O nie, mój ulubiony van wypada z produkcji. A był tak cudownie nonsensowny
To koniec Nissana NV, amerykańskiego vana, którego sensu nigdy nie pojąłem, ale zawsze mi się podobał.
Jaki powinien być van? Praktyczny. Powinien mieć jak największą przestrzeń ładunkową, rozsądną kabinę i jak najmniej zbytecznych elementów. Powinien być wytrzymały i wozić dużo towaru naraz. A zużycie paliwa powinno być oczywiście jak najniższe, żeby na koniec dnia pracy wychodził korzystny stosunek spalania do ilości przewiezionych rzeczy. Jak to wszystko do siebie dodamy, to wychodzi nam Żuk z Andorią Volkswagen T4. No Volkswagen T4 jest bardzo fajny, tak. Wiem co mówię. Ale nie o tym chciałem.
A gdyby zrobić vana, który tym zasadom się nie kłania?
Wtedy mielibyśmy auto dostawcze z koszmarnie długim przodem, niezbyt dużą przestrzenią ładunkową i gigantycznym zużyciem paliwa. Zamiast diesla 2.5, który pali powiedzmy 8 litrów, dajesz 4.0 V6, które pali 17 na 100 albo 5.6 V8, które wciąga powyżej 20 litrów na setkę. Zamiast platformy dla aut dostawczych stawiasz go na platformie z pickupa, więc podłoga ładowni jest wyżej niż u konkurencji. Kiedy już wszystko zrobisz źle, lepisz na niego znaczek Nissana, z tyłu dajesz oznaczenie NV 1500/2500/3500/HD i rzucasz Amerykanom na rynek. A oni to kupują, sami nie wiedząc dlaczego.
I to przez prawie 10 lat
Nissan NV, zbudowany z użyciem komponentów dużego pickupa Titan, był wytwarzany bez większych zmian od 2011 r. Pod ogromną, przewymiarowaną maską mieściły się ogromne, bezsensownie paliwożerne silniki 4.0 V6 lub 5.6 V8 – podobnie jak w Titanie. Przód był długi, ale za to kabina – mała.
Nie był to najpopularniejszy van, ale są one faktycznie spotykane w Stanach Zjednoczonych. Intensywnie je fotografowałem, gdy odwiedzałem ten kraj. Znacznie więcej spotyka się w ich w interiorze niż na wschodnim wybrzeżu, zwłaszcza w Tennessee – ten stan jest amerykańską siedzibą Nissana i ta marka rządzi w mieście muzyki country. Nigdy nie mogłem pojąć, co kierowało jakimkolwiek klientem, żeby wybrać tak absurdalnego vana, skoro inne mają realną przewagę w niemal każdej kategorii. Ostatnio jednak klienci zrosądnieli: w 2019 r. sprzedało się 20 tys. sztuk NV i ponad 150 tys. Fordów Transitów.
Jednak NV coś w sobie miał
Był taki prostacko-wulgarny, ale z amerykańskim urokiem. Jak te burgery z Huddle House, których nie da się zjeść na jeden raz. Jak festiwal tańca i strzelania w Wyoming. Coś okropnego, ale okropność nie zawsze musi być odpychająca, czasem może być fascynująca. A już najlepszy był NV w wersji Passenger (mikrobus) z 12 miejscami i z V8. Prawdziwy amerykański krążownik szos XXI w. Ale reorganizacja w Nissanie nie pozostawia miejsca na tego dinozaura. Rolą dinozaurów jest wymierać, tak jak chomik kupiony dziecku służy do zapoznania go z koncepcją śmierci. Ciekawe czym Nissan zastąpi ten wspaniały model w Stanach, przecież Billy Ray z Kentucky nie będzie woził swoich kur czterocylindrowym dieslem.