyposażeniem, płacąc tyle, ile za bazową wersję Qashqai w promocyjnej cenie. Taki mógł być podtekst pytania zagranicznego dziennikarza, czy lifting wystarczy, by z takimi rzeczami się mierzyć.
Z drugie strony średnia cena Nissana Qashqai sprzedawanego w Polsce oscyluje koło 170 tys. zł. Na pewno nie jest to wersja najtańsza. Klienci tak bardzo nie chcieli tanich Qashqai, że nie ma już wersji Visia. Ta niechęć to tanich, słabo wyposażonych crossoverów pewnie daje marce nadzieję, że klienci dalej będą wybierać ten model. To nie jest auto dla kogoś, kto szuka najtańszego samochodu, ma go docenić za inne sprawy, na przykład z mocne osadzenie w Europie, gdzie jest produkowany.
Szczęśliwie dla marki, jeszcze kilka innych elementów decyduje o wyborach klientów. Niech wzniecają w nich to poczucie, że cena na wejściu to nie najważniejsza rzecz świata.