Nie będzie dopłat na używane samochody elektryczne. Minister twierdzi, że nigdy nie było takiego pomysłu. My wiemy, że był
Minister klimatu Paulina Hennig-Kloska zaprzeczyła, jakoby kiedykolwiek planowano program dopłat do używanych samochodów elektrycznych, czym obraża inteligencję i pamięć własnych wyborców.
W maju tego roku podano szczegóły rewizji Krajowego Planu Odbudowy (KPO), które obejmowały dopłaty do używanych samochodów elektrycznych. Wszystko było prawie gotowe, o czym zresztą informowała ta sama minister klimatu, która teraz temu zaprzecza. Dopłaty miały obejmować auta używane nie starsze niż 4 lata i nie droższe niż 150 tys. zł, a ich ostateczna wysokość miała nie przekraczać 40 tys. zł. Pomysł wydawał się zupełnie niezły, wzorowany zresztą na rozwiązaniach amerykańskich – tam można dostać nawet 4000 dolarów dopłaty do używanego auta na prąd.
Teraz Paulina Hennig-Kloska twierdzi, że nic takiego nigdy nie mówiła
Nie ma i nie było takiego planu, żeby w ramach KPO zrobić program na używane samochody elektryczne – dokładnie tak powiedziała w programie Gość Wydarzeń w Polsacie. Nie wierzycie, że można tak bezczelnie... opowiadać nieprawdę? Oto link do zapisu tego programu. Polecam oglądać od jedenastej minuty. Pani minister bardzo się denerwuje, kiedy przypomina się jej o programie dopłat do elektrycznych aut używanych. Do tego stopnia się denerwuje, że zamiast „zdementować” mówi „zdemontować”.
Skąd taka nerwowa reakcja?
Spodziewam się, że pani minister otrzymała reprymendę od lobbystów motoryzacyjnych, stąd musi teraz z jawną agresją twierdzić, że nigdy, absolutnie nigdy nie przeszło ani jej, ani nikomu ze znanych jej osób przez myśl, że polski rząd mógłby dopłacać do zakupu aut innych niż fabrycznie nowe. Tylko fabrycznie nowe samochody elektryczne są bezemisyjne, pamiętajcie o tym. Te używane to już tylko tak udają, one tak naprawdę trują tak samo jak spalinowe. Pani minister reaguje tak, jakby chciała bardzo, bardzo przekonać swoich mocodawców, że absolutnie odcina się od tego fatalnego, niewczesnego, szkodliwego pomysłu dotowania pojazdów z drugiej ręki. Przecież to by godziło w zyski, a zyski są najważniejsze na świecie (znacznie bardziej niż klimat).
Ale minister Hennig-Kloska powiedziała jeszcze jedną ciekawą rzecz
Obowiązkowe strefy czystego transportu mają powstać w czterech polskich miastach z powodu przekroczenia limitów tlenków azotu. W Warszawie już jest, pozostały jeszcze Kraków, Wrocław i Katowice. Ale oto dowiedzieliśmy się, że gdy tlenki azotu spadną do akceptowalnego poziomu, to strefę będzie można wycofać. I teraz uwaga: te tlenki spadną, to więcej niż pewne – nawet gdyby strefy nie wprowadzać, bo przecież samochody są coraz nowsze, a te stare kapcie z Euro 2 i Euro 3 już prawie wybiło, ponadto zwiększa się odsetek samochodów elektrycznych. Ostatecznie więc stężenie NO2 musi spaść. Czy wtedy strefy znikną?
Otóż nie, nie znikną.
Przecież ich zadaniem jest napędzanie sprzedaży nowych samochodów, więc nawet gdyby powietrze w czterech największych miastach Polski (przepraszam Poznań) stało się czyste jak łza, to strefy pozostaną w pełnej mocy, a nawet będą jeszcze bardziej zaostrzone. Pani minister mówi makiawelicznie, że samorządy będą mogły samodzielnie zdecydować o kształcie stref „czy to będzie deptak, czy większa część miasta”, ale nie należy jej wierzyć w takim samym stopniu jak nie należy wierzyć w to, że nie mówiła nigdy o dopłatach do używanych samochodów elektrycznych.
Podsumowując: tylko nowe samochody elektryczne są naprawdę ekologiczne. Trzyletni samochód elektryczny zamienia już Polskę w szrot Europy. W sumie człowiek o tym wiedział, ale jednak się łudził.